Mildred polerowała miecz, kiedy Milan dotarł do sali wejściowej. Ich
spojrzenia się spotkały, ale żadne nic nie powiedziało. W tej chwili kapitan
sprawiała wrażenie wyjątkowo spiętej, wiec młodszy rycerz nie chciał wchodzić
jej w drogę. Derwan również milczał, uwagę skupił na kroczącym w ich kierunku
mężczyźnie.
– Jego wysokość przyjmie was w sali obrad – powiedział przybysz w ozdobnej
szacie.
Mildred zmarszczyła brwi niezadowolona, po czym ruszyła za królewskim
doradcą.
Mijali kolejne korytarze, gdzie jeden wcale nie różnił się od drugiego.
Kamienne ściany, niewielkie okna, ozdobne kandelabry w bardziej wystawnych
miejscach… Co jakiś czas przechodzili obok portretów członków rodziny
królewskiej. Praktycznie wszyscy mieli włosy w kolorze czarnym i równie ciemne
oczy.
Dotarli do pozłacanych drzwi, gdzie doradca zostawił ich na chwilę,
najpewniej zapowiadając przed królem. Milan przeczesał nerwowo włosy.
Nie czekali jednak długo. Po chwili usłyszeli ciężkie kroki, a z
pomieszczenia wychylił głowę strażnik.
– Jego wysokość was oczekuje – powiedział oficjalnie, chociaż jego pozycja
wyglądała niezbyt poważnie.
Nie zwlekając, weszli do dużego pomieszczenia, będącego miniaturką sali
tronowej. Na samym środku ustawiono tron wraz z wygodnym fotelem po prawicy.
Prostopadle, przy ścianach znajdowały się dębowe ławy, przy których siedzieli
mistrzowie pióra. Doradcy zajmowali miejsca przy okrągłym stole, który pasował
tam jak pięść do nosa. Sam król kroczył w te i z powrotem po krwistoczerwonym
dywanie.
Był to mężczyzna prawie sześćdziesięcioletni, wskazywały na to siwe pasma w
kruczoczarnych włosach. Oprócz tego trudno dostrzec w nim starość. Poza
imponującym wzrostem miał szerokie, bardzo silne ramiona i pokaźne, zmęczone
walką dłonie. Chociaż z rysów twarzy przypominał księcia Dymitra, to jego
postawa, ruchy, wyraz twarzy znacząco ich różniły.
Następca tronu kroki stawiał ostrożnie, z rozwagą, dokładnie planując
następne posunięcie. Przy tym wszystkim pozostawał oschły, jakby wycofany,
chociaż skupiający na sobie uwagę. Sambor z pewnością należał do osób
energicznych, pewnych siebie, kierującym swym postępowaniem na podstawie
intuicji. Odwracał się rozmachem. Stąpając, uderzał butami o podłoże z
taką siłą, że echo wypełniało całą salę.
– Wasza wysokość – przemówiła Mildred, składając rycerski ukłon.
Milan podążył jej śladem, kiedy król skupił na nich ogniste spojrzenie.
– To rycerze z Gwardii Królewskiej, panie – wyjaśnił doradca, a król
wywrócił oczami.
– Przestać traktować mnie jak zniedołężniałego starucha – warknął, a jego
tubalny głos rozniósł się po pomieszczeniu. – Zapowiadałeś ich przed chwilą,
głupcze.
Milan usłyszał za plecami rechot któregoś ze strażników, ale nie zmienił
pozycji.
– Wstańcie, nie ma potrzeby tyle gapić się na moje buty, nic nie odróżnia
ich od waszych.
– Ależ panie – wtrącił jeden z mężczyzn przy okrągłym stole. – Toć to
najlepszejsza skóra, obuwie wykonał sam…
– Wyglądam, jakby mnie to obchodziło? – nie pozwolił mu dokończyć. –
Zamilcz.
– Przywieźliśmy list od drugiego dowódcy, wasza wysokość – rzekła spokojnie
Mildred, podczas gdy król zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów i zamlaskał z
niezadowoleniem.
– Od Dymitra?
– Ależ książę Dymitr jest pierwszym dowódcą, wasza królewska mość –
powiedział doradca po prawicy. – Pozycję drugiego dowódcy zajmuje niezmiennie Racław
syn Witolda ze Skierniewic.
– Trzeba było tak od razu! – huknął, podchodząc do rycerzy. – Jak cię zwą,
chłopcze? – skierował pytanie do Milana, a on poczuł się jak wrzucony ponownie
do studni.
– Milan syn Rubena z Zalesia – odrzekł szybko, zanim zdążył wpaść na coś
głupiego. Miał nadzieję, że zdenerwowanie nie było widoczne w jego zielonych
oczach.
– Syn Rubena? Cóż za niespodzianka! – Sambor zaśmiał się głośno i przez
ułamek sekundy wyglądał jak dobrotliwy starzec. – Poznałem twego ojca. To
rycerz wart szacunku! Pokaż mi ten list.
Mildred przekazała kopertę Milanowi, który oddał go bezpośrednio w ręce
króla. Ten jedynie zerknął na wiadomość, ale komunikat z pewnością nie należał
do wesołych. Sambor nachmurzył się, podniósł rękę i wycedził:
– Wynocha.
Nie podniósł nawet głosu, a wszyscy i tak zaczęli pospiesznie zbierać
pergaminy i mapy. Milan już miał ruszyć do wyjścia, kiedy Mildred zatrzymała go
w miejscu.
Mijali ich kolejni mężczyźni, aż w pomieszczeniu pozostali jedynie oni,
władca, jego prawa ręka i kilku strażników.
– A ten? – Król wskazał na Derwana, który tradycyjnie przybrał kamienny
wyraz twarzy.
– Wasza wysokość – powiedziała Mildred możliwie najniższym głosem. –
Znaleźliśmy na Słonecznych Dolinach jaskinię, być może pochodzi ona sprzed wielkiego
pożaru. Najlepiej wysłać tam dodatkową drużynę, żeby zbadała teren.
– A na jakiej podstawie tak uważasz? – zadał pytanie doradca, a w jego
głosie Milan dosłyszał lekceważący ton.
– Znaleźliśmy ją w miejscu wskazanym na mapie, to nie może być przypadek.
Poza tym widnieje tam znak, którego rozszyfrowanie…
– Czy ja mówię niewyraźnie? – przerwał jej Sambor. – Dlaczego nikt nigdy
nie odpowiada na moje pytania? – mówił groźnie, chociaż nie sprawiał wrażenie
zdenerwowanego. – Kim jest ten tutaj?
– Derwan syn Awrama z Południowego Szlaku – wyjawił mężczyzna i chociaż
Milanowi to nic nie powiedziało, to król nagle się ożywił.
– Więc to ty! – zawołał niemal oskarżycielsko.
Jednak, ku zdziwieniu wszystkich, podszedł do niego i uściskał jak brata,
omijając zszokowanych rycerzy. Sam Derwan nie zmienił wyrazu twarzy, który nie
przedstawiał niczego.
– Długo kazałeś na siebie czekać!
– Nie wiedziałem, że mnie oczekiwano, wasza wysokość – rzekł bezbarwnie,
kiedy już władca go puścił i zaczął obchodzić dookoła.
– Wieść o twoich czynach dotarła aż tutaj, Derwanie synu Awrama z
Południowego Szlaku – zawołał Sambor. – Całe szczęście przyprowadziła cię tutaj
moja gwardia… która nawet nie była świadoma, komu towarzyszy.
– Wręcz przeciwnie – wtrąciła Mildred, ale nie kontynuowała, dopóki król
nie rozkazał jej gestem tego uczynić. – Słyszałam o jego działaniach, jedynie
nie miała pewności, iż to właśnie on. Założyłam, że tożsamość zostanie
potwierdzona w zamku.
Milan próbował udawać, że rozumie, o czym mówili obecni. Jednak ich wymiana
zdań była dla niego całkowicie niezrozumiała. Przynajmniej dopóki Derwan nie
wyciągnął zza pazuchy pierścienia z zielonym oczkiem oraz falistym wzorem.
Młody rycerz rozpoznał te zdobienia. Zmarszczył brwi, nie ukrywając już
ciekawości i rozdrażnienia.
Jakiś czas temu południowy teren „Lasy Ciszy” został podbity przez
królestwo. Ówczesny władca musiał przekazać pierścień następcy i na tym
historia ta winna się skończyć. Jednakże ziemie zostały zaatakowane przez
kuzynów kogoś w kolejce do władztwa. Pewnie Lasy Ciszy przeszłyby na jeszcze
inną osobę, ale wtedy przed atakami obroniła ich drużyna nieznanego
pochodzenia. Zamiast przejąć bezbronny teren, zwrócili go Samborowi i
zaprzysięgli mu wierność. Nikt nie wiedział, w jaki sposób tak niewielka grupa
potrafiła utrzymać niespokojne, graniczne tereny. Niektórzy mówili o cudach,
boskich dokonaniach.
Teraz się okazywało, że te boskie dokonania przypisano Derwanowi.
Dla Milana, obraz tego człowieka nie pasował do zasłyszanych plotek. Obcy
nie tyko nie wyglądał na szlachetnego rycerza… on nie wyglądał tak naprawdę na
żadnego rycerza. Chociaż nosił przy sobie broń, jeszcze ani razu jej nie
wyciągnął.
– Całe szczęście, to królestwo posiada jeszcze takich mężów – pochwalił
Sambor, klepiąc Derwana po plecach, przez co mężczyzna mimowolnie przeskoczył
do przodu. – Jestem twym dłużnikiem. Proś, o co chcesz!
Wszyscy stanęli jak rażeni piorunem. Nawet doradca wyglądał na
zszokowanego.
Król nie miał prawa rzucać słów na wiatr. Kiedy mówił, że odda wnuczkę w
ręce południowego księcia, to tak też musiał uczynić. Gdyby zaprzeczał własnym
słowom, wyszedłby na niegodnego zawierania paktów. Dlatego kiedy rzucił „proś,
o co chcesz”, to obcy miał szansę życzyć sobie wszystkiego, czego dusza
zapragnie. Zbyt wielka to łaska dla kogoś, kto po prostu strzeże częściej
atakowanego terytorium.
– Nie przybyłem do stolicy, aby zawracać wasze wysokości głowę moimi
błahymi problemami – zaczął Derwan, rzucając Milanowi i Mildred krótkie
spojrzenie. – Zależy mi tylko na jednym.
– Nie krępuj się.
Milan wolałby, żeby obcy milczał…tak byłoby dla nich wszystkich lepiej.
Jednak gdyby jemu król pozwolił na zażądanie czegokolwiek, z pewnością
pomyślałby o czymś drogim, ambitnym i trudnym do zrealizowania.
Jednak Derwan nie urodził się Milanem, więc powiedział:
– Przyjechałem do zamku po żonę…
Być może te słowa nie powinny zrobić na nikim wrażenie…
…ale zrobiły.
Wszyscy wbili spojrzenia w obcego, który stał niewzruszony, skupiony na
celu. Nawet król Sambor zmrużył oczy, chociaż jeszcze chwilę wcześniej trysnął
energią.
Nastała cisza, które nie przerwały nawet nerwowe przytupywanie głównego
doradcy.
– Kogo chcesz poślubić? – zapytał poważnie król, jakby oczekując
najgorszego. Nie był zaniepokojony, najwyżej przygotowany na rozczarowanie.
– Nosi imię Sara, jest służką księżnej Kasandry.
Jeśli wcześniej ich stan można było nazwać zdziwieniem, to Milan nie miał
słów, by określić szok, który zawitał na twarzach obecnych.
Każdy zakładał, że mężczyzna poprosi o damę dworu, przy odpowiednim tupecie
nawet o księżniczkę. Nikt nie wpadłby na o, co zaprezentował im Derwan.
– Prosisz mnie o rękę służącej? – nie ukrywał zdumienia Sambor. – Dlaczego?
– Ponieważ wasza wysokość mi na to pozwolił. Nie muszę wobec tego kierować
się konwenansami. Zależy mi właśnie na niej.
– To jakaś twoja krewna, panie? – dociekał doradca.
– Nie.
– Twoje motywy nie są dla nas jasne – skwitował, nadmuchując policzki.
„Ten mi nowość” pomyślał Milan. „Co kieruje tym człowiekiem, pewnie sam
diabeł nie wie.”
– Mój ojciec obiecał jej opiekunowi, że tak postąpię – wyjaśnił Derwan,
jakby to miało załatwić sprawę.
Dla Milana nie załatwiło… ale król nie urodził się Milanem, dlatego
powiedział:
– Więc to sprawa honoru?
Mężczyzna przytaknął krótko, a król chrząknął głośno i wyprostował plecy.
– Nie pozostaje mi nic innego, jak spełnić twe żądanie. Jednak pod jednym
warunkiem…
Zrobił pauzę, żeby poskładać myśli. Nie trwało to wcale długo, nie
pozostawił ich w oczekiwaniu więcej jak minutę.
– Poślubisz ją na dworze, tutaj, za trzy dni.
„Po co?” pomyślał Milan, ale już stracił nadzieję, że zrozumie
postępowanie mężczyzn.
– Będę zaszczycony – odpowiedział Derwan, kłaniając się, chociaż jego
emocje pozostały nieodgadnione.
– I słusznie! – zagrzmiał Sambor. – Teraz czas na tych świrów ze wschodu.
Co tam znaleźliście, Milanie?
***
Ten dzień naprawdę go wykończył. Wciąż bolała go głowa od nadmiaru emocji
związanych ze spotkaniem rodziny królewskiej, ale przecież wciąż miał jeszcze
jedną misję do spełnienia.
Wybrał najlepszą z możliwych pór dnia… dość późno, żeby po korytarzach nie
błądzili mieszkańcy zamku ale wystarczająco wcześnie, żeby nie zastać
księżniczki w koszuli nocnej.
Spojrzał na zapieczętowany w żółtej, nieco nazbyt dużej kopercie list,
który dała mu Gaja.
Nic nie obiecywał… ale musiał spróbować, w końcu był rycerzem gwardii.
Chyba potrafił dotrzeć do królewny, prawda?
Zgodnie ze wskazówkami, powinien wybrać boczne wejście dla służby. W ten
sposób uniknie spotkania z czujnymi strażnikami i wmiesza się w tłum.
Tak też zrobił. Nie trafił na większe przeszkody, co wcale go nie cieszyło…
bo szło mu za łatwo. Nie miał pewności, czy wybrał odpowiedni kierunek, ale
mijał wszystkie znaki, o których powiedziała mu… kim ona właściwie dla niego
była?
Wskoczył po schodach na drugie piętro, przemknął przez kolejny korytarz.
Obok niego przeszły dwie pokojowe, ale żadna nie zatrzymała rycerza. Dopiero
gry dotarł na wschodnią wieżę, w polu widzenia dostrzegł straż nocną. Próbował
ich ominąć, ale przez to trafił na kolejną parę. Musiał odwrócić ich uwagę, ale
nie miał też zbyt wiele czasu. Zacisnął żeby.
Gdyby wybrał noc, ukryłby się w ciemności. Jednak wtedy każdy postawiony
krok nastałaby na niego kłopoty.
– Szukasz czegoś, rycerzu gwardii? – usłyszał za plecami słodki głos.
Nie odwrócił się od razu. Wtedy przyznałby, że został przyłapany na gorącym
uczynku. Odczekał kilka chwil, a na jego szyi pojawiła się gęsia skórka, kiedy
delikatna dłoń dotknęła ramienia.
Wtedy zdecydował stanąć twarzą w twarz z damą dworu królowej Aurory o
długich, jasnych włosach i malinowych ustach. Nie była od niego wiele starsza,
najwyżej dwa lata.
– A może powinnam zapytać, czego konkretnie szukasz? – dodała, przesuwając
dłoń wzdłuż jego ręki. – Przygody? – Zatrzepotała rzęsami, by posłać mu uroczy
uśmiech, a on nie był głupi… doskonale znał ten cykl gestów.
Przełknął ślinę, bo jeśli chodzi o flirty, to nigdy nie przodował.
– Jesteś strasznie spięty – stwierdziła, chwytając dłoń chłopaka, by spleść
ich palce.
– Jesteś strasznie bezpośrednia – powiedział niezbyt sympatycznie,
marszcząc brwi.
Twarz dziewczyny oblał rumieniec, zaraz potem odskoczyła jak oparzona.
– Razi cię to? – zapytała wciąż słodko, ale w jej głosie zabrzmiało drżenie
niepokoju.
Chciał powiedzieć „ani trochę”. W romansach nie nabył doświadczenia, ale to
nie oznaczało, że wyobraźnia nie działała, jak należało. Myślami wypłynął już
hen daleko i wcale nie przeszkadzało mu urzeczywistnienie tych fantazji.
Nie zdążył nic powiedzieć, bo na korytarzu, tuż przed jego oczami pojawił
się cel tej nocnej podróży.
– Nie masz chęci? – powtórzyła nie dość cicho blondynka, a on zastygł.
– Po twarzy wnioskuję, że nawet jeśli ową chęć posiadał, to już ją stracił
– powiedziała chłodno Marianna, posyłając im karcące spojrzenie.
Dama dworu dopiero wtedy zdała sobie sprawę z towarzystwa i zamarła.
– Z kolei ty, Zena, masz chęci aż za wiele. Spróbuj je zaspokoić sama, w
swojej sypialni, bo moje chęci na oglądanie romansów są zerowe.
– Ja… – zaczęła blondynka, ale po chwili zrezygnowała. Posłała Milanowi
ostatni uśmiech i uciekła, chichocząc pod nosem.
Zostali na korytarzu sami, nie licząc dwóch strażników, którzy rzucali im
ukradkowe spojrzenia.
– Tego mogłam oczekiwać po przejezdnym rycerzu – powiedziała z wyrzutem
Marinna. – Można myśleć, że waszym głównym zajęciem jest wchodzenie w bliższe
relacje z każdą napotkaną panną.
Nie mógł powstrzymać parsknięcia.
Ona go… karciła. Ta najwyżej trzynastoletnia dziewczyna go karciła i to
całkiem poważnie.
– Takie to zabawne? – Uniosła brwi, marszcząc blade, pokryte piegami czoło.
– Bynajmniej. Po prostu spieszysz się z tymi ocenami, wasza wysokość –
odparł wesoło, przeczesując brązowe włosy. – Przyczyną mojej podróży po zamku
byłaś właśnie ty, księżniczko Marianno.
– Ja? – Nagle w jej niebieskich oczach pojawiła się nieufność.
Mógł sprostować te myśli, ale postanowił do razu przejść do rzeczy.
– Jest coś, co wręczyła mi twa siostra… – zaczął, ale Marianna nie
pozwoliła mu skończyć.
Wskazała mu drogę naprzód, po czym sama poszła w tym kierunku.
Powstrzymał wahanie i ruszył jej śladem, śledzony spojrzeniem strażników.
Żaden z nich nie śmiał go zatrzymać w towarzystwie córki następcy tronu.
Miał nadzieję, że dziewczyna zaprowadzi go do prywatnego gabinetu, a nie do
lochów… chociaż jedna i druga myśl nie należała do najmądrzejszych. Księżniczki
nie miały komnat przeznaczonych na audiencje, a za samo chodzenie po zamku nie
groziło mu pojmanie.
Cokolwiek sobie wyobrażał, nie miało to znaczenia… bo Marianna zaprosiła go
do ciasnej komórki na półpiętrze ukrytych schodów wieży.
– Nie sądzę, żeby wiadomość od Gai była ważniejsza niż to, o co ja chcę
ciebie zapytać, rycerzu – syknęła niemal złowieszczo, kiedy zamknęła drzwi i
obydwoje pogrążyli się w ciemności.
– Słucham – wyjąkał, z trudem panując nad barwą głosu.
– Jak bliski jest ci ten cały Derwan syn Awrama? – zaczęła napastliwie.
– Dokładnie tak bliski, jak ktoś, kogo znasz od tygodnia.
– To wspaniale. – Wyobraził sobie, jak wywraca oczami.
Tak bardzo by to przypominało Gaję. Niemalże ją widział w tej komórce, z
roziskrzonymi oczami i rękami zaciśniętymi w pięści.
– Powiedz mi, co o nim wiesz, a ja przyjmę ten list.
– Przysługa za przysługę? – parsknął z irytacją. – Tylko że samo odebranie
wiadomości to nie coś, co nazwałbym łaskawością z twojej strony, księżniczko.
Oczekiwałem prędzej wdzięczności, bo dla tego listu niemało ryzykowałem.
– To jest rzecz między tobą a nią, Gaja spłaci ten dług. Ja za informację
mogę ci obiecać bezpieczny powrót tam, skąd przyszedłeś. Rachunki zostaną
wyrównane, skoro o Derwanie pewnie i tak nie wiesz wiele.
Nie potrafił jej odmówić, chociaż jakaś część niego bardzo chciała… nie
wiedział, która, ale i tak. Marianna działała mu na nerwy niemal tak samo jak
jej siostra. Była przesadnie pewna siebie, złośliwa i zarozumiała.
– Powiem ci, księżniczko, co chcesz, jeśli ty wyjawisz mi to, co tobą
kieruje – postanowił zawalczyć o informacje, tych zawsze lepiej mieć więcej niż
mniej.
– Ten człowiek poprosił o służkę mojej matki, która nigdy nie widziała go
na oczy. Dbamy o kobiety wokół nas, to takie niecodzienne?
– Skoro tak o nią dbacie, to czy nie powinnyście wyrazić jakaś formę...
radości? Znalazła szanowanego męża wyższego stanu – syknął, a Marianna nabrała
głośno powietrza, lecz nic nie powiedziała.
Stała naburmuszona, najpewniej marszcząc nos i krzyżując ręce na piersiach.
To musiał być zabawny widok.
– My, kobiety, kierujemy się czymś innym przy wyborze mężczyzny. Ty tego
nie zrozumiesz, rycerzu, ale akurat do tego zdążyłam przywyknąć.
– Tak, ciekawe czym… – zaczął, ale nagle usłyszał głośne kroki na
schodach.
Marianna przycisnęła go do ściany, kładąc dłoń na ustach. Nie musiała tego
robić, ale widać wolała uniknąć ryzyka.
Stali tak jak zmrożeni, dopóki odgłos na wieży nie ucichł. Kiedy ponownie
otoczyła ich cisza, nieco się rozluźnili, ale i tak tkwili w niezmienionej
pozycji.
– Zabawne prawda? – szepnęła, wciąż stojąc o wiele za blisko. – Rozmawiamy
o interesach, a wyglądamy pewnie jak para zakochanych na schadzce.
Przyznałby jej rację, gdyby nie miała tylko trzynastu lat. W świetle prawa
nie mogła jeszcze wyjść za mąż, a cóż dopiero szukać romansów. Nawet jeśli
zachowywała się jak starsza siostra, to od Gai była młodsza o cały rok. Nie
mógł nawet o niej myśleć w sposób, o którym mówiła.
– Tylko brakuje, żebyś mi podarował bezwartościowy talizman, który bym
nosiła do czasu, aż mój mąż w końcu by go zerwał w napadzie złości. – Zabrała
rękę z twarzy rycerza i westchnęła. – Żebyś mi przysięgał wieczną miłość i
żebym cię potem więcej nie zobaczyła.
Milan przymknął oczy, przytłoczony barwą jej głosu. Niechciane myśli
błądziły w jego umyśle, nie potrafił ich uporządkować.
Co właściwie wiedział o Derwanie? Na pewno nic szczególnego, poza nietypową
osobowością. Nie rozumiał, co nim kierowało w sali obrad. Mężczyzna nie uznał
za stosowne wyjawienie Milanowi i Mildred swych tajemnic… i pewnie słusznie.
Jeśli coś ukrywał przed królem, to na powiernika nie mógł wybrać rycerz
gwardii.
Milan nie uznawał go zresztą za kompana. Dlatego powiedział Mariannie, co
wiedział, byleby tylko ominąć jej gierki, których nie powinna znać, bo była
jeszcze dzieckiem.
***
Po wszystkim udał się do komnaty, którą miał zajmować wraz ze strażnikami.
Otrzymał czystą, wykrochmaloną pościel, dozorczyni życzyła mu dobrej nocy, a on
przez długi czas nie mógł zasnąć. Wciąż tkwił we wrażeniu, że o czymś
zapomniał. Chociaż znalazł Mariannę, oddał list, wykonał polecenia Mildred…
Zacisnął zęby i przewrócił się na drugi bok. Coś go uwierało w nodze…
zapewne pozostałość po ranie z lasu Czystych. Wciąż mu dokuczała.
Położył się ponownie ma plecach, ale w takiej pozycji nie miał szansy
odpocząć.
Wstał i założył skórzane buty, jednak poszło mu nadzwyczajnie wolno, jakby
powietrze nagle zgęstniało i utrudniło mu ruchy.
Pewnie zmęczenie…
Wyszedł na podwórze, szukając wzrokiem czegokolwiek, co zwróciłoby jego
uwagę. Jak na złość na zewnątrz panowała grobowa cisza. Postanowił zajrzeć na
tyły, gdzie teoretycznie nie powinien wchodzić, ale tak naprawdę robił to,
odkąd pamiętał, bez zastanowienia.
Zobaczył brata, ze szmatą w ręce, szorującego brunatnego konia ich ojca.
Spocone włosy zakrywały czoło, rękawy koszuli podwinął aż po łokcie.
– Co tu robisz? – warknął do niego, kiedy Milan podszedł na tyle blisko, że
młodzieniec mógł wyczuć jego obecność. – Śmigaj do domu.
Chciał coś odpowiedzieć… ale nie potrafił wydusić głosu.
Dlaczego mu rozkazywał? W porównaniu do Milana, wyglądał jak chuchro.
Podszedł do niego ostrożnie, z pewnym ociąganiem, a brat wymamrotał pod
nosem „jak zwykle plącze się pod nogami”.
Pomyślał wtedy, ze coś jest nie tak, ale nie potrafił wskazać, co. Koń
wyglądał normalnie, on też.
– Gdzie jedziesz? – zapytał z chłopięcym zainteresowaniem.
– Na rynek – odpowiedział mu. – Ale to po południu i nie na tym koniu.
– Mogę jechać z tobą?
– Przecież wiesz, że nie.
– Ale ja chcę! – zawołało dziecko obok Milana. Pięcioletni chłopiec o
krótko przystrzyżonych brązowych włosach i ciekawskimi, zielonymi oczami.
– Właśnie dlatego zostaniesz tutaj, brzydalu! – odepchnął chłopca z
wyjątkową jak na takiego chudzielca siłą. Dziecko upadło na ziemię, a z oczu
zaczęły wypływać łzy. Takie, które wcale nie dotyczyły bólu fizycznego.
Milan stał jak głupi, przybierając rolę świadka swoich wspomnień. Jego
policzki były mokre od słonych kropel, chociaż wcale nie płakał… naprawdę, nie
robił tego odkąd skończył osiem lat albo nawet i wcześniej.
– No już nie becz, głuptasie – powiedział do niego brat, już o wiele
łagodniej. – Możesz popilnować konia, jeśli chcesz już zrobić coś pożytecznego.
Dla odmiany.
Spojrzał w błyszczące ślepia stworzenia, które nerwowo przecierało kopytami
podłoże.
– Chyba chce mu się pić – powiedziała jego młodsza, pięcioletnia wersja,
podsuwając wiadro bliżej zwierzęcia.
Milan doskonale wiedział, co zaraz będzie miało miejsce. Chociaż na jawie
nie potrafił przywołać większości obrazów, we śnie wszystko wydawało się
oczywiste.
Sam nie wiedział, czy nawiedziło go przerażenie czy zażenowanie związane z
własną głupotą. Chciał zatrzymać dzieciaka, który wkładał wiadro do prawie
pustej studni. Tylko że nogi wrosły w ziemię, nie mógł zrobić ani kroku.
Ziemia pod stopami lekko drżała, kiedy jego ciało powoli znikało w błocie,
które bulgotało tuż pod nim… a może nad nim.
Stracił rozeznanie, gdzie powinien teraz być. Frunął w chłodnej przestrzeni
i jednocześnie leżał w kałuży, która zatopiła jego uszy.
– W tej ciemności wyglądamy jak para zakochanych – usłyszał znajomy głos.
Rudowłosa dziewczyna uklęknęła tuż przy ramieniu Milana, a jej rude kosmyki
łaskotały jego policzki. W tej pozycji mógł zobaczyć jej długa, bladą szyję i
cienki rzemyk, na którym nosiła kamienny talizman.
– Może nimi jesteśmy – powiedział, patrząc na jasność ponad głową. Usłyszał
śmiech jedynej towarzyszki, który w tym otoczeniu brzmiał zupełnie inaczej, niż
pamiętał.
– Z kim rozmawiasz?
– Boli mnie głowa – chciał dodać, ale woda wlała mu się do gardła i
uniemożliwiła mówienie.
Wyciągnęła do niego rękę, którą chwycił, żeby wydostać się z tego miejsca.
Niewiele widział. Oślepiła go jasność, którą przebijał tylko uścisk silnej,
męskiej dłoni.
Ktoś go niósł.
Nie wiedział kto, gdzie i dlaczego.
Krew kapała z jego czoła… na trawę, potem na suchą ziemię, aż w końcu na
klepisko.
Mężczyzna o gęstej, ciemnej brodzie rzucił go na łóżko, zaraz potem
przyłożył do głowy mokrą szmatę.
Powoli odpływał do innej krainy, o wiele przyjemniejszej
radośniejszej niż ta tutaj.
Tylko że on chciał zostać.
„Błagam, Milan, nie umieraj. Zrobię wszystko, co chcesz, tylko nie
umieraj”.
Obcy pochylił się nad nim, a drewniany talizman zawieszony na sznurku
uderzył w nos Milana.
Nie widział wyraźnie, ale z jakiegoś powodu czuł, że powinien go obejrzeć z
bliska.
Wyciągnął dłoń, dotknął ciepłego policzka wysypanego licznymi piegami.
– Nie chcę cię oglądać, martwego tym bardziej, knurze – powiedziała z
typowym dla siebie wyrazem twarzy, kiedy sama nie wiedziała, czy chce się
uśmiechnąć czy kogoś uderzyć.
Położył rękę na jej nadgarstku, by przysunąć ją do siebie i przyjrzeć
naszyjnikowi, który nosiła, a który nie należał do niej.
Oparła dłonie na jego klatce piersiowej… i zbliżyła do niego jeszcze bardziej.
Tylko że kiedy przymknął powieki, już był całkiem sam, w twardym łóżku w
komnacie, którą dzielił ze strażnikami.
Przebudzenie było gwałtowne… zbyt gwałtowne. Nie mógł zapanować nad
dyszeniem, nawet kiedy podszedł do niego jeden z mężczyzn.
– Co ci jest, duchoty masz?
Serce Milana waliło z taką siłą, jakby całą noc biegał… a przecież spał, a
i sen nie należał do szczególnie męczących… chyba.
– Taki młodziak? Pewnie rąbał jakąś pannę – usłyszał, ale potem coś przytkało
jego uszy i wymamrotał:
– Muszę wracać do domu.
***
Napisałam ten rozdział już jakiś czas temu i teraz jak go czytałam, to pomyślałam "Kurde, Milan, ale ty jesteś miękki" :D
Ten rozdział, bardzo długi zresztą, musiał się pojawić, żeby w miarę lekko rozwinąć pewne wątki. Cała historia na razie jeszcze się rozrasta, ale już za kilka rozdziałów powinnam zbierać wszystko do kupy. W następnym pojawi się Sara, przez co wyjdzie też sporo informacji o Derwanie, Milan wyruszy w podróż, a zaraz potem rozpiszę się o Aaronie, którego związek z mieczem to niejako punkt wyjściowy całego opowiadania.
Możecie mi napisać, jakie wrażenie zrobił na was Sambor... i Marianna. Milan odebrał ją jako nazbyt dojrzałą jak na swój wiek, jak wy sądzicie?
Jeśli rozdział wydał się nazbyt chaotyczny, niezrozumiały albo coś wam nie pasowało - piszcie! Zamierzam go poprawić, ale na razie nie umiem ocenić, co jest nie tak.
Niech moc będzie z wami!
Mariana zachowuje sie na starsza niz 13 lat, ale z pewnościa nie na dojrzała xD dalabym jej tak z 16 lat. dużo kombinuje i choć jest trochę podobna do Gai, to wydaje mi się od niej gorsza, ale myślę, że łatwo można byłoby ją wykiwać, jakby sie chciało :P ciekawe, ze tak zareagowała na list od sioatry, może to tylko gra. Mnie za to ciekawi najbardziej D. i to, dlaczego poprosił o rękę obcą kobietę, sługę. Ae z drugiej strony.... to może tylko Marianna tak uważa, może nie znać prawdy... oni moga znać się i kochać od dłuzszego czasu, to by mnie jako ś bardzo nie zdziwiło.
OdpowiedzUsuńKról jest mocno specyficzny. na pewno nie da sobie w kaszę dmuchać, choć zdziwiło mnie np. to, że pomylił własnych dowódcow... chyba że to gra. Wydaje sie s miarę inteligentny, ale może to tylko spryt i umiejętność manipulacji emocjami innych.
Ostatnia część była dla mnie trochę nazbyt chaotycznie napisana, ale może to moje zmęczenie się kłania, nie wiem xD
pozdrawiam!
Kwestia znajomości Derwana i Sary wyjdzie już w następnym rozdziale, więc długo nie będzie trzeba czekać :d Chociaż tajemnice tego człowieka pozostaną w cieniu jeszcze przez jakiś czas. Ale ma sporo wspólnego z jednym z głównych bohaterów, chociaż nie jestem pewna, czy sobie z tego zdaje sprawę :D
UsuńKról nieszczególnie interesuje się sprawami gwardii, zresztą to specyficzny człowiek ze specyficznym sposobem bycia, jeszcze będzie czas na ocenę jego postępowania... tak myślę, bo ogólnie król za często nie będzie się pojawiał... chyba :D
Z tym chaosem pewnie masz rację, ale może odnajdę źródło za jakiś czas i wtedy poprawię!
Dziękuję ci bardzo za komentarz!
Hejka.
OdpowiedzUsuńKról wydał mi się trochę nieprzyjemny. Niby ten Derwan czymś tam sobie zasłużył, ale i tak wydawało mi się to dziwne, że od razu zaproponował mu tak wiele. No i skąd ten Derwan tak nagle pojawił się na drodze bohaterów - czy naprawdę chodziło mu tylko o to małżeństwo? Ta sytuacja z nim wydaje mi się trochę podejrzana.
Co do Marianny, jest dość dobrze zorientowana jak na 13-latkę, ale mam wrażenie, że chce, żeby ludzie myśleli, że jest dojrzalsza niż w rzeczywistości. Chociaż to miłe, że troszczy się o Sarę. Teraz zastanawia mnie jakie są relacje pomiędzy nią a siostrą, skoro nie była jakoś szczególnie zainteresowana listem Gai.
Czekam na następny rozdział!
Myślę, że tu dużo wynika z perspektywy Milana. On nie ma pojęcia, co tak naprawdę zrobił Derwan ani już tym bardziej czym kieruje się król :D To nie oznacza oczywiście, że to wszystko ma sens, ale jeśli ma, to Milan go nie zna :D Tak czy inaczej o Derwanie będzie całkiem sporo już w następnym rozdziale :D
UsuńRelacja Marianny i Gai zostanie pokazana, ale niestety jeszcze sporo czasu do tego :D Ale myślę, że brak zainteresowania jest pozorny. Marianna jest jeszcze młoda, ale coraz lepiej gra w królewskie karty : )
Dziękuję bardzo za komentarz ; ))
Król mnie rozbawił :D I chyba nie tak go sobie wyobrażałam. Myślałam, że będzie spokojny, zdystansowany, a to taki furiat troszeczkę. Tak czy inaczej to kolejna postać, która mi się podoba. Ma coś w sobie. Tylko zastanawiam się o co chodzi z nim i Derwanem. Czemu tamten zażyczył sobie za żonę służącą? Czemu w ogóle chciał żonę? Nie sprawia wrażenia uczuciowego faceta. Nie ma mu kto skarpet prać? Haha :D Żartuję, ale tak na serio, co ta postać coraz bardziej mi śmierdzi. Nie wierzę w zapewnienia, że ten ślub to kwestia honoru, bo Derwan komuś to obiecał. Chodzi o coś więcej, tylko nie wiem o co. Wydaje mi się, że może ta Sara ma jakieś znaczenie? Może ma jakieś potężne korzenie, o których sama nie wie i dlatego to właśnie ona jest potrzebna Derwanowi? Coraz więcej pytań, coraz mniej odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie też zachowanie Marianny. Niby to dziecko, ale wydaje się dojrzała na swój wiek. Naprawdę martwi się o Sarę i stąd to zainteresowanie Derwanem? Czy w tym też można (albo trzeba) doszukiwać się jakiegoś drugiego dna? No i czemu tak olewająco zarragowała na list od siostry? Jakby w ogóle ją nie obchodził. Ajjj kiedy to wszystko zacznie się wyjaśniać? :D
Lecę dalej ;)
Chciałam pokazać króla nieco innego niż jego następca :D Sambor to trochę taki typ wojownika, więc musi być głośny, silny i widoczny. Nie najlepiej u niego z cierpliwością, to na pewno haha. Ale jak się nie jest typem intryganta, to na dworze można zwariować :D
UsuńCo do Derwana i jego zainteresowania Sarą, to cóż - wiele odpowiedzi pojawi się wkrótce, ale ta akurat trochę dalej :D Chociaż wydaje mi się, że dobrze kombinujesz, ona na pewno jest dla niego cenna z tego czy innego powodu, o czym sama nie ma pojęcia.
Marianna rośnie właśnie na intrygantkę, co znacząco ją odróżnia od jej siostry haha. Dlatego trochę gra uczuciami, chociaż nie zawsze umiejętnie, bo to jeszcze dzieciak. Czy w jej zainteresowaniu jest drugie dno? Trudno mi powiedzieć. Marianna lubi wiedzieć, mocno wzoruje się na matce.
Dzięki bardzo! ; ))
Pozdrawiam!