BĘKART
Nauka wszystkich komnat i łączących ich korytarzy zajęła
Lilianie trzy dni. Niejednokrotnie błądziła, ale za każdym razem z opresji
ratował ją Sebastian. Zupełnie jakby życie ograniczał do śledzenia poczynań
dziewczyny.
Sama praca w archiwum koszmarnie nudziła. Polegała jedynie
na przerzucaniu zwojów z jednego do drugiego miejsca na półce, czasami ich
ponownego pieczętowania. Zarówno ojciec Horacy jak i jego młody pomocnik
sprawiali wrażenie zafascynowanych każdym kawałkiem papieru. Liliana czuła
jedynie irytację, bo nie mogła przeczytać, co na tych kawałkach napisano.
Wiedziała, że to zadanie nie będzie wielokrotnie powtarzaną
„podróżą pełną przygód”. Mimo to chciała więcej. Jakby tego było mało, w
ciasnych pomieszczeniach archiwalnych odczuwała niepokój. Nigdy nie przepadała
za zamkniętą przestrzenią, a w bibliotece dodatkowo brakowało okien i
powietrza. Wiecznie uśmiechnięty Sebastian nie pasował do smętnego krajobrazu,
ale z czasem nawet i on zblakł, skupiony na sortowaniu zwojów.
– Jak tutaj trafiłeś? – zapytała szóstego dnia, czując
potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem.
Jedli wtedy zupę w
kuchni, która smakowała lepiej niż jakakolwiek w jej życiu. Kucharka, gotowała
wspaniale, ale była niemiła i zapatrzona w siebie.
– A ty? – mruknął z uśmiechem, wpychając do ust kolejną
łyżkę gorącego wywaru.
– To nie mów – warknęła i skupiła spojrzenie na misce.
Później układali na półkach księgi, w pokoju gdzie światło
dawała tylko jedna, niezbyt wielka świeca. Na całe szczęście przywykła już do
ciemności. Zazwyczaj w pracy towarzyszył im ojciec Horacy albo jego wysłannicy,
jednak tym razem w pomieszczeniu przebywali całkiem sami.
– Zaspokoję twoją ciekawość – wypalił w pewnym momencie
Sebastian, a Liliana upuściła na ziemię wszystko, co trzymała w rękach.
Od uderzenia uniosły się tumany kurzu, ale zanim zdążyła
cokolwiek z tym zrobić, chłopak już był przy niej.
– Uważaj! To są bezcenne eksponaty! – Pozbierał pośpiesznie
rzeczy z podłogi, po czym odłożył je na dębowy stolik. – Kto by pomyślał, że z
rycerzy takie fajtłapy – dodał obrażony, przytulając księgi do piersi.
– Uważaj, bo wytrę tobą podłogę – warknęła.
– Jak zrobisz to tak, jak pracujesz z dokumentami, to po
wszystkim wciąż będzie brudna.
Nie miała ochoty uczestniczyć w tych dziecinnych
sprzeczkach, więc powróciła do nużącej próby porządkowania papierów.
– Wychowano mnie w klasztorze ojca Horacego – powiedział
spokojnie, nie przerywając pracy. Tym razem dźwięk jego głosu jej nie
zaskoczył. – Uwielbiałem lekcje czytania i pisania, dlatego skierowano mnie na
kaligrafię. Pół życia spędziłem z księgami, świetnie sobie radziłam, więc po
aferze z magnatem poproszono mnie o pomoc w bibliotece.
– Aferze z magnatem? – powtórzyła, starając się brzmieć
naturalnie, chociaż od środka zżerała ją ciekawość. Znała jedynie ogólne
informacje na temat konfliktu.
– Niewiele wam mówią, co?
Nie odpowiedziała, ale on najwyraźniej uznał to za zgodę.
– Widziałem, jak cię to poruszyło, wtedy pod drzwiami.
Tutaj wszyscy o tym wiedzą, nawet ja, chociaż rzadko opuszczałem klasztor. –
Zrobił pauzę, oczekując od dziewczyny reakcji. Nie doczekał żadnej, więc
kontynuował. – Każdy władający ziemią ma obowiązki wobec władcy i ten tutaj
dbał właśnie między innymi o królewskie dokumenty. Król musiał mu ufać, skoro
powierzył osobie spoza stolicy takie zadanie. Potem, nagle przybył następca
tronu i oskarżył magnata Hermickiego o zdradę! Ten przysięgał niewinność, ale
na nic się to zdało. Został stracony, a to miejsce poszło pod władanie doradcy.
Wiesz, każdy zdrajca zawsze przysięga niewinność. Tylko że jeśli chodzi akurat
o tego, to nie wiem do końca, po co miałby to robić. Posiadał wszystko, czego
dusza zapragnie: pozycję, majątek, rodzinę. Po co miałby tak ryzykować?
– Żeby mieć lepszą pozycję, majątek, a może i rodzinę –
powiedziała Liliana, powtarzając kiedyś zasłyszane słowa.
– Ja go poznałem, w końcu to brat ojca Horacego… – zamilkł
na chwilę, zerkając kątem oka na dziewczynę. – Nie sprawiał wrażenia cwanego,
bardziej zakochanego w swoim życiu. W okolicy nikt za nim nie przepadał, nie
dbał o miejscowych, za bardzo pochłaniał go zachwyt nad samym sobą. Ojciec
Horacy też nie darzył go szacunkiem, niejednokrotnie popadali w konflikt. Ale
zdrada?
– Nie tobie to oceniać – rzuciła. – Nie rozumiesz wielkiej
polityki, tak samo jak ja i wielu naszych kompanów. Słyszałam o dorosłych
mężczyznach, którzy przez wiele lat udawali dziecko. Nikt nie spodziewa się
zdrady, dopóki jej nie wykryje.
– Możesz mieć rację – Sebastian pokiwał głową z uznaniem,
kompletnie nieprzejęty wzburzeniem dziewczyny. – Ale teraz twoja kolej.
Zapytałaś mnie, jak tutaj trafiłem… a ty?
– Dostałam zadanie od dowódcy – odrzekła, siadając okrakiem
na niskim taborecie.
Sebastian zmierzył ją spojrzeniem, oceniając niezbyt
damskie zachowanie.
– Nie o to mi chodzi – rzucił, rezygnując z kąśliwej uwagi.
– Interesuje mnie, jak zostałaś rycerzem.
Zareagowała wymuszonym śmiechem, na który on nie dał się
nabrać. Zmarszczył czoło, czekając cierpliwie na odpowiedź.
– Nie wiesz, jak można zostać członkiem Gwardii Królewskiej?
– A kto to wie? – parsknął Sebastian, wycierając kciukiem
długi nos. – Przecież nie na co dzień można spotkać jednego z was. Poza tym,
nie pytałem o historię jakiegoś tam człowieka, tylko twoją.
Nie odpowiedziała od razu. Najpierw bezmyślnie rozkładała
zwoje, zbierając myśli. Nie tylko nie potrafiła przywołać w pamięci wszystkich
wspomnień z tamtego okresu. Przede wszystkim nie wiedziała, ile powinna mówić,
żeby nie wpędzić siebie i Aarona w kłopoty.
– Kiedy odwiedzałam wioski razem z bratem… – zaczęła powoli.
– Masz rodzeństwo?
– Tak – rzekła już bardziej pewnie. – Podobnie jak ja
należy do rycerzy Lagary, ale wysłali go na wschód. Broni twierdzy na
Deszczowych Wzgórzach, ale dawniej zawsze byliśmy razem. Pewnego dnia
zobaczyliśmy właśnie takiego gwardzistę, robił wrażenie. Potem podsłuchaliśmy,
jak ludzie mówili, że takiemu to nic nie brakuje, więc… namówiliśmy naszego
opiekuna, żeby nas zapisał. Potem przeszliśmy przez testy wstępne i tyle.
To nie była do końca prawda, ale nie chciała wnikać w
szczegóły. Kiedy zobaczyli po raz pierwszy rycerza króla, czuli jedynie strach.
Wysoki człowiek, na silnym koniu, w pełnym, czarnym uzbrojeniu nie wzbudzał ich
zaufania. Nie interesowała go para dzieciaków ukrytych za drzewem, tylko to ich
uratowało.
Dopiero później usłyszeli, że ludzie w ciemnych, pięknych
strojach to gwardia. Już od dłuższego czasu błądził w ich głowach pomysł, żeby
zostać rycerzem. Mogliby wtedy lepiej walczyć, więcej jeść i po prostu przeżyć.
Tylko że otrzymanie miejsca w orszakach wymagało słusznego pochodzenia, a oni
nawet nie znali swoich imion. W końcu dotarła do nich informacje, że od
szkolących się w Lagarze nie wymagano niczego ponad oddania ich przez opiekuna.
Problem polegał na tym, że oni nie mieli żadnego.
Czasu było niewiele, więc poświęcili jedynie kilka dni na
zdobywanie informacji. Praktycznie nie spali, nie jedli, cudem uniknęli
choroby. W końcu dali radę odnaleźć żebraka, który był do tego stopnia zdegenerowany,
że nie zdołał nawet pisnąć, kiedy Aaron uderzył go w szczękę, pozbawiając
przytomności. Zaciągnęli go do lasu, daleko od zaludnionych terenów
podmiejskich. Dopiero tam oblali kubłem zimnej wody, co skończyło się atakiem
kaszlu, prychaniem i złorzeczeniem.
– Gówniarze! – wrzasnął, machając dziko rękoma. – Jakim
prawem, wy… – zamilkł, kiedy w końcu zamazany obraz przed jego oczami nabrał
ostrości. Co dokładnie w nich zobaczył, Liliana nie wiedziała.
– Będziesz naszym opiekunem – powiedziała pogodnie
dziewczyna. Zmrużyła oczu, uśmiechając się i uniosła ramiona, przytykając palce
do drobnej buzi.
– Szaleńcy… – wycharczał, wytrzeszczając oczy.
– Dostaniesz pieniądze. – Wyciągnęła w jego kierunku worek
wypełniony srebrnymi monetami. – Musisz tylko z nami pójść i zapisać nas do
Gwardii Królewskiej.
– Żarty jakieś… – burknął. Splunął na ziemię, zaraz potem
głośno beknął, najwyraźniej uspokojony ich pokojowym zachowaniem. – Wasz ojciec
nie może was tam wysłać? Co to w ogóle za gwardia?
W odpowiedzi Aaron rzucił w jego stronę kawałkiem papieru,
na którym napisano ogłoszenie prosto z Lagary.
– Nie umiem czytać – mruknął mężczyzna, jakby to zachowanie
obraziło go bardziej niż cios w głowę i oblanie lodowatą wodą. – Widzę pieczęć
królewską, to coś oficjalnego?
Oni też nie potrafili, ponad to nie mieli pojęcia, co to
znaczy „oficjalne” ani czym była królewska pieczęć. Wiedzieli, że chcieli
dołączyć do gwardii... i w sumie tyle.
– Nasz opiekun nie chce nas tam zabrać – kłamała, zerkając
na Aarona.
– Nie chce was też nakarmić – wymamlał, bekając przy
okazji. – Nie będę się w to mieszał, poszukajcie kogoś innego.
– To za co będziesz pił? – zapytała zdawkowo. – Nie masz
pieniędzy, kraść też nie umiesz. Nie umiesz nic, nie robisz nic. Możesz nas tam
zaprowadzić, inaczej nie zdążymy na zgłoszenia.
– A co mnie to obchodzi? – rzucił niezbyt pewnie, kiedy
Aaron zaczął od niechcenia obracać w rękach stary nóż.
Nie wiedząc, co mogłaby jeszcze powiedzieć, wyciągnęła
ponownie przed jego nos worek.
Zgodził się. Nie pamiętała jak i co go w końcu przekonało.
Jednak zabrał dwójkę dzieciaków aż do zamku, gdzie czekało na nich nowe życie.
To była historia, którą znali tylko oni. Od momentu kiedy
przenieśli ich do Lagary, nigdy już nie spotkali mężczyzny, który za worek
monet otworzył im bramę do lepszej przyszłości. Najprawdopodobniej już nie żył,
bo jak inaczej mógł skończyć żebrak, wydający ostatnie grosze na alkohol...?
– Pochłonięta przez wspomnienia? – wyrwał ją z zamyślenia
Sebastian. – Kogo tam widziałaś? Księcia na białym koniu?
– Księcia na koniu? – powtórzyła, marszcząc brwi, wciąż
nieobecna myślami.
– Kiedy dziewczyna marzy o swoim idealnym mężu, to ponoć
zawsze jest właśnie książę na białym koniu.
– Dlatego, że jest bogaty? – zapytała zaciekawiona,
przypominając sobie pierwszego dowódcę.
Zdecydowanie mogła nazwać go człowiekiem, którego skrycie
pragnie wiele kobiet. Nie ze względu na urodę, o tym Liliana zresztą nie miała
pojęcia. Chodziło bardziej o sposób poruszania czy mówienia, typowy królewski
blask, który go otaczał. Mimo to uważała, że kobiety wybierają mężów na
podstawie jego stanu majątkowego. Ślub miał na celu przekazanie dziewczyny do
domu mężczyzny, a każda chciała mieć jak najwygodniejsze życie.
– Nie o to mi chodziło, ale niech ci będzie – zaśmiał się.
Z czasem przywykła do towarzystwa Sebastiana, który w
szarości wykonywanej pracy tryskał energią. Ich konwersacje nie należały do
szczególnie długich, a w obecności ojca Horacego nie pozwalali sobie nawet na
krótką wymianę zdań. Pomimo tego, nawet kiedy na twarzy chłopaka nie gościł
uśmiech, w oczach błyszczała łobuzerska iskra. Pod wieloma względami
przypominał Fomę, z tym że rycerz posiadał o wiele więcej ogłady i chociaż
lubił dyskutować, to nigdy nie zadręczał tym innych.
Nie potrafiła rozgryźć ojca Horacego i to nie dawało jej
spokoju. Mężczyzna zawsze przemawiał do niej z szacunkiem, niejednokrotnie
pytał o samopoczucie. Zawsze działał spokojnie, nie wykonywał niepotrzebnych
ruchów. Doskonale wiedział, gdzie schowano dane księgi, jak je układać, gdzie
przenosić. Mimo to nie nawiązywał z nikim bliskich relacji. Nawet Sebastian,
który mówił o nim niemalże jak o istocie boskiej, nie zajmował jego czasu.
Dlatego, kiedy pewnego dnia ojciec Horacy zadał jej pytanie, nie mogła wyjść ze
stanu zdumienia.
– Wiesz, czym jest zdrada, Liliano?
Na początku nie wiedziała, czy te słowa w ogóle skierowano
do niej. Obróciła się dookoła, ale nikt poza nimi nie przebywał w pomieszczeniu.
– Ja… – zaczęła. – Mówił pan coś?
– Pytałem, czy wiesz, czym jest zdrada – powtórzył ojciec
Horacy, mierząc ją czujnym spojrzeniem.
– Jak każdy. To wspieranie wrogów króla.
Mężczyzna posłał jej protekcjonalny uśmiech. Definicja,
której nauczali w Lagarze, nie należała do długich ani skomplikowanych. Nikt
też szczególnie jej nie rozpisywał, bo nikt nie miał wątpliwości, że z siłami
przeciwnymi władcy nie wolno rozmawiać, najlepiej w ogóle się doń nie zbliżać.
Najwyraźniej to ojcu Horacemu nie wystarczało.
– Pan uważa inaczej? – zapytała bardziej z uprzejmości niż
ciekawości.
– Uważam, że to określenie stworzone specjalnie na potrzeby
szeregowego rycerza. W praktyce nic nie wyjaśnia, ale w razie czego obejmuje z
góry wiele przypadków, więc zawsze można je zastosować.
– To jakie będzie poprawne? Które nie pozostawi pola na
wątpliwości?
– A jak ty uważasz?
Tym pytaniem ją zaskoczył. Rycerzy nikt nie pytał o zdanie,
a już zwłaszcza w kwestiach ideologicznych. Wojownicy nie zajmowali umysłów
filozoficznymi kwestiami, skupiając całą uwagę na walce. Ponad to uznawano, że
kwestionowanie praw tego świata to sprzeniewierzanie się królowi, który ustalił
porządek. Dlatego Liliana milczała, ale w gruncie rzeczy i tak nie wiedziała,
co innego zrobić. Mimo to ojciec Horacy cierpliwie czekał na jej odpowiedź,
przez co otaczająca ich cisza tylko potęgowała nerwową atmosferę.
– Nie wiem – rzuciła w końcu, zmęczona oczekiwaniem. –
Nigdy o tym nie myślałam. Mojego brata interesują takie rzeczy, mnie nie. Wiem
tylko, że zdrada to ból dla obu stron.
– Ból? – dociekał ojciec, zachęcając ją do kontynuowania.
Tylko że ona była już zmęczona rozmową. Wolała dokuczanie
Sebastiana.
– Wszyscy wtedy cierpią. Król, który został zdradzony, bo
ktoś go oszukał. A ten drugi też, bo spotyka go za to kara.
– A co jeśli kara go nie spotka?
– Wtedy to nie jest zdrada.
Od tamtej pory ojciec Horacy zadawał coraz więcej pytań,
powodując u niej uczucie rozdrażnienia. Odnosiła wrażenie, że chciał ją
zdemaskować. Czasami wystarczyła mu wymijająca odpowiedź, ale w większości
przypadków zmuszał Lilianę do kombinowania. Nawet gdy zastanawiała się przez
pół dnia, nigdy nie wydukała więcej niż dwa zdania. W pewnym momencie naprawdę
miała tego dość. W jej głowie szalały usłyszane słowa, refleksje, żądania. „Co
oznacza wierność?”. Miłość, rozsądek, prawda, moralność, mądrość, siła,
bohaterstwo i wiele innych. „Jeśli masz wiele do zyskania, ale możesz tyle samo
stracić, podejmujesz ryzyko?”.
To ostatnie szczególnie zapadło jej w pamięć.
Liliana na ogół ostrożnie stawiała kroki. Nie wynikało to z
usposobienia dziewczyny, ale doświadczenia nabytego w trakcie krótkiego życia.
Jeśli pozwalała sobie na nieuwagę, zawsze wpadała w kłopoty. Na niektóre z nich
mogła spojrzeć z nostalgią, ale większość powodowało uczucie wstydu. Zwłaszcza
że ryzykowała życiem innych osób.
Horacy nie szczędził jej pytań, w odróżnieniu od grupy
Chabra. Rycerzy nie widywała praktycznie wcale, co również wypełniało dziewczynę
frustracją. W końcu należała do członków gwardii tak samo jak oni, a traktowali
ją jak towar gorszej kategorii. Dotyczyło to oczywiście wszystkich kobiet, a
Lilianę spokojnie można było nazwać esencją gatunku. W przeciwieństwie do Gai,
którą nietypowa uroda klasyfikowała gdzieś pomiędzy niewyrośniętym chłopcem a
dziwadłem, ona nosiła znamiona większości typowych dziewczęcych cech. Włosy
miała długie i kręcone, oczy otoczone długimi rzęsami, usta drobne i różowe.
Jej budowa również nie pozostawiała wątpliwości. Piersi być może nie skupiały
spojrzenia, ale wąska talia, szerokie biodra i zgrabne nogi już tak. Medyk
powiedział kiedyś, że miała idealną miednicę do rodzenia dzieci. Z tym, że
rycerze oczywiście nie mogli ich mieć.
W Lagarze nauczyli dziewczynę nosić się jak mężczyzna.
Zakładała podobne ubrania, związywała włosy. Idąc, mocno stawiała kroki, stała
sztywno, chciała zajmować więcej miejsca niż naturalnie. Marszczyła brwi, pluła
na ziemię… czasami. Mimo to w grupie Chabra była jedynie głupią dziewuchą.
Tylko raz pozwoliła sobie na bunt… i potem mocno, naprawdę
mocno tego żałowała.
Wiedziała, że kolejna próba rozmowy z Chabrem nie będzie
miała żadnego sensu. Kilka razy usiłowała zwrócić jego uwagę, ale z żadnym
skutkiem. Kristof jakkolwiek nie wydawał się paskudny, chociaż nie udawał, że
jej nie widzi. Tak założyła, kiedy zapukała do drzwi pokoju mężczyzny, który
jako jedyny, poza Chabrem, nie musiał z nikim dzielić sypialni.
Od razu odskoczyła od progu, żeby w razie czego uciec. Nie
miała pojęcia, w jaki sposób rycerz korzystał z samotności. W większej grupie
najczęściej reagował agresywnie, podkreślając swoją dominację. W mniejszej
więcej milczał. To również była jej obserwacja, ale też nie mogła wyciągnąć
jednoznacznych wniosków.
Nie czekała długo. Głośne kroki wraz z wiązanką przekleństw
zapowiedziały mężczyznę, który otworzył drzwi z taką siłą, że niemalże wyrwał
je z zawiasów.
– A ty tu czego? – warknął na przywitanie.
Nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Drżały jej
kolana, zaschło w gardle, a żołądek miała tak ściśnięty, że prawie zwymiotowała.
Kristof nie wyglądał na choćby minimalnie spokojniejszego
niż zazwyczaj, wręcz przeciwnie. Kiedy podniósł rękę, była pewna, że ją uderzy.
Jednak ona spoczęła jedynie na framudze drzwi.
– Właź – powiedział głośno, wpuszczając ją do środka. Nie
zabrzmiało to jednak jak zaproszenie, lecz polecenie.
Wykonała je posłusznie, wycierając dłonie o spodnie.
Komnata Kristofa wyglądała dokładnie tak, jak mogła
przewidzieć. Niewielkie pomieszczenie wypełniała masa gratów, których rycerz
nie miał chęci uporządkować. Na stole leżały nie tylko ubrania, ale również
resztki jedzenia, nóż, pusta sakiewka, rozsypana ziemia oraz mapa. W tym małym
śmietniku spokojnie podróżował pająk… przynajmniej dopóki Kristof nie zmiażdżył
go pięścią.
– No? – sprowadził ją na ziemię ostry jak brzytwa głos.
– Nie chcę pracować nad archiwami – wybąkała, pochylając
głowę. Nie sprecyzowała, że chodziło jej głównie o ojca Horacego. – Od tego
jest skryba… to znaczy, tak mi się wydaje, ale nie rycerz! Tylko im
przeszkadzam.
– Przyszłaś tu popłakać? – zakpił, wycierając rękawem nos.
– Myślisz, że to mnie, kurwa, wzrusza?
– Nieprawda – jęknęła, chociaż wiedziała, że to Kristofa i
tak nie przekona. – Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie mogę zrobić czegoś
pożytecznego. Do czego mnie szkolono. Ja…
Nie potrafiła wyrazić, jak bardzo zależało jej na uznaniu.
Gdziekolwiek się nie udała, cokolwiek nie zrobiła, zawsze wychodziła na
najsłabszą. Jeśli dziewczyny za to nie znieważano, to traktowano jak pokrakę,
której nieustannie trzeba pomagać. Zasługiwała na to, prawda. Tylko nie mogła
dokonać żadnych zmian, jeśli nikt nie chciał jej szkolić.
– Chcę się do czegoś przydać! – wydusiła w końcu, a chociaż
jej głos nie zadrżał ze strachu, to zaraz po zamknięciu ust zacisnęła zęby.
– Chcesz się na coś przydać? – powtórzył Kristof zimno, a
potem zarechotał.
W jego śmiechu wyczuła coś zwierzęcego, co wcale nie było
jej obce, ale nigdy nie musiała walczyć z tym sama. Nie zdążyła zareagować,
kiedy mężczyzna powiedział:
– Świetnie. Rozbieraj się.
Wytrzeszczyła oczy, czując, jak coś gorącego wypełnia jej
ciało. Organizm naturalnie zmusił ją do przyjęcia pozycji obronnej, ale poza
tym nie wiedziała nawet w jaki sposób miałaby ominąć Kristofa.
– Na dalej. Chyba chciałaś się do czegoś przydać.
Masz teraz okazję – wycedził mężczyzna, wbijając w nią dzikie spojrzenie.
Nie ruszyła z miejsca. Nie kiwnęła nawet palcem.
Podszedł do niej i popchnął na łóżko za plecami. Uderzyła
głową o framugę. Ostry ból wypełnił czaszkę, a potem świat zaczął wirować,
chociaż nie wiedziała, czy to siła ciosu, czy strachu. Leżała nieruchomo jak
szmaciana lalka, ale kiedy poczuła rękę Kristofa na kolanie, wszystko w ciągu
sekundy nabrało ostrości. Jakby ktoś umieścił w jej umyśle alarm, który zaczął
piszczeć, przysłaniając rzeczywistość. Liczyło się tylko, żeby uciec.
Ale żeby uciec, trzeba walczyć.
Spróbowała przewrócić się na brzuch, ale mężczyzna
przytrzymał ją w miejscu. Chciała wywinąć nadgarstki, przełożyć nogi, wbić
łokieć… cokolwiek, ale nic nie przyniosło skutku. Nic, bo nie miała na to
szansy. Kristof znał techniki Lagary. Z każdą chwilą, jej ruchy stawały się
coraz bardziej agresywne, desperackie, rozpaczliwe. Biła, kopała, gryzła, ale
rycerz najwyraźniej czerpał z tego przyjemność. Kiedy w końcu puścił jej
ramiona, zdołała zmienić pozycję, ale wtedy złapał dziewczynę za włosy i
uderzył jej czołem o ścianę. Zaczęła kaszleć głośno, krztusząc się śliną, a to
był pierwszy dźwięk, który wydała od początku tej niemej walki.
Mogła krzyczeć. Tylko nikt by jej nie uratował. Bo nikogo
nie obchodziło życie jakiejś tam dziewczyny, w dodatku na łasce rycerza gwardii
wyższego stopniem.
Zaczęło brakować jej sił. Ruchy traciły na szybkości,
podczas gdy Kristof najwyraźniej zyskiwał na mocy. Wykręcił rękę dziewczyny do
tego stopnia, że niemalże ją połamał. Zobaczyła na poduszce ślady własnej krwi,
kiedy rycerz wbił kolano w jej plecy.
Wtedy znieruchomiała.
Nie miała szans. Był od niej silniejszy i mógł z nią zrobić
co chciał.
Przyłożyła policzek do poduszki, zamykając oczy. Jej umysł
wypełniał tylko ból, skupiła na nim całą uwagę, żeby nie móc już czuć kolejnego.
Wtedy do jej uszu dotarło gorąco oddechu Kristofa, z zaraz potem jego szorstki
głos.
– Widzisz, kurewko. Nie potrafisz walczyć, pieprzyć się też
nie. Żaden z ciebie facet, żadna z ciebie baba. Jesteś kompletnie bezużyteczna.
Wstał, zostawiając ją nieruchomą na łóżku. Nie widziała co
robi, słyszała tylko jego ciężkie kroki w pomieszczeniu, dźwięk ostrza
chowanego do pochwy i skrzypienie drzwi, kiedy stanął w progu.
– Posprzątaj po sobie – warknął.
Nie dodał nic więcej. Po prostu wyszedł.
***
Wrzucam kolejny rozdział, bo to zawsze mnie trochę popędza w pisaniu ; )
Nie chcę się za bardzo rozpisywać, bo nie ma co przedłużać. Jak zwykle, odpowiadam na wszystkie pozostawione komentarze w przyszłości bliskiej i odległej. Na niewidzialne komentarze nie odpowiadam, ale i tak pozdrawiam wszystkich, którzy się tu pojawiają. A ostatnio doznałam szoku, bo okazało się, że takie osoby istnieją. Wiecie - że tak mnie odwiedzają z ukrycia. Niesamowite :D
Dużo miłości <3
EDIT. JESZCZE COŚ! (miało być krótko, ale nie będzie)
Wprowadziłam małe zmiany na podstronach, które w sumie nic nie zmieniają, ale wiecie - wejście w życiu po ogłoszeniu i w ogóle haha. Tak na serio, kiedyś miałam ambitny plan dawać rozdział raz na 2 tygodnie, ale raz w miesiącu to chyba i tak często. No i trochę zweryfikowałam siebie co do czytania innych blogów, ale to też nic takiego. I dałam maila. Piszcie, co chcecie :D
No a jak ktoś chciałby, żebym go informowała o nowym rozdziale, to mogę. Tak sobie pomyślałam nagle po roku ;p
EDIT. JESZCZE COŚ! (miało być krótko, ale nie będzie)
Wprowadziłam małe zmiany na podstronach, które w sumie nic nie zmieniają, ale wiecie - wejście w życiu po ogłoszeniu i w ogóle haha. Tak na serio, kiedyś miałam ambitny plan dawać rozdział raz na 2 tygodnie, ale raz w miesiącu to chyba i tak często. No i trochę zweryfikowałam siebie co do czytania innych blogów, ale to też nic takiego. I dałam maila. Piszcie, co chcecie :D
No a jak ktoś chciałby, żebym go informowała o nowym rozdziale, to mogę. Tak sobie pomyślałam nagle po roku ;p
Jeden z lepszych rozdziałów według mnie. Podoba mi się sposób, w jaki przedstawiłaś przeszłość Liliany i jej brata. Zastanawia mnie, co stało się z ich rodzicami, choć tego pewnie też kiedyś się dowiemy. Muszę przyznać, że w ich sytuacji to, że udało im się dolączyć do armii, to prawdziwy dar od losu. To na pewno zmieniło ich życie na lepsze, nawet jesli sluzba ma wiele minusów... Podoba mi się, że ten mężczyzna z biblioteki rozmawia w taki sposób z Lilianą, że pokazuje je, że jej zdanie się liczy. Tylko mamm wrażenie,że przez to, co stało się na końcu rozdziału, jej i tak niska samoocena jeszcze podupdanie. NIe znajduję słow na opisanie tego, co uważam o Kristofie, po prostu aż mnie krew zalewa na samą myśl. a najgorsze jest to, że chyba w tym świecie Lilana nie moze szukać sprawiedliwośći.... albo że nie jest to łatwe... Ale ja mam nadziejeę, że znajdzie. Że Liliana pójdzie gdzieś indziej, a Kristof zapłaci w jakiś sposób za to, co zrovił. ciekawe, co robi się z dziećmi żołnierzy, podrzuca się komuś, zostawia kobietę na pastwę losu i udaje,że się nie ma nic z tym wspólnego? czy jeśli któryś byłoby w porządku i kochał tę kobietę, to może w ogóle z nią być? Ciekawe, ciekawe... czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuje ; ))
UsuńKońcowa scena z pewnością wpływanie na Lilianę, to taka jakby kolejna kropla do wiadra, które w końcu się przeleje.
Pytasz o dzieci żołnierzy... chodzi ci o coś konkretnego? Bo o losie bękartów jeszcze wspomnę kilka razy, a to w pewien sposób dotknie i dzieci rycerzy. Tak samo jeszcze poruszę kwestię miłości, małżeństw itp. Nawet bezpośrednio za hm... 2-3 części? Jakoś tak ; )
Dzięki bardzo za komentarz ; )
no wlasnie o to, czy oni mogą się do nich przyznawać, czy jeśli chcieliby zostać z kobieta i wychowywać dziecko (wziąć ślub), to muszą rezygnować ze służby? to bardzo ciekawe ^^. i cieszę się, że będzie to poruszane tak szeroko ;p dużo można z takim pomysłem zrobić :D
Usuńzapraszam na nowość na Niezależność ;)
Podoba mi się relacja na linii Lili - Sebastian. Coś na zasadzie woda - ogień. Nie da się zaprzeczyć, że on ją denerwuje, a ona go w jakimś stopniu intryguje. Fajny duet, a te ich docinki czyta się z hmm... przyjemnością? To chyba złe słowo, ale w każdym razie te pojedynki słowne są interesujące :D
OdpowiedzUsuńTa przeszłość rodzeństwa... Nie mieli zbyt ciekawego życia i można powiedzieć, że ten przypadkowy żebrak odmienił ich los. Gdyby nie on, aż boję się pomyśleć, jak mogłoby potoczyć się ich życie. Trafienie do Lagary ich uratowało, choć wiadomo, że ma swoje cienie i blaski - jak wszystko.
Horacy to ciekawa postać. Liliana trochę się denerwowała podczas, gdy on zadawał te wszystkie pytania, a ja po części wcale jej się nie dziwię. Każdy by się chyba czuł poddenerwowany, bo to jednak nie były wcale takie błahe tematy, a poza tym on ciągnął ją za język.
Kristof... Co za człowiek! Pff, nie człowiek - nie zasługuje na takie określenie. Już wcześniej wydawał się okropnym typem, ale w tym rozdziale chyba pozbyłam się wszelkich złudzeń odnośnie jego postaci. Potwór. Mam nadzieję, że spotka go zasłużona kara, a Lili jakoś się po tym podniesie...
Tak odnośnie twojej notki pod rozdziałem - ja poproszę o informowanie o nowościach, bo chociaż mam cię w obserwowanych, to blogger uparcie nie wyświetla mi, że coś dodałaś :(
Ogólnie świetny rozdział, czekam na kolejny!
Pozdrawiam!
Nie ma sprawy, będzie informować :D
UsuńCo do Sebastiana, to też jeszcze wniknę w jego życie, chociaż nie będzie to szczególnie rozbudowane. Często to powtarzam, ale on ma swoje miejsce w tej historii i to chyba nawet ważne.
Natomiast czy Kristofa spotka kara? Hm... trzeba jeszcze trochę poczekać. Życie to nie bajka, ale też nie będzie tak, że dam mu po prostu zniknąć po tym ataku na psychikę Liliany.
Dziękuję ci za komentarz i pozdrawiam w tej słoneczny dzień ; )
Przeszłość Liliajny i Aarona jest ciekawa - w dalszym ciągu. Fajnie, że przedstawiłaś to w formie retrospekcji a nie suchego opisu. Byli raczej zmyślnymi dzieciakami xD Mam nadzieję, że będziemy się coraz więcej dowiadywać o ich przeszłości.
OdpowiedzUsuńW sumie praca Sebastiana i Liliajny przebiega lepiej niż się spodziewałam. A już na pewno nie przypuszczałam, że to z ojcem Horacym będzie mieć jakieś problemy. Chociaż po moim doświadczeniu z siostrami zakonnymi, powinnam była domyślić się, że ludzie w habitach potrafią zadawać niewygodne pytania xD
Co do Kristofa... nie mam słów. Cham i tyle. Mam nadzieję, że ktoś mu jeszcze da popalić i że będę mogła o tym przeczytać. Swoją drogą, kiedy słyszę imię Kristof to widzę uroczego blondynka z Krainy Lodu. Twój Kristof niszczy mi to imię :P
Ich przeszłość będę przedstawiać partiami, ale w pewnym momencie też wszystko się wyjaśni... ale jeszcze troszkę :D
UsuńKristof ma właśnie pokazać, że nie wszystko na świecie jest piękne i czasami taka przemoc psychiczna może bardziej niszczyć niż fizyczna. Liliana też musi w końcu zmierzyć się z rzeczywistością sama, a nie chować się za Aaronem lub murami Lagary
Dziękuję ci bardzo za komentarz ; ))
Podoba mi się, że wplatasz tutaj coraz więcej pobocznych wątków. Chociażby ten ze zdradą jakiegoś magnata. Nie wiem, jak wielki związek będzie to miało z fabułą, bo na razie wygląda to tylko na mało znaczące wtrącenie, ale cieszę się, że takie rzeczy się pojawiają. Wzbogacają opowiadanie i pozwalają lepiej poznać świat bohaterów.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że życie Liliany i Aarona przed wstąpieniem do Gwardii wyglądało w ten sposób. Teraz się nie dziwię, że dziewczyna postanowiła zrobić wszystko, byle tylko zostać żołnierzem. To była chyba dla niej jedyna (no i dla Aarona też) szansa na godne życie. No i wcale się nie dziwię, że jest jej teraz tak ciężko. W końcu nie urodziła się jako wojownik i nie została do tego szkolona od najmłodszych lat. Chyba musi minąć jeszcze trochę czasu zanim dorośnie do tej roli. Tym bardziej, że nic jej nie ułatwiasz. Nic a nic! :D Czytając tę scenę na końcu rozdziału aż mi krew zmroziło. Nie byłabym zaskoczona, gdyby ten cały Kristof posunął się krok dalej. Ta postać jest po prostu okropna, podła i bez honoru. Jak można tak traktować kobiety! Ale z drugiej strony, niestety pasuje mi do obrazu świata, który stworzyłaś :< Mam tylko nadzieję, że ktoś utrze mu kiedyś nosa i że po tym wszystkim Liliana stanie się silniejsza.
Pozdrawiam!
Wplatanie pobocznych wątków ma ten plus, o którym napisałaś, ale nie chcę, żeby historia mi się rozłaziła na boki, dlatego chciałabym te nitki ze sobą łączyć na miarę własnych możliwości. Dlatego historia tego magnata może okazać się mniej lub bardziej istotna, ale z pewnością nie będzie takim tam sobie wtrąceniem o niczym. Dla mnie takie wtrącenia o niczym to nie mogą zajmować tyle miejsca, inaczej moja historia będzie miała miliard stron.
UsuńA życiu Liliany i Aarona jeszcze trochę się pojawi, co dopełni też przecudny obraz. Chciałabym pokazać ich sposób myślenia, kiedy zdecydowali o wstąpieniu do gwardii, ale wejście w umysł dziecka jest straszliwie trudne, nie ma co.
Czy Krstofowi ktoś utrze nosa? No, będzie trzeba ciut na to poczekać ... tak sądzę zobaczymy jak się rozwinie sytuacja ;p
Dziękuję ci bardzo za komentarze, pozdrawiam serdecznie! ; ))