– Więc…
– Ci magowie… doprowadzają mnie do szału – mruknął pod
nosem, prawie całkowicie zagłuszając wypowiedź uderzeniem pięści w stół. –
Tylko mącą, gdziekolwiek zajdą. Matka już dawno zaczęła traktować ich jak
proroków, ojciec…
– Daje sobą manipulować? – zdziwił się Kasjan. – Wielu
rzeczy mógłbym oczekiwać, ale…
– Nieee – przerwał mu. – Dobrze wiesz, że to ten typ
człowieka, który zawsze robi po swojemu. Tylko, że tym razem trafił na ludzi,
którzy potrafią wiele zaoferować. Dają też mocne dowody na to, że faktycznie są
w stanie to zrobić.
Nikt nie mógł zaprzeczyć istnieniu zjawisk
nadprzyrodzonych, niewytłumaczalnych, a magowie należeli do tych, którzy przy
odpowiedniej wiedzy i wysiłku potrafili nad tym zapanować. Dymitr na własne
oczy widział, jak tajemnicze osobniki leczą choroby psychiczne, a także
przepowiadają tragiczne wydarzenia.
– A ty jesteś temu przeciwny, bo? – dociekał mężczyzna.
– Nie ma w życiu nic za darmo. Żeby coś zyskać, musisz tyle
samo stracić, dobrze o tym wiesz. Serum prawdy brzmi doprawdy kusząco, ale czy
warty jest swojej ceny? Uczeni od lat próbuję zbadać istotę tego pojęcia, wciąż
nie mogąc odkryć jego prawdziwego znaczenia. Niedawno do stolicy przybył Minay,
filozof z dalekiego południa. Wygłosił wykład na temat jego spojrzenia na
sprawę, po niecałej godzinie wszyscy zasnęli. Jak myślisz, dlaczego?
– Po co pytasz, ja zasypiałem na każdej przemowie…
– Nikt go nie rozumiał – powiedział rozdrażniony. – Co
więcej, on sam nie wiedział, o co mu chodziło. Dlatego nie wierzę w coś takiego
jak…
– Co to ma do rzeczy, Dima? – Kasjan sprawiał wrażenie
zniecierpliwionego.
– Wszystko? – wycedził. – Żeby stworzyć to serum,
potrzebują jakiejś specjalnej wody. Ci magowie ubzdurali sobie, że najlepsze
będzie źródło Czystych. Ojciec sądzi, że całość można załatwić otwartą bitwą, a
to już nie te czasy. Wrogowie posyłają nam gratulacje, uśmiechy, pokazy
grzeczności, wyrazy oddania. Z drugiej strony zawiązują sojusze z pozostałymi
krajami, żeby osłabić naszą pozycję na arenie międzynarodowej. Mamy wieloletni
konflikt na wschodzie, nieustabilizowaną sytuację na południu, wielką
niewiadomą na północy i nie wiadomo, co jeszcze w pozostałych częściach. Jeśli
do tego wszystkiego dojdzie wojna domowa…
– Nie rozpędziłeś się? – Kasjan uniósł brwi. – Z powodu
ataku na jeden teren ludzie nie zaczną szaleć… chyba że chodzi ci…
– Właśnie o to.
W Kraju Środkowym żyło wiele plemion, które niejednokrotnie
przesądziły o zwycięstwie w bitwach a nawet wojnach. Szczególne zdolności
poszczególnych ludów potrafiły zwiększyć ich siłę nawet dwukrotnie. Jednak
tylko o ile pozostawały w przyjaznych stosunkach z królestwem. Wątpliwie
uzasadniony atak na Czystych wzbudziłby niepokój u pozostałych pradawnych i
nawet jeśli ci nie zdradziliby ich otwarcie, to z pewnością rozpoczęliby
rozmowy z krajami, które zapewniłyby im bezpieczeństwo. W najgorszym wypadku
bunt jednego z nich doprowadziłby do ataku z kilkunastu miejsc, przy czym
byłaby to walka niekorzystna dla obu stron. Być może armia królestwa
rozgromiłaby przeciwników, ale co by z tego mieli? Tereny plemion bez ich
pierwotnych właścicieli okazywały się właściwie bezwartościowe.
Natomiast sama woda Czystych wcale nie musiała doprowadzić
do powstania serum prawdy. Magowie niczego nie obiecywali, jedynie dumali nad
najlepszym składnikiem. Gdyby nawet stworzyli coś tak niebezpiecznego, ich
pozycja w kraju wzrosłaby wręcz niewyobrażalnie… a jakkolwiek Dymitr przywyknął
do obłudnych i zakłamanych doradców, tak tych nie potrafił rozgryźć. Nie znał
ich celów, nie rozumiał zamiarów. Wiedział jednak jedno. Ludziom, którzy
przetrwali pogrom sprzed wielu lat, nie można dać zbyt wiele władzy.
– To co teraz planujesz? – zapytał Kasjan, siadając w
fotelu.
– Przekażę mu wodę…
– Która, wedle twojego planu, okaże się bezwartościowa –
powiedział cicho. – Dlatego magowie będą kombinować dalej, a ty odłożysz w
czasie coś, co i tak jest nieuniknione.
Taki przygotował plan. Kiedy jakiś czas temu król przekazał
mu informacje o prawdopodobnej wartości wody Czystych, z początku nie mógł
uwierzyć. Nikt do tej pory nie zbadał sekretów tego ludu, jedynie mniej istotne
szczegóły przekazano Kasjanowi… zanim ten nie postanowił wszystkiego schrzanić.
Skąd magowie w ogóle wpadli na taki pomysł, nie wiedział. Jak to uzasadniali,
nie uzyskał odpowiedzi. Ojciec nigdy nie uznawał za istotne cokolwiek mu
tłumaczyć. Tylko cudem dał radę go przekonać do tego, żeby nie wkraczać
zbrojnie na teren plemienia, a zamiast tego najpierw podstępem zdobyć próbkę, którą
następnie mogliby zbadać magowie.
Z początku Dymitr rozważał wykonanie polecenie króla, w
końcu ślubował mu wierność, poza tym sprzeciw wobec ojca, zwłaszcza za jego
plecami, mógł pozbawić go nie tylko prawa do tronu. Z czasem, po wnikliwej
obserwacji działań doradców Sambora, postanowił uniknąć niepotrzebnych
konfliktów. Serum prawdy stanowiło zbyt wielką niewiadomą, by ryzykować dla
niego pokój wewnątrz granic. Przekonanie ojca do zmiany zdania nie wchodziło w
grę. Jakkolwiek uczynił Dymitra swoim następcą, zrobił to ze szczerą niechęcią
i w zasadzie z przyzwyczajenia już uznawał go za nie dość bystrego. W takim
układzie niezbędne było zorganizowanie wszystkiego tak, żeby wszyscy skończyli
umiarkowanie zadowoleni.
Misja musiała zostać zaplanowana, to nie pozostawiało
wątpliwości. Gdyby z jej zażądania zrezygnował, informacja ta z pewnością
dotarłaby do władcy i cała jego strategia spłonęłaby na panewce.
Najwygodniejsza byłaby oczywiście porażka, ale ta doprowadziłaby do
konieczności wysłania kolejnej grupy. Jednak sukces nie tylko stwarzał
zagrożenie ze strony magów. Samo jego osiągnięcie wymagałoby poświęcenia zbyt
wielu osób, czego Dymitr robić nie chciał. W takim wypadku jedyne rozwiązanie
stanowiło skrupulatne zorganizowanie wyprawy nastawionej na zwycięstwo i
ukrycie niepowodzenia. Oczywiście przywiezienie do stolicy pospolitej wody
stwarzało kilka dodatkowych problemów, które postanowił przeobrazić w zysk.
Jeśli magowie zarzucą mu oszustwo, skażą siebie na
odsunięcie od tronu. Król mógł ich cenić, ale w takie oskarżenie nigdy nie
uwierzy, w końcu uznawał syna za posłusznego kundla. W przypadku gdy doradcy
zaczną udawać, że woda stanowi tę ze źródła Czystych, będą zdemaskowani. Jednak
najprawdopodobniej całą sprawę zakończy oświadczenie, że plemienna ciecz była
bezużyteczna. Wtedy uczeni skupią uwagę na dalszych poszukiwaniach, a on będzie
miał święty spokój.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ogromną wartość w moim
życiu ma teraz czas – powiedział w końcu.
– To dlatego wysłałeś tam mnie? Wiedziałeś, że nikomu nie
zdradzę twoich zamiarów, a król i tak nigdy mnie o to nie zapyta – rzekł
skrzywiony. – A małolaty nie zrozumieją, w czym właściwie brali udział. Poza
tym Czyści unikają atakowania dzieciaków, więc zmniejszyłeś ryzyko ich śmierci.
Taki był twój plan w teorii, bo oczywiście praktyka pokazała swoje.
Jego strategia nie zakładała uzyskania wody w ogóle. Liczył
jedynie na wprowadzenie rycerzy do lasu, by następnie ci przy szczególnym
przywództwie Kasjana zdołali uciec. Nie dobierał samodzielnie ekipy, wymusił
tylko uczestnictwo Gai, zasugerował również sformowanie grupy złożonej z
młodszych rycerzy. Kwestia nie atakowania dzieciaków przez Czystych była mocno
naciągana, ale wystarczyła do przekonania niewiele wiedzących o plemieniu
dowódców.
Jakkolwiek Kasjan by się nie zachował, w ostateczności i
tak stanąłby po stronie Dymitra. Mógł zareagować ze złością, ale nigdy by go
nie zdradził, nawet jeśli to by znaczyło działanie przeciwko władzy. Pod tym
względem rycerz był doprawdy wyjątkowy.
– Straciłeś kogoś? – zapytał sucho, patrząc przenikliwie na
Kasjana.
– Nie wyglądasz na przejętego… a to ciekawe, bo w wyprawie
wzięła udział Gaja.
Nie musiał mu o tym przypominać. Przecież sam zadbał o to,
żeby jego pierworodna córka wyruszyła na wschód. Dziewczyna była istną
mieszanką wybuchową charakteru jego oraz Kasandry.
– Gdyby coś jej się stało, już bym wiedział – mruknął.
– Nie rozumiem miejsca królewny w szeregach Gwardii
Królewskiej – przyznał Kasjan. – Powinna przebierać suknie i wyszywać wzorki na
firankach.
– Nie doceniasz Kasandry.
– Doceniam – parsknął. – Dlatego mnie to dziwi. Chociaż…
Nie musiał tłumaczyć motywów swojego działania. Nie
oczekiwał również, że Kasjan zrozumie, dlaczego wysłał Gaję na tak
niebezpieczną wyprawę. Jednak on doskonale wiedział, że w świecie rycerzy
trzeba być najlepszym. W innym wypadku rola sprowadza się do bycia wabikiem,
który ginie, nim opanuje techniki porządnej walki…a żeby przerosnąć
pozostałych, należało brać udział w zadaniach trudnych, czasami balansując na
granicy życia i śmierci. Skoro jego córka miała zostać gwardzistą, musiała
poradzić sobie z wysoko ustawioną poprzeczką. Nie było lepszej okazji niż
podczas wyprawy z Kasjanem, który nie znosił porażek i w razie zagrożenia mógł
ją ochronić. W ten czy inny sposób – w końcu wiedział, czyja to córka.
– Co teraz planujesz? – zapytał Dymitr, opierając łokcie na
stole. – Bo chyba nie przybyłeś tutaj, żeby pogadać o polityce, nigdy cię nie
interesowała – ostatnie słowa wypowiedział nie bez wyrzutu, który nie umknął
uwadze mężczyźnie siedzącemu naprzeciw.
– W fiolce jest woda ze źródła – rzucił niedbale. – Zrób z
nią, co uważasz za słuszne. Jakkolwiek twoja wizja tego nie przewidywała, z
pewnością będziesz miał z niej jakiś użytek… albo wylej na pole, może wyrośnie
krzak.
– Skoro wiedziałeś, że nie będę jej potrzebował, to po co
posunąłeś się tak daleko, żeby ją zdobyć?
Kasjan nie odpowiedział, ograniczył reakcję jedynie do
grymasu, który mógłby być uśmiechem, gdyby nie zmarszczone brwi. Dymitr
postanowił nie wynikać. Powodów mogło być mnóstwo, zaczynając od zwykłej
ciekawości a kończąc na typowej zawziętości, jednak jeśli stały za tym bardziej
skomplikowane motywy, to on nie miał czasu poświęcać im uwagi.
– Pewny jesteś, że to ta woda? – zadał kolejne pytanie, tym
razem ostrzej.
– Jeśli nie masz do mnie zaufania, możesz zapytać swojej
córki. To ona wypełniła fiolkę – odparł, a Dymitr nie mógł powstrzymać
uśmiechu. – Przy okazji sparzyła sobie całą rękę. Prawą na szczęście, bo nie
trzeba być szczególnie wnikliwym, żeby dostrzec, że powinna walczyć lewą.
Ostatnie słowa były prowokacyjne, ale Dymitr postanowił je
zignorować.
– Zanim rany pozwolą jej trzymać broń, miną ze dwa lata.
Jeśli zacznie używać drugiej dłoni, poprawne umiejętności zyska przed końcem
roku. Być może. Jeśli znajdziesz dla niej mistrza.
– W Lagarze żyje mnóstwo dobrych rycerzy.
– Tylko ona nie potrzebuje dobrego rycerza, ale
oburęcznego, najlepszego nauczyciela…a taki jest tylko jeden.
Po tych słowach dwaj mężczyźni zamilkli, każdy pogrążony we
własnych myślach. Dymitr doskonale wiedział, kogo Kasjan miał na myśli. Jednak
od czasu, kiedy jego dawny mistrz posiadał odpowiednią ilość czasu, żeby
przekazywać innym swoje wyjątkowe zdolności, wiele uległo zmianie. Obydwoje
byli starsi, uwikłani w problemy królestwa, spędzające nierzadko sen z powiek.
Proszenie go o pomoc w takich okolicznościach byłoby po prostu nieuczciwe.
– Wiem, co ci teraz wędruje po głowie – przerwał jego
dumania Kasjan. – Jednak jesteś teraz pierwszym dowódcą, przestań się tak
wszystkim przejmować i zacznij z tego korzystać.
– Dziękuję za radę, ale gdybym chciał być taki jak ty,
najpierw zbudowałbym sobie szubienicę – rzucił złośliwie, ale nie osiągnął
zamierzonego celu. Kasjan pod tym względem był jak skała… wszelkie słowne ataki
zbywał śmiechem, głęboko przekonany o… tym, co tylko on sam wiedział.
– Możesz spróbować… ale nie wysyłaj mnie więcej z takimi
dzieciakami – powiedział już o wiele poważniej. Wstał z fotela i ruszył do
wyjścia. – Nie sprawdzam się w roli mentora.
Wiedział, że w końcu to powie. Kasjan przez wiele lat
walczył w Gwardii Królewskiej, ale nigdy nie potrafił nawiązać dobrych relacji
z ludźmi o innej randze niż jego własna. Ci lepiej usytuowani nie mogli znieść
jego arogancji, sprawowanie pieczy nad młodszymi najwyraźniej go przerastało.
Jako rycerz wolał działać sam, akceptując jedynie towarzystwo Nadara.
– Trzeba było pilnować pozycji – rzucił sugestywnie Dymitr.
– A tak mogę cię do nich przywiązać na najbliższe pięć lat, a na misje wysyłać
do sierocińców, żebyś mógł działać jako piastunka. Jestem w końcu pierwszym
dowódcą, czas zacząć z tego korzystać.
– Zamiast takimi dennymi planami lepiej byś uwagę skupił na
płodzeniu następcy – odgryzł się Kasjan. – Bo samymi córkami rodu nie
przedłużysz.
Dymitr wyraźnie sposępniał, ale nie na tyle, żeby nie
dorzucić:
– Ty też nie, więc zastosuj własną radę, bo najwyraźniej
brakuje ci potomka.
Kasjan nie wyglądał na zaskoczonego ani wściekłego, jednak
przymknął na chwilę powieki, najprawdopodobniej zbierając myśli. W powoli
przygasającym świetle wyglądał jak nocna mara, jego dłoń spoczęła na rękojeści
miecza, z którym nie rozstawał się od czasów młodości.
– Ja mam już syna – rzekł w końcu. – Nie potrzeba mi
żadnego innego.
***
Medycy w obozie mieli zdecydowanie przewagę jeśli chodzi o
profesjonalny sprzęt czy dostęp do lekarstw. Jednak Liliana nie darzyła ich
zaufaniem, dlatego kiedy jeden z nich wyraził chęć sprawdzenia jej stanu
zdrowia, odmówiła. Zwłaszcza że samopoczucie określała jako dobre. Nawet jeśli
wizyta w lesie Czystych pozostawiła na jej ciele ślady, to kilka tygodni w domu
Idy z pewnością je usunęły.
– Uuuu – usłyszała głos młodego chłopaka, który właśnie
ściągnął bandaże z szyi Fomy.
Faktycznie, kiedy spojrzała w tamtym kierunku, zaraz
odwróciła wzrok. Rana wyglądała okropnie, na sam jej widok miała ochotę
zwymiotować. Nawet oczyszczona i wielokrotnie opatrywana przez Idę budziła
wstręt. Chłopak jednak nawet się nie skrzywił, kiedy medyk zaczął dotykać
wrażliwego miejsca i przecierać go ładnie pachnącym płynem. Pozostał
niewzruszony, przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Namiot, w którym przebywali, należał do armii królewskiej.
Liliana nigdy jeszcze nie widziała tak sprawnie zbudowanej polnej lecznicy.
Znakomicie ochraniała przed deszczem, a mimo to wpuszczała odpowiednią ilość
światła. W środku ustawiono zarówno prycze jak i parawany, w powietrzu unosił
się zapach ziół, wywarów. Całość utrzymano w nienagannej czystości, której
skrupulatnie pilnowali sprzątacze. Medycy co jakiś czas zaglądali do rannych,
poprawiając opatrunki.
Było to jednak pomieszczenie przeznaczone do udzielania
pierwszej pomocy. Miejsce dla naprawdę cierpiących pozostawało zamknięte, a
stworzone zostało na drewnianej, stabilnej konstrukcji, zapewniającej ciepło i
bezpieczeństwo.
– Jesteście z Gwardii Królewskiej? – zapytał jej jeden z
medyków z wyraźnym zainteresowaniem. Był to młodzieniec o różowych policzkach i
zbyt wysokim jak na mężczyznę głosie.
Dziewczyna przytaknęła krótko, nie widząc powodów, dla
których miałaby kłamać. Zwłaszcza że zdradzało ją uzbrojenie.
– Niesamowite! – zawołał, ale kiedy starszy od niego
specjalista spojrzał na niego karcąco, pochylił głowę. – Nigdy nie widziałem
żadnego. To prawda, że nie można was zabić?
Lilianie głos uwiązł w gardle. Nie miała pojęcia, jak
powinna odpowiedzieć, nie do końca zresztą rozumiała pytanie chłopaka. Zerknęła
kątem oka na rannego Fomę i zmarszczyła brwi.
– Na moich ziemiach mówią, że kto zaatakuje gwardzistę
zostanie zamordowany przez niego albo chroniące go czary – wyjaśnił, wciąż
zafascynowany obecnością rycerzy w namiocie. – To prawda, że chronią was
specjalne moce?
– Gdyby tak było – zaczęła, starannie dobierając słowa –
mój kolega nie wymagałby waszej troski.
Medyk zamrugał, jakby układając w głowie usłyszane zdanie.
Po chwili wyszczerzył zęby.
– W normalnych okolicznościach powinien paść martwy, co nie
Albert? – stwierdził zdawkowo, ignorując mordercze spojrzenie, którym uraczył
go chłopak, do którego skierował pytanie. – Strzał prosto w szyję – dodał,
teatralnie obracając głowę.
Siedzący dalej Foma parsknął śmiechem, ale czy było to
przejawem dobrego humoru czy rezygnacji, Liliana nie mogła określić. Jego szyja
ponownie została owinięta bandażem.
– Przymknij jadaczkę, plebaku – powiedział drugi medyk,
którego pierwszy nazwał Albertem.
– Ale może to też dlatego, że była z wami piegowata, co
nie? – mówił dalej chłopak, ignorując zdegustowane miny otaczających go ludzi.
– Ponoć krosty na twarzy przynoszą nieszczęście.
– Masz rację – powiedziała Gaja, zrywając się z pryczy.
Medyk zadrżał na dźwięk jej ostrego głosu, ale nie zdążył
zareagować, bo dziewczyna złapała go za kołnierz i popchnęła na drewniany stół.
Stojące na nim specyfiki wylądowały na podłożu.
– Tobie na pewno przyniosą, bo porachuję ci kości,
gównojadzie! – uderzyła go pięścią w brzuch, przez co chłopak stracił oddech.
Żaden z rycerzy nie zareagował. Liliana stała niewzruszona
obok równie obojętnego Aarona, Foma tylko zamrugał z zainteresowaniem. W końcu
jednak, kiedy dziewczyna wymierzyła trzeci cios, Milan złapał ją za rękę i siłą
spróbował odsunąć od medyka.
– Uspokój się – syknął do niej, ale dziewczyna tylko
zaklęła głośno.
– Gaja… – powiedział mężczyzna stojący przy wejściu do
namiotu. Na dźwięk jego głosu natychmiast znieruchomiała. Liliana również
spojrzała w tamtym kierunku, zaraz potem otworzyła w zdziwieniu usta. Zanim
zdążyła cokolwiek powiedzieć, razem z pozostałymi rycerzami ugięła kolana,
kłaniając się przed osobą pierwszego dowódcy.
Mężczyzna, stojąc tak blisko niej, robił piorunujące
wrażenie. Od samego patrzenia dusiło ją w gardle, chociaż ten nie wyglądał na
zainteresowanego jej obecnością. Jego pełne niezadowolenia spojrzenie
zatrzymało się na rudowłosej dziewczynie, która sprawiała wrażenie speszonej
jak nigdy.
Dopiero teraz do Liliany dotarło jak strasznie ta dwójka
była podobna. Różnił ich kolor oczu czy włosów, ale rysy czy przede
wszystkim mimika twarzy sprawiały, że następca tronu po prostu nie mógł
zaprzeczać istnieniu córki. Nikt by mu nie uwierzył.
Gaja z początku jakby nie wiedziała, w jaki sposób powinna
zareagować. Zerknęła zdenerwowana na przewrócony stół, przestraszonego medyka,
rycerzy i stojącego obok pierwszego dowódcy kapitana, by następnie wykonać coś,
co można by nazwać dworskim ukłonem, gdyby dziewczyna w połowie wykonywanej
czynności nie zmieniła zdania i nie powtórzyła zachowania pozostałych
gwardzistów.
Jednak pierwszy dowódca nie przemówił do żadnego z nich,
zamiast tego pytanie skierował do najstarszego spośród medyków.
– Co się tutaj dzieje? – jego głos wyrażał uprzejmą
ciekawość, jednak oczy wciąż pozostawały rozeźlone.
– Gorąca krew, wasza wysokość – odpowiedział mężczyzna,
służalczym tonem.
Kapitan wywrócił oczami za plecami następcy tronu.
– Wstańcie – rozkazał rycerzom, którzy natychmiastowo
wykonali polecenie, by stanąć w pozycji, której przez lata uczono ich w
Lagarze: wyprostowani, z lekko pochyloną głową, jedną ręką opuszczoną wzdłuż
ciała, drugą na rękojeści miecza.
Pierwszy dowódca wskazał palcem na Gaję, później na
wyjście. Dziewczyna podskoczyła w miejscu, by następnie skulona opuścić namiot.
– Gratuluję wykonanego zadania – powiedział do pozostałych.
Liliana nie mogła powstrzymać uśmiechu, nawet jeśli nie
powinna czuć dumy.
– Wasz kapitan powiedział mi o tym, jak sobie
poradziliście. Oby tak dalej. – Po tym krótkim przemówieniu, wyszedł,
pozostawiając ich w towarzystwie Kasjana, z charakterystycznym uśmieszkiem
wymalowanym na twarzy.
– Przygotujcie się do wyjazdu, wracamy do Lagary –
powiedział oschle. Jak zwykle w krótkiej chwili jego nastrój uległ
zmianie i z przeciętnego zadowolenia przeszedł do zniecierpliwienia. –
Przestańcie też przynosić wstyd Gwardii Królewskiej i atakować ofermy.
Medyk, o którym pokrętnie mówił kapitan zrobił głupią minę,
wyrażającą mieszaninę niezadowolenia i strachu. Jednak nie śmiał wyrazić
oburzenia w stosunku do mężczyzny któremu sięgał najwyżej do przedramion.
– Dy… – zaczął Kasjan, ale przerwał zanim wyrzucił z ust
chociaż jedno słowo. – Pierwszy dowódca użyczył nam koni, zastąpią nam te,
które straciliście na wyprawie.
Liliana pochyliła głowę, ale kapitan nie zwrócił uwagi na
ten pokorny gest. Dziewczyna zerknęła na Milana, który jednak stał wyprostowany
i sztywny jak kij od miotły.
– Macie jakieś pytania? – Kiedy żaden z młodych rycerzy
nie odpowiedział, dodał głośno – To świetnie, pójdziecie do namiotu, gdzie
wydają racje żywnościowe. Nie przesadzajcie tylko, bo czeka nas długa droga.
Nie wdawajcie się również w dyskusje bez potrzeby – podkreślił ostatnie dwa
słowa, mierząc ich jednocześnie ostrym spojrzeniem. – Foma – przemówił
bezpośrednio do jasnowłosego chłopaka. – Ciebie zabieram ze sobą. Aaron,
pamiętaj, o czym ci mówiłem.
Liliana zamrugała zdezorientowana, jednak stojący niedaleko
niej rycerz zachował twarz niewyrażającą żadnej emocji.
Razem wyszli z namiotu, pozostawiając niezbyt zadowolonych
medyków, przy czym jedynie w trójkę ruszyli do miejsca, które wskazał im
kapitan.
– Co teraz będzie? – zapytała bez entuzjazmu, odgarniając
włosy z twarzy. Razem mijali kolejne grupki obcych mężczyzn, którzy spoglądali
na nich z ciekawością.
– Kolejne zadanie, potem następne i znowu – odpowiedział
jej Milan, nie zwracając uwagi na niemałe zamieszanie, które wywołali. –
Zapewne po powrocie do Lagary nie zobaczymy się przez rok albo i dłużej. – Nie
wyglądał na przejętego, chociaż Liliana wcale tego po nim nie oczekiwała. Sama
nie była przekonana czy chce widywać go częściej niż raz na kwartał.
– Najważniejsze, żeby nie trafić na granicę – dodał
beznamiętnie Aaron.
Ona nie mogła uniknąć wrażenia niepokoju, które ogarnęło ją
w momencie, w którym usłyszała o wyprawie do lasu Czystych. Kolejne zadania,
zamknięcie poprzedniego, ruszenie dalej, bez krótkiego spojrzenia wstecz … z
jakiegoś powodu nie potrafiła skupić na tym uwagi. Jakby zadanie wciąż tkwiło
na ich barkach, za ich oczami przeobrażając się w coś o wiele poważniejszego.
Jeśli tak było, z pewnością prędzej czy później miała się o
tym przekonać.
***
To by było na tyle, jeśli chodzi o tę wyprawę, Kilka rzeczy się wyjaśniło, po drodze przewinęło się też sporo pytań, na które będzie można szukać odpowiedzi w kolejnych częściach.
Teraz też będę powoli przechodzić do wątku głównego. Oczywiście wyprawa do źródła Czystych również jest znamienna dla sensu całej historii, ale już niedługo wyjdą na jaw nie tylko poszczególne elementy przeszłości Liliany i Aarona, ale również Kasjana. Wprowadzę także kilka ciekawych postaci (mam nadzieję), w tym tę, która będzie moją nicią łączącą prolog z dalszą częścią historii.
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się podobał, chociaż kilka razy go zmieniałam, bo z jednej strony odnosiłam wrażenie, że wszystko przyjmuję jako "jasne i oczywiste", więc nikt mnie nie zrozumie... a potem znowu zahaczałam o to takie encyklopedyczne wyjaśnienie. Chyba jakoś to wyśrodkowałam, ale w zasadzie ocenę zostawiam wam ; ) Co myślicie o motywach pierwszego dowódcy?
Pewnie kilka osób dostrzegło, ale dodałam podstronę "co czytam", gdzie zamieściłam sobie linki do tego, co sobie w wolnych chwilach pochłaniam. Jeśli kogoś tam nie ma, to albo on za wolno pisze albo ja za wolno czytam haha. Zapraszam serdecznie i mam nadzieję, że nic nie pokręciłam - jak coś, można do mnie pisać.
Myślałam też o innych pierdółkach, którymi mogłabym wzbogacić to miejsce, ale nie mam do końca pomysłu... no i nie wiem, czy kogokolwiek by to obchodziło. Jak macie jakieś pomysły, to będę bardzo wdzięczna ; )
Na razie dam tak od czapy link do mojego konta na FFnet, bo w sumie kto biednemu zabroni. Przed rycerzykami pisałam sporo ficków ze świata "Harry'ego Pottera", więc jeśli ktoś lubi, to serdecznie zapraszam.
Chyba tyle! Ściskam każdą zagubioną duszę ; ))