Następnego ranka Kasjan
wyciągnął go na zewnątrz, żeby aż do zachodu słońca ćwiczyć walkę mieczem. Z
początku miał ochotę odmówić, ale już po kilku uderzeniach ostrza poczuł się
jak nowo narodzony. Wysiłek fizyczny zadziałał kojąco, nawet jeśli dla
starszego rycerza to była jedynie zabawa.
Aaron nie należał do
drobnych chłopców, wręcz przeciwnie. Jednak przy Kasjanie wyglądał na słabego,
małego rycerzyka, posiadał mniej wyszukaną technikę, brakowało mu intuicji. Nie
wynikało to jedynie z różnicy doświadczenia. Mężczyzna najwyraźniej przyszedł
na świat jako wojownik i na tym skupiło się jego życie.
Stąd też Aaron co
chwilę lądował na piachu. Wcale go to nie zrażało, czuł jedynie ulgę, zwłaszcza
że Kasjan nie rzucał w jego stronę kpin. Jedynie kilka razy na jego twarzy
zakwitł typowy uśmiech sugerujący rozbawienie.
Zresztą, Aaron radził
sobie dobrze. Do perfekcji brakowało mu dużo, ale o wiele mniej niż
rówieśnikom. Przede wszystkim należał do dobrych obserwatorów.
W codziennym życiu
wcale nie przysparzało mu to chwały. Często widział więcej niż powinien, co go
dekoncentrowało i wprowadzało w stan zagubienia. Nawet tutaj… wiedział, że
Kasjana i Idę łączy o wiele więcej niż początkowo przypuszczał. Spędził z nimi
dość czasu, żeby dostrzec bliskość, której szukali i z którą wcale się nie
kryli. Czasami nie dowierzał, bo przecież rycerze praktycznie bez przerwy
zachowywali dystans, w stosunku do kobiet również. Z tym, że nie wiedział zbyt
wiele o małżeństwie, bo w gwardii taki związek to ewenement. Dlatego widział,
jak Ida bawi się palcami dłoni Kasjana. Jak ten drzemie z głową na jej
kolanach… i wiele więcej. Wcale mu to nie przeszkadzało, ale zdecydowanie
powodowało rozkojarzenie.
W walce z kolei istniał
dla niego tylko przeciwnik, a zdobyte informacje układały się na idealnie
uporządkowanej planszy. Tak jak teraz. Nawet jeśli przegrywał raz za razem, to
ciągle atakował inaczej, bogatszy o doświadczenie z poprzedniej potyczki.
W końcu obydwoje siedli
na ganku – starszy mężczyzna wyjątkowo orzeźwiony, a on szczególnie zmęczony,
oczyszczony z całego szlamu okropieństw, które oglądał w ostatnim czasie.
– Jak długo znasz
Lilianę? – zapytał go znienacka Kasjan. Jego głos brzmiał zdawkowo, ale Aaron
nie dał się zwieść.
Mimo to nie potrafił
sformułować odpowiedzi.
– Nie jest twoją
siostrą, w każdym razie nie z krwi. Ciekawi mnie, od jak dawna żyjecie razem –
kontynuował, jakby czytając jego myśli.
„Żyjecie razem” to
określenie, które nieszczególnie przypadło do gustu Aaronowi. Jakby nie
patrzeć, od wielu lat mieszkali w Lagarze, wśród innych rycerzy. Nawet jeśli
Liliana czasami… często u niego spała, wciąż daleko temu do wspólnego życia.
– Skąd to pytanie? –
rzucił pozornie niezainteresowany.
– Unikasz odpowiedzi. –
Kasjan westchnął głośno. – Nie mam zamiaru o tym rozpowiadać, ale oczekuję w
zamian szczerości.
Aaron przyglądał się
spokojnej twarzy Kasjana, milcząc. Nie ufał nikomu na tyle, żeby opowiadać o
przeszłości. Jednak jeśli on i tak znał prawdę, to jaki sens tkwi w kłamstwie?
Gdyby mężczyzna chciał go wydać, miał okazję dawno temu. Ponad wszystko Kasjan
nie był typem szpiega.
– Od dzieciństwa… dość
wczesnego – rzekł w końcu, bacznie obserwując rycerza obok.
Tym razem Kasjan
dłuższy czas milczał, zbierając myśli. W końcu wziął głęboki oddech i wyrzucił:
– Coś jest między wami?
Aaron zamrugał w
kompletnym braku zrozumienia.
– Tratujesz ją na ogół
jak rodzeństwo, ale na ogół to nie dość. – Zmarszczył brwi. Po chwili
zrezygnował z owijania w bawełnę i powiedział o wiele ostrzej – Posłuchaj mnie,
Aaron, naważyłeś piwa, musisz je teraz wypić.
– Jakie piwo? Nie mam
żadnego…
– To przenośnia,
bystrzaku – zakpił z niego chyba po raz pierwszy, a Aaron odwrócił zmieszany
głowę.
– Nie rozumiem.
– To skup się – dodał
zniecierpliwiony Kasjan. – Wstępując do gwardii, zostałeś zapisany z
konkretnymi informacjami, podobnie ona. Jeśli wyjdzie na jaw, że Liliana nie
należy do twojej rodziny, zaczną badać teren wokół was. Za krzywoprzysięstwo
grozi kara śmierci. Dopóki otwarcie nikt tego nie przyzna, wszelkie podejrzenia
pozostaną podejrzeniami. Bo rodzeństwo rzadko cechuje większe podobieństwo. Z
drugiej strony jakikolwiek… związki… między bratem a siostrą kierują wprost na
stryczek. Teraz jaśniej?
– Nie – odparł niemal
obrażony.
– Nie pozwól, żeby to
wyszło poza platoniczną relację.
– Co to platoniczna
relacja? – burknął zirytowany, czym zbił Kasjana z tropu.
– Po prostu nie wkręć
was w żaden romans.
– Dlaczego nie?
Jeśli wcześniej Kasjan
kroczył po niepewnym gruncie, to teraz podłoże rozpadło się pod jego stopami.
– Wyobraź sobie, ja
ktoś zobaczy cię w takiej sytuacji z siostrą. Doniesie władzy, która was
powiesi – wyjaśnił, masując skroń.
– Co innych obchodzi,
co robimy…
– Aaron, bogowie!
Kazirodztwa zabrania prawo. Tak samo jak zabójstwa, zdrady, kradzieży. Ciebie i
Lilianę nie łączą więzy krwi, ale tego nikt nie wie. Jeśli stracisz nad tym
kontrolę, sprowadzisz tragedię na was oboje. Rozumiesz?
Aaron zacisnął zęby,
ale kiwnął głową.
Na całe szczęście
Kasjan na tę chwilę wyczerpał chęci doradzania mu i kolejne chwile spędzili w
ciszy.
Później Aaron leżał w
łóżku, odganiając niechciane myśli, próbując pozostać głuchym na niekończący
się szept ostrza. Jednak niewyraźne słowa leniwie krążyły po jego umyśle, kiedy
on sam rozważał dzisiejsze wydarzenia, przypominając sobie obrazy z
przeszłości.
Wiele rzeczy pamiętał…
ale niektóre z nich bardziej.
Jak małą dziewczynkę,
która praktycznie bez przerwy wyrzucała do świata zdania, bez ładu,
odpowiedniej kolejności, czasami bez znaczenia, nie czyniąc z tego żadnego
użytku.
Jak słowa kobiety w
tonącym w czerni lesie.
„Teraz jesteś za nią odpowiedzialny.
Nie pozwól jej umrzeć”
Miała mokre od potu
włosy, przekrwione oczy, smutny uśmiech. Pod brodą pojawiły się pierwsze
pęcherze, w kącikach ust zobaczył ślady niedawno wyplutej krwi.
Nic nie powiedział, bo
jako kilkuletni chłopiec, nie wiedział co.
„Nie pozwól jej umrzeć”
Kobieta pomachała im na
pożegnanie, ale Liliana tego nie dostrzegła, zbyt zajęta kroczeniem przed
siebie. Chwyciła jego dłoń, a on jej nie odepchnął.
… bo dłoń była ciepła,
czyli dziewczynka nie umierała.
Szli tak przez cały
dzień, dopóki ich drogi nie przecięła rzeka. Wtedy usiedli przy brzegu i
zapewne by tak skonali, gdyby jakaś tajemnicza siła nie zmusiła ich do walki o
przetrwanie.
Tak naprawdę nie
wiedzieli, gdzie ich niósł los. Tylko instynkt zmusił Aarona do szukania
ciepłego miejsca do spania, jedzenia. Było cholernie ciężko. Cały czas chodzili
zmarznięci, głodni, bezmyślni. Dopiero kiedy na ich drodze stanął człowiek,
życie zaczęło nabierać kolorów. Aaron obserwował go w ukryciu. Widział, które z
roślin zjada, co ze sobą nosi.
Później odnajdywał
innych ludzi, ale nigdy nie zabierał ze sobą Liliany, która bezpieczna
pozostała z daleka od stworzeń uzbrojonych w miecze, noże i inne niebezpieczne
narzędzia. Dzięki tym wędrówkom poznał, czym były kłótnie, walki, rozmowy.
Nauczył się zabijać zwierzęta, rozpalać ogień, chociaż niejednokrotnie te zmagania
wymykały się spod kontroli. Cudem przeżyli… a każdy kolejny dzień wyglądał jak
walka o wiele bardziej bezlitosna niż którakolwiek w gwardii.
Niby to pamiętał, ale
jakby za mgłą. Chociaż inne wydarzenia tonęły w próżni wspomnień.
Nie potrafił przywołać
twarzy pierwszego człowieka, którego pozbawił życia, chociaż większość rycerzy
przywiązywało do tego ogromną wagę. Aaronowi zabijanie przyszło zatrważająco
lekko, jakby przyszedł na świat, żeby zostać mordercą. Odkąd sięgał pamięcią,
już miał krew na rękach, a każde napotkane stworzenie oceniał w kategorii
przeciwnika, którego należy zlikwidować albo zgubić.
Nawet wstąpienie do
Gwardii Królewskiej naznaczył śmiercią,
w dodatku nie jedną. Nie znał imion, właściwie nie do końca odróżniał ich do
reszty… ale bez trudu potrafił policzyć.
Siedem osób.
Zanim usłyszeli o
możliwości zamieszkania w tajemniczym zamku, w wolnym czasie okradali mniej
uważnych przechodniów, za co później kupowali jedzenie, o ile wcześniej jego
też nie przywłaszczyli. Innym razem zdobywali przedmioty, które wymieniali u
pasera – człowieka, którego nie obchodziła ich przeszłość ani przyszłość.
Ponieważ stale zmieniali miejsce pobytu, co rusz trafiali na innego osobnika,
czasami dostawali porządne lanie, innym razem tylko policzek. Przy odrobinie
szczęścia wymieniali towar na kilka miedziaków. W jednej mieścinie dostali
nawet srebrną monetę, więc zostali tam na dłużej.
Wartość pieniądza
docenili z czasem. Kiedyś Aaron poprosił wędrowca o złowienie ryby, w zamian
usłyszał „Ludzie nie robią nic za darmo. Płacisz złotem, potem czoła albo
życiem”.
Aaron nie posiadał
złota, a życia nie chciał oddać. Zabrał więc wędrowcowi rybę i uciekł, a na
jego czole naprawdę pojawiły się kropelki potu.
Ludzie za odpowiednią
ilość srebra byli w stanie zrobić prawie wszystko. Należało jedynie pilnować,
żeby nikt nie znalazł interesu w ofiarowaniu większej sumy.
Dotarcie do Lagary
również wymagało pieniędzy. Gwardia nie żądała zapłaty wstępnej, ale rycerz
miał zostać dostarczony przez opiekuna, żeby nie został posądzony o bezprawną
ucieczkę. Aaron i Liliana musieli takiego kupić, a Dobromir wcale nie był ich
pierwszym trafem. Przed nim propozycje składali innym, w różnych miejscach.
Czasami okradano ich ze wszystkiego, innym razem bito prawie do
nieprzytomności. Jeden ich wyśmiał, bo „za tyle, nie dam wam nawet kartofla.
Przynieście worek srebra, to pogadamy”.
Uzbieranie worka srebra
wydawało się niemożliwe dla dwójki zagubionych dzieci. Worek srebra to z
trzysta monet, a każda warta była dziesięć miedziaków. Aaron z kradzieży mógł
zapełnić najwyżej dno, za pracę dostawali kawałek chleba albo i nie.
Jedyną opcją
pozostawało włamanie do któregoś z domów. Na nic bardziej zmyślnego nie mieli
ani czasu ani zdolności.
Aaron poszedł sam, żeby
w razie czego ratować siebie, a nie ich dwoje. Liliana miała wiele zalet, ale w
walce pozostawała właściwie bezbronna.
Wybrał gospodarstwo jak
najbardziej oddalone od miasta.
Niestety, w izbie nie
znalazł nic cennego. Został za to zaatakowany przez gospodarza, którego w
obronie zabił.
Pierwszy…
Nie był bardziej
niebezpieczny niż zwierzę w lesie. Z łatwością wbił metalowy pręt wprost w jego
pierś.
Zabrał ze sobą kilka
lepiej wyglądających przedmiotów i buty. Zanim dobiegł do wyjścia został
uderzony krzesłem w plecy.
Upadł na ziemię, ale
zdążył zobaczyć młodego mężczyznę wraz z kobietą, która krzyknęła głośno:
– Przecież to chłopiec!
– Demon! – ryknął
przerażony i rzucił w Aarona dzbanem, ale on był szybszy. Przeskoczył na
komodę, potem na stół, w końcu wprost na przeciwnika. Zwalił go na podłogę,
wykorzystał odłamek rozbitego naczynia i rozciął nim szyję mężczyzny. Krew
zdążyła ubrudzić mu łokcie, nim uciekł w kąt, bacznie obserwując kobietę.
Trzęsła się okropnie i
płakała, a on wyskoczył przez okno.
Drugi.
Tak jak zazwyczaj,
poszli z Lilianą wymienić skradzione przedmioty do pasera. Jednak tym razem o
morderstwie w gospodarstwie było głośno, więc zamiast ceny usłyszeli „ty mały
popaprańcu, niech cię szlag!”.
Pozbawienie go życia
zajęło Aaronowi więcej czasu niż przypuszczał, ale to tylko kolejna walka o
przetrwanie. Rozbity nos i zwichnięta ręka prawie nie bolały, chociaż po
paserze musiał zabić jeszcze dwóch innych mężczyzn. Ostatniego nie dałby rady,
ale Liliana wylała na przeciwnika ciecz, którą znalazła w niewielkim flakoniku.
Kila kropel spadło na udo Aarona, przedzierając się przez za duże ubranie. Tej
rany nigdy nie dali rady zaleczyć.
Zabrali ze sobą srebrne
monety, którymi wypełnili worek i uciekli, tym razem daleko…
… i jeszcze tam daleko
usłyszeli o wstrząsającym morderstwie, o które oskarżono jakiegoś złodzieja i
powieszono.
Pięć osób.
– Gdybym cię
zaatakowała, też byś mnie zabił? – zagadała do niego Liliana, kiedy zajadali
gotowaną soczewicę. Mieli tego dnia szczęście. Uprzejmy gospodarz za
przekopanie pola zaofiarował im pełnowartościowy posiłek i nawet pozwolił spać
w stodole.
– Nie – odpowiedział
Aaron, z taką pewnością w głosie, że nie pozostawił ni szczeliny na wątpliwość.
– Dlaczego?
– Bo wtedy już by
ciebie nie było. Jak tamtego…
„Nie pozwól jej umrzeć”
Te słowa wciąż
dźwięczały w jego uszach. Chociaż chęć obrony znacznie wykraczała poza ten
rozkaz, to tylko w ten sposób potrafił ją uzasadnić.
To Liliana wybrała
żebraka, który zaprowadził ich do zamku. Zrobiła to bez zastanowienia, ale ona
zawsze miała szczęście. Nigdy nie chorowała, nikt jej porządnie nie zranił,
ludzie nie rzucali w nią bezlitosnych spojrzeń. Tym razem to też ze względu na
Lilę Dobromir zgodził się im towarzyszyć.
Na tym na nieszczęście
nie zniknęły ich zmartwienia. Kiedy grupa leśnych zbirów zobaczyła
zniedołężniałego starucha i dwójkę dzieci ze srebrem, od razu wyszła z ukrycia.
Aaron zabił przywódcę w jednym skoku, mężczyznę za nim całkiem przypadkiem –
kopiąc w pierś, przez co ten spadł z niewielkiego mostu i uderzył skronią w
kamień. Reszta bandy uciekła w popłochu.
Siedem osób.
– Wiesz, że zabijanie
jest złe, co? – wycharczał do niego Dobromir, a Aaron nie zrozumiał, więc
milczał.
Siedem osób.
Tyle zapłacił za życie
rycerza.
***
Od czasu ostatniego
spotkania z demonem, pozwolili Aaronowi na trzy dni odpoczynku. Dzięki temu
odzyskał siły, uspokoił nerwy. Odprężony mógł obserwować spadający śnieg, który
tworzył na ziemi lekką pierzynkę.
W tym samym czasie Ida
i Kasjan dyskutowali o czymś żywo, co nieszczególnie go ciekawiło. Nawet jeśli
powinno.
– … jak wygoniłam
bandytów – mówiła Ida, a Aaron jej słuchał, bo nie potrafił inaczej. –
Powiedzieli, że mam płacić podatek dla ich nowego pana.
– Załatwię to – rzucił krótko
Kasjan, przeczesując ręką włosy.
– Mnie nie słuchają, bo
jestem kobietą, w dodatku urodę też mam nie taką jak trzeba.
– Nie taką jak trzeba…?
– Oczyść te brudne
myśli, dobrze wiesz, o czym mówię.
– Jutro pojadę.
– Pojedź dzisiaj.
Kasjan parsknął z
irytacją, ale nie polemizował. Usiadł na krześle naprzeciw Aarona i oparł brodę
na pięści.
– Zagadałem ze
składnią, żeby przysłali ci mundur – rzekł do Aarona. – Musimy poczekać kilka dni
na posłańca, ale w końcu zaczniesz jakoś wyglądać.
– Wiedzą, że tu jestem?
– Tylko ci zaufani,
więc w razie czego, nie opowiadaj skąd pochodzisz… ale tobie nie muszę tego
mówić, nieprawdaż? – Kasjan ziewnął, prostując przy okazji łokcie, ale jego
twarz wciąż pozostała skupiona.
Ida postawiła przed ich
nosem miski wypełnione czymś przypominającym zielone błoto. Pachniało nie
najgorzej, na pewno lepiej niż różne formy ciecierzycy w Lagarze.
– Na jutro mam królika –
powiedziała prawie uroczo, co kompletnie do niej nie pasowało. – Ale jak nie
załatwisz tej sprawy, to będziesz jadł słomę.
Kasjan wywrócił oczami,
ale i tak się uśmiechnął.
– Masz ochotę na
przejażdżkę? – zwrócił się do Aarona.
***
Postanowiłam dodać rozdział dzisiaj, bo ponoć jaki nowy rok, taki cały rok, a ja w przyszłym roku chcę mieć zawsze wszystko zrobione wcześniej haha.
W związku z okazją życzę wszystkim szczęśliwego nowego roku, niech wam moc, wena, szczęście i wyobraźnia sprzyja!
Podejrzewam, że to za jakiś czas, ale napiszcie mi, co sądzicie o tej części. Nie było tu akcji jak przy wiązaniu sznurowadeł, ale cieszę się, że mogłam nieco więcej napisać o Aaronie. Dlatego też ciekawi mnie, co o nim myślicie, jego stosunku do walki i Liliany. Jakieś przemyślenia?
Ślę sto sztucznych ogni, tych najładniejszych!
***
Postanowiłam dodać rozdział dzisiaj, bo ponoć jaki nowy rok, taki cały rok, a ja w przyszłym roku chcę mieć zawsze wszystko zrobione wcześniej haha.
W związku z okazją życzę wszystkim szczęśliwego nowego roku, niech wam moc, wena, szczęście i wyobraźnia sprzyja!
Podejrzewam, że to za jakiś czas, ale napiszcie mi, co sądzicie o tej części. Nie było tu akcji jak przy wiązaniu sznurowadeł, ale cieszę się, że mogłam nieco więcej napisać o Aaronie. Dlatego też ciekawi mnie, co o nim myślicie, jego stosunku do walki i Liliany. Jakieś przemyślenia?
Ślę sto sztucznych ogni, tych najładniejszych!
Smutno, napisałam kom i nie ma :/ a długi był. Generalnie najbardziej wstrząsnela mna fragmencie niby taka obojętność alana wobec swoich ofiar. On by nie przeżył bez Liliany, a ona bez niego. Nie mam siły pisać drugi raz tak dużo w pierwszy dzień nowego roku, przepraszam. Życzę Ci dużo weny przez cały 2018
OdpowiedzUsuńStrasznie szkoda, bo chętnie bym przeczytała ten długi komentarz :( Ale w pełni rozumiem, że nie chce ci się go pisać drugi raz. Może kiedyś a propos innego tekstu wspomnisz o tym, co sobie tutaj pomyślałaś :D
UsuńAaron jako dzieciak podchodził do swoich przeciwników mało etycznie czy emocjonalnie, działał trochę jak zwierzę. Masz rację, że Liliana i on siebie uzupełniali i być może to sprawiło, że dzisiaj wciąż żyją.
Dziękuję ci bardzo za komentarz!!
Nie wiem nawet jaka jest tematyka bloga, ale na pewno zacznę czytać, ciągnie mnie do tego. Pozdrawiam! <3
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam ; ) Podstawowe informacje można znaleźć w "kilka słów o opowiadaniu" ; )
UsuńHej, szukam osób, które chciałyby spełnić swoje marzenie o wydaniu książki. Przejrzałam jedną z Twoich prac i chciałabym przedstawić Ci ciekawą ofertę. Chciałabym też poznać Twój wiek. Jeśli jesteś zainteresowana i chcesz poznać więcej informacji, napisz na mojego maila oliwia.bas@gmail.com . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń