piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 2 cz.2

Przedstawiam wam kolejną część, chociaż może być w niej ciut więcej błędów. Tak czy inaczej, dajcie znać, co myślicie! 

Miłego czytania ; ))

***


Wrócili do pomieszczenia, w którym znajdowali się pozostali, chociaż Liliana nie wiedziała, jakim cudem dała radę przekonać do tego starszego rycerza. Jednak Nadar najwidoczniej był w dobrym humorze, co nie powinno dziwić, skoro kilka minut wcześniej zbałamucił zajezdne dziewczę. 

Nie wyglądał na zadowolonego z braku doświadczenia młodych rycerzy. Sam nazwał to niedoborem zaangażowania, ale usiadł przy stole i zaczął tłumaczyć poszczególne znaki na mapie, skupiając uwagę w szczególności na sposobie ich interpretacji. Dowiedzieli się, że zmierzają w kierunku wschodnich granic, obecnie uznawanych za najbardziej niebezpieczne w całym królestwie. Nie planowali jednak walki z wrogimi nacjami, mieli jedynie wkroczyć do jednego z plemiennych lasów i dlatego musieli dokładnie poznać budowę jego otoczenia. Cel wyprawy swojej mapy nie posiadał, brakowało dostatecznej liczby informacji, aby takową utworzyć, jednocześnie nie wprowadzać ludzi w błąd. Dokładne zapamiętanie okolic mogło ocalić im życie, zwłaszcza że należały one do niezwykle problematycznych. Nadar twierdził, że w takim miejscu łatwo wpaść w pułapkę, tak samo jak po prostu się zgubić. To rodzaj niebezpieczeństwa, którego nie mogli poznać do tej pory w praktyce, bo lasy Lagary z pewnością nie były tak skomplikowane. Znajdowały się w nich bardzo niebezpieczne zwierzęta, a także wzniesienia wraz z dołami, ale same w sobie nie tworzyły labiryntu, w dodatku poznawali je właściwie od początku szkolenia w zamku. Tutaj miało być inaczej. Najmniejszy błąd czy luka w pamięci mogła wyprowadzić ich w ślepy zaułek albo w stęsknione ramiona wrogów królestwa czy chociażby zwykłych bandytów… a nie każdego z nich dało się pokonać w kilka chwil.
Tłumaczenia i ostrzeżenia Nadara przypominały Lilianie słowa dziesiątego dowódcy, który zakazywał im włóczenia się po Lagarze oraz kazał dokładnie zapamiętać położenie wszystkich interesujących ich miejsc. Wiele miesięcy minęło, nim znalazła w sobie odwagę, by wkroczyć w cudowny świat poszukiwania co ciekawszych zakamarków zamku. Tym razem nie tylko nie miała przed sobą odpowiedniej ilości czasu na zapoznanie z terenem, ale musiała jednocześnie na nim wykonać zadanie, którego do tej pory nie poznała. Nie miała mimo to wątpliwości, że nie będzie ono należało do lekkich i przyjemnych. Rozmowa dowódców o możliwej śmierci wysłanych w te tereny wyryła się w jej świadomości i przypominała o sobie w ramach każdego rzutu okiem na Gaję. 
– Wszystko jasne? – zapytał Nadar, a kiedy Liliana pokiwała gorliwie głową, poklepał ją po ramieniu i najwyraźniej uznał, że ta niema odpowiedź dotyczy ich wszystkich. – Świetnie, w takim razie spotykamy się za… jakiś czas, bądźcie gotowi i czekajcie na tyłach karczmy. Urządzę wam mały trening. 
– Na pewno możemy sobie na to pozwolić? – zapytał Milan, marszcząc brwi, najwyraźniej wątpiąc w zdrowy rozsądek mężczyzny. – Piąty dowódca powiedział nam, że to zadanie o podwójnej wartości, musi być więc wykonane jak najszybciej. 
– Nie będziesz mnie uczył podstaw, młokosie – odparł Nadar, nie odwracając się w jego kierunku. –  Czekam na zewnątrz. 
Nie mieli zielonego pojęcia, co w umyśle Nadara oznacza „za jakiś czas”. Mogło to być pół dnia tak samo jak kilka minut. Postanowili więc jak najszybciej zabrać potrzebne rzeczy i udać w wyznaczone miejsce. Jednak kiedy Aaron ruszył w stronę wyjścia, Liliana złapała go za rękę i zatrzymała przy sobie. Spojrzał na nią zdziwiony, ale nie odezwał się, dopóki nie zostali w pomieszczeniu całkiem sami. 
– Jest coś, o czym ci nie powiedziałam – wyjaśniła. – To bardzo ważne. 
Chłopak rozejrzał się dookoła, by zaraz potem wskazać jej miejsce na ławce i usiąść zaraz obok niej. 
Nie miała czasu na żadne wstępy, za chwile powinni stawić się na tyłach karczmy. Dlatego od razu przeszła do sedna sprawy i opowiedziała pokrótce o wszystkim, co podsłuchała z rozmowy w Pokoju Dziesięciu Obrad. Wyłączając to, co zdążyła do tego czasu zapomnieć, jak chociażby imię drugiej osoby, która pierwotnie miała im towarzyszyć. 
Na całe szczęście Aaron nie uznał tych obaw za fanaberie. Nie zganił też za to, że znalazła rozrywkę w postaci poszukiwaniu zakazanych miejsc w zamku. Siedział skupiony, nie przerywając jej aż do samego końca. 
– Myślisz, że oni chcą nas tam zabić? – zapytała cicho, próbując ukryć przerażenie. Z jakiegoś powodu wypowiedzenie na głos przeczuć otworzyło komnatę pełną negatywnych emocji, które postanowiła ukryć jakiś czas temu. 
– Nie sądzę, to nie miałoby żadnego sensu – odparł. Podrapał się po głowie, w geście roztargnienia, a potem uśmiechnął. – Niewykluczone jednak, że ich cel może zesłać na nas kłopoty. Musisz być teraz uważna, Lila. Ten Nadar to świetny wojownik, ale z tego, co mówisz, wynika, że w pewnym momencie zaczniemy polegać tylko na sobie. Nie wiem, czy nie będą próbowali nas rozdzielić, ale… – przerwał na chwilę, by spojrzeć jej prosto w oczy. – Nie musisz się tym przejmować, bo ja i tak cię znajdę. 
Uśmiechnęła się lekko, czując w sobie przypływ otuchy. Niepokój, który nad nią zapanował kilka chwil wcześniej, znacząco zmalał. Oczywiście nie dała rady go unicestwić, jednak tymczasowo niczego poza wsparciem Aarona nie potrzebowała. Najważniejsze miała już za sobą, chciała tylko, żeby chłopak działał ostrożnie. 
Razem poszli tam, gdzie najprawdopodobniej udali się pozostali rycerze. Wcale nie byli zaskoczeni, kiedy zobaczyli, że Nadar już tam czeka. Na ich widok zacmokał z niesmakiem, więc pochylili głowy i stanęli w szeregu obok pozostałych. 
Znaleźli się na polanie, która jak na tak szczególnie zadbaną karczmę, prezentowała się podejrzanie. Oprócz kilku pojedynczych drzew i krzewów, próżno tam szukać roślinności niebędącej trawą, która w pewnych momentach sięgała im aż do kolan. Chodzenie w takich warunkach okazało się znaczne utrudnione, z łatwością można było zahaczyć o roślinną plątaninę, jej korzeń albo po prostu kreci dół. Do krajobrazu z pewnością nie pasował tutaj mężczyzna, który siedział nieopodal, opierając się o samotną brzozę. W tej perspektywie wyglądał niczym książę ciemności, który z jakiegoś powodu opuścił swoje otchłanie i znalazł w całkowicie nie pasującym do niego miejscu. Dopiero po kilku chwilach Liliana zdała sobie sprawę, że to dokładnie ten sam rycerz, który zastał ich śpiących w stajni. Miał kruczoczarne włosy uczesane w podobny sposób do większości dobrze urodzonych mężczyzn i ciemne jak węgle oczy, otoczone gęstymi, czarnymi rzęsami. Dodawało to jego twarzy delikatności, bo on sam był najwyraźniej z tego samego sortu co Aaron – wysoki, mocno zbudowany, z dużymi, silnymi dłońmi. Z pewnością różnił ich wiek, bo mężczyzna musiał mieć więcej niż trzydzieści lat, jednak wrażenie podobieństwa pozostawało. Nawet twarz w pokrewny sposób nie wyglądała szczególnie przyjemnie, przynajmniej do czasu, aż nie pojawił się na niej ten sam uśmiech politowania, którym uraczył ich z samego rana. Kiedy Liliana przeniosła swoje spojrzenie na Nadara, dotarło do niej, że ci dwaj muszą mieć coś ze sobą wiele wspólnego. Z pewnością była to chociażby irytująca mimika twarzy, przy czym obcy wydawał się przez to przystojniejszy, a jej przywódca wykrzywiony i groźny. 
Mogła zaakceptować obecność rycerza podczas jej ćwiczeń, nawet jeśli swoim wyrazem z góry określił ich umiejętności jako mierne. Jednak, kiedy zobaczyła obok niego konia, jej nogi zdrętwiały ze strachu. Był to bowiem ten sam potwór, przed którym ostrzegał chłopiec stajenny. Tym razem nie siedział zamknięty w boksie, nawet nie przywiązano go do płotu. Po prostu stał wyprostowany i gotowy do ataku. Przy tym demonie, nawet wilki w Lagarze wydawały się słodkimi psiakami. 
– Spóźniona będzie pierwsza – wyrwał ją z zamyślenia Nadar. Szybko skupiła na nim swoje uwagę, ale nie miała zielonego pojęcia, co rycerz miał na myśli. Sądziła, że w pierwszej kolejności wyjaśni im, dlaczego mieli widownię. Mogłaby przypuszczać, że mężczyzna przemowę na ten temat miał już za sobą, którą ominęli. Jednak fakt, że pozostali młodzi zerkali co jakiś czas na obserwującego ich człowieka, uświadomił dziewczynie, że Nadar najpewniej pławił się w ich niewiedzy. 
– Co mam robić? – zapytała, czując, jak jej twarz przyjmuje odcień ugotowanego buraka. 
– Przed chwilą tłumaczyłam, gdzie jest twoja głowa? – zakpił Nadar, najwyraźniej zirytowany. – Wyciągnij miecz. 
Dziewczyna dotknęła rękojeści ukrytej za pasem, aby zacisnąć na niej swoją dłoń i wydobyć ostrze z pochwy. Stanęła naprzeciw rycerza, który najwyraźniej czekał na jej reakcję. Jednak ona nie miała pojęcia, co powinna zrobić. 
– Atakuj – zachęcił, kiedy zrobiła krok w tył. Nie mogła przecież mierzyć się z rycerzem tej rangi, położyłby ją w kilka sekund. – Nie trać mojego czasu i atakuj. 
Nie mając innego wyboru, ruszyła przed siebie. Próbowała walczyć, jak nauczyli ją na szkoleniu. Wiedziała, że nie ma szans wygrać tego pojedynku, ale chciała chociaż pokazać się z jak najlepszej strony. Nadar z łatwością parował ciosy, a im lepsze technicznie ruch prezentowała, tym szybciej jego niezadowolenie rosło. Później wydawał się tylko znudzony, bliski przerwania walki. Potraktowała to jako swoją szansę i sypnęła mu w oczy piachem, który zebrała podczas jednego z upadków. Oczywiście rycerz zdążył w porę uskoczyć, jednak najwyraźniej nie przewidział takiego posunięcia, bo kolejny czas sparował z większym skupieniem, przechodząc w atak. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy dostrzegł lęk w sposobie, w jakim dziewczyna przyjęła pozycję obronną. 
– Wystarczy – rzekł, masując sobie ramię. – Teraz skrzywdzony. – Wskazał ręką na Fomę. 
Chłopak podszedł powoli, a Liliana posłała mu zachęcający uśmiech, ciesząc się, że ma wyzwanie Nadara za sobą. Standardowo pojedynki w Lagarze trwały o wiele dłużej, ale Nadar najwidoczniej nie chciał tracić na nie tyle czasu. 
Walkę rozpoczęto w identycznym stylu jak poprzednią, ale w jaki sposób ją kontynuowano, nie zwróciła uwagi. Zamiast tego skupienie skierowała na obserwatora, który tupał wściekle kopytami zza pleców swojego jeźdźca.  Akceptowała, że rycerz nie uciekał w popłochu przed dzikim zwierzęciem. Ostatecznie tylko ona przejawiała paniczny strach przed takimi potworami. Jednak leżenie w miejscu, w którym można było zostać w błyskawicznym tempie rozdeptanym, nie mieściło się w głowie dziewczyny.
– To żaden trening, tylko sprawdzian – burknęła w pewnym momencie Gaja, a kiedy podążyła jej wzrokiem, zobaczyła, że Foma klęczy na jednym kolanie i ciężko dyszy. Wcale się nie zdziwiła, kiedy Nadar krzyknął „Następny” i na polu stanął nikt inny tylko Milan. 
– Ciekawe, kto go obleje – mruknęła Liliana, skupiając uwagę na walce. 
Chłopak od razu przyjął pozycję do ataku i nie potrzebował żadnej zachęty od Nadara, żeby ruszyć z miejsca. Jego ciosy były lepiej wyćwiczone niż jej i z pewnością w prawdziwym boju okazałyby się o wiele skuteczniejsze. 
– Jeśli to Nadar jest naszym egzaminatorem, to lepiej zapytać, kto w ogóle zda – prychnęła Gaja, zerkając w kierunku obcego im rycerza. – Obstawiam, że nikt. 
Milan wykonał obrót i tym razem z przekroku uderzył, celując prosto w czaszkę. Nadar mógłby się wywinąć z tego ataku, z początku chyba nawet tak planował, ale ostatecznie pozostał w miejscu i sparował cios własnym mieczem. W końcu, po serii mniej lub bardziej celnych ciosów, chłopak upadł na ziemię, ale wstał z niej tak szybko, że właściwie mogło to być działaniem zamierzonym. Zaraz potem rzucił się na Nadara w niemalże histerycznym odruchu, chociaż z pewnością należało to do części teatru, bo jego twarz pozostała skupiona. 
Mogła zastanawiać się, w jakim celu Nadar kazał im walczyć. Tymczasem doskonale wiedziała, że mężczyzna ten nie ma najmniejszego zamiaru wyjawić im motywów działania, co teraz wywoływało u niej obawę o życie swoje i pozostałych. Z każdą godziną czuła coraz silniejsze symptomy frustracji, najchętniej wykrzyczałaby w twarz temu człowiekowi, że ma go serdecznie dość i nakazała w tej chwili zdradzić plan działania. Jednak wbijana przez lata do głowy hierarchia wśród rycerzy gwardii zmuszała dziewczynę do milczenia. 
Walka ponownie została przerwana i chociaż Milan z pewnością przegrał, zrobił to w lepszym stylu niż ona. Stwarzał nawet pozory zadowolonego. Zaraz potem w polu zainteresowania stanęła Gaja i rozpoczął się chyba najbardziej zaciekły jak do tej pory pojedynek. Dziewczyna dawała z siebie absolutnie wszystko, więc nawet jeśli technicznie popełniała dużo błędów, to nadrabiała wszystko poprzez upór. Zacietrzewienie można było dostrzec w każdym ruchu, nawet tym najbardziej niepozornym. Kiedy Nadar dał znak do przerwania walki, dziewczyna kompletnie go zignorowała. Dopiero kiedy leżała przyparta do ziemi, opanowała własne emocje. 
Aaron miał zaprezentować się jako ostatni i Liliana wcale nie poczuła zdziwienia, kiedy chłopak zaczął walczyć z lekkim otępieniem, jakby nie pamiętał, w jaki sposób powinien poruszać się rycerz. Stracił swoje ostrze chyba najwcześniej z nich wszystkich, ale wcale go to nie wzruszyło… w przeciwieństwie do Nadara, który aż zacisnął zęby, żeby pohamować w sobie złośliwy komentarz. Dlaczego sobie na niego nie pozwolił, wyjaśniło się dosłownie chwilę później. 
Mężczyzna siedzący do tej pory w trawie wstał i wskazał im ręką, żeby podeszli. Zapewne nie ruszyliby się z miejsca, gdyby ich przywódca niemalże automatycznie nie poszedł we wskazanym kierunku. Skąd u niego taka gorliwość, nie mieli pojęcia, ale uznali ją za co najmniej podejrzaną. 
– Tyle chyba wystarczy – powiedział do Nadara rycerz. Sposób, w jaki gestykulował skojarzył się Lilianie mimowolnie z pierwszym dowódcą. Były to bowiem ruchy aroganckie, ale w jakiś arystokratyczny sposób, którego nie potrafiła jeszcze rozpracować. Zastanawiała się mimo to, z kim miała do czynienia i czy powinna czuć się spięta. – Chciałem zobaczyć na własne oczy, jakimi podstawowymi umiejętnościami władacie. Dostałem jakieś bezużyteczne informacje od waszych dowódców, ale doskonale wiem, że te dostosowywane są do ich sympatii i poglądów… a na takie bajki nie ma miejsca w lesie Czystych. 
Gaja rzuciła mu pełne niedowierzania spojrzenie, a Liliana poczuła, jak jej całe ciało zaczyna reagować na samo wspomnienie o tajemniczym ludzie. 
– Pokazałeś im mapy? – zapytał Nadara. 
– Tak jak rozkazałeś – odparł mężczyzna z tak wyraźnym szacunkiem, że wszyscy niemalże roztopili się z wrażenia. 
– Nie będę przed wami ukrywał, że jeszcze nie pracowałem z tak młodymi rycerzami pod sobą, nie mam pojęcia, w jaki sposób powinienem wami kierować, żebyście się po drodze nie zabili – oświadczył szczerze. Po chwili dodał o wiele ciszej, już bardziej do siebie – Nie wiem, dlaczego mnie w to wpakował, co sobie myśli ten szczeniak… – Nadar chrząknął głośno, więc mężczyzna zamilkł, by zaraz potem znowu przemówić, tym razem o wiele głośniej – Dlatego musicie od razu mówić, kiedy nie nadążacie, coś przerasta wasze możliwości albo po prostu nie rozumiecie. Nie chcę wracać do zamku z piątką ledwo żywych dzieciaków… 
– Przepraszam – przerwała mu Liliana, zanim zdołała się powstrzymać. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, ale nie był to morderczy wzrok, którym tak często obdarzał ich Nadar, więc znalazła w sobie odwagę, żeby zadać pytanie. – Kim pan jest?
To najwyraźniej go skonfundowało, bo otworzył usta i skierował się w stronę Nadara, jakby ten miał wziąć za to odpowiedzialność. Mężczyzna musiał płonąć ze wstydu, bo wymamrotał pod nosem coś w rodzaju przeprosin z dodatkiem lichego tłumaczenia, którego nie mogli dosłyszeć. Jego zachowanie wydało im się do tego stopnia szokujące, że zapewne sprawiali wrażenie jeszcze bardziej zmieszanych niż rycerz, którego tożsamości wiąż nie znali. 
– Kapitanie – powiedział w końcu Nadar, kiedy przetrwał siłę morderczego spojrzenia towarzysza. – Tak się macie do niego zwracać, żółtodzioby. 
– Więc ty jesteś… – zaczął Foma, ale w porę ugryzł się w język. – Aha… aha…
Liliana nic z tego nie rozumiała, ale przecież cierpiała na chroniczny brak doinformowania. Gdyby nie wsparcie Aarona zapewne nie wyruszyłaby w żadną podróż, bo nie wiedziała nawet, gdzie mieli miejsce zebrania. 
– Już wszystko jasne? – zapytał ich mężczyzna, obdarzając ich typowym dla siebie lekceważącym uśmieszkiem. Najwyraźniej zakłopotanie młodych zaczęło go bawić. Chociaż, jakby nie patrzeć, mogli skończyć o wiele gorzej. – W takim razie zajmijmy się tym, co ważne. Wyruszacie do lasu Czystych, jednego z najbardziej agresywnych plemion wśród wszystkich, które w swoim życiu spotkacie. Nie dostaliście żadnych wytycznych co do tamtejszego ludu z oczywistego powodu… nie ma ich zbyt wiele. Czyści tak zaciekle bronią swoich tajemnic, że wydobycie ich należy do sfery marzeń bardzo naiwnych jednostek. Wiecie jednak, jak mniej więcej funkcjonują takie plemiona, więc tutaj jest bardzo podobnie… tylko gorzej. 
Liliana przypomniała sobie zajęcia, które dotyczyły istnienia zamkniętych terytoriów, na których żyli pierwotni ludzie. Aktualnie na terenie całego królestwa znajdowały się dwadzieścia trzy, w tym tylko czternaście współpracowało z władcą. Reszta prowadziła mniej lub bardziej poważne konflikty. 
Mówiono, że jeszcze zanim zapanował porządek, a ziemie zostały zajęte przez książęta, na świecie funkcjonowały setki albo nawet tysiące osad, gdzie każda wyróżniała się ze względu na swoje wierzenia, sposób życia, jak i specjalne zdolności. Z upływem lat, wraz z rozwojem polityki, kolejne plemiona zostały wybite albo włączone do królewskiej społeczności. Tylko niektórym udało się przetrwać albo za sprawą władania tajemniczymi mocami albo wybitnych zdolności politycznych. Ich poziom wyodrębniania zależał od konkretnych umów z samym królem, który mógł nadać im autonomię i pozwalać funkcjonować wedle własnych zasad w zamian za poddaństwo albo zmusić do posłuszeństwa za pomocą groźby i siły. Dlatego właśnie na zajęciach dokładnie opracowywali informacje dotyczące czternastu plemion utrzymujących przyjazne stosunki z królestwem, pozostałe stanowiły dla nich zagadkę. Wiedzieli bowiem, że takowe istnieją, ale na tym ich wiadomości się kończyły. 
Na podstawie tego, czego się dowiedziała przez lata, mogła z całą pewnością powiedzieć, że bez powodu na terytorium żadnego plemienia wkraczać nie można. Pierwotni ludzie z jakiegoś powodu byli strasznie drażliwi, jeśli chodzi o wnikanie w ich tradycje i nie lubili, kiedy ktoś wtykał nos w ich sprawy. Nie mogli pozbawić życia żadnego poddanego króla, ale nigdy nie dawali gwarancji bezpieczeństwa. Niektórzy z nich władali obcym językiem, całkowicie niezrozumiałym dla takich osób jak Liliana. 
– Czyści mają obsesję na puncie swojego źródła – wyrwał ją z zamyślenia kapitan. – Król uważa, że woda z niego może mu się przydać, ale ci nie chcą mu jej ofiarować – ostatnie słowo wypowiedział z pewną kpiną, ale czego ona dokładnie dotyczyła, Liliana nie miała pojęcia. 
– Po co królowi ta woda, kapitanie? – zapytał Foma, z trudem ukrywając swój wścibski ton. 
– To nie jest twoja sprawa – odparł i chociaż jego słowa były ostre jak brzytwa, to na twarzy nie pojawił się żaden przejaw agresji albo chociaż niechęci. – Moja też nie. Czego król chce, to i my, nawet jeśli nie wiemy, co to jest... Tak czy inaczej mamy zdobyć tę wodę. Nie interesuje nas jej duża ilość, ale nawet odrobina sprawi więcej kłopotu, niż wyniesienie wierzby z Lagary. 
Milan parsknął śmiechem, ale jako jedyny. Pozostali wpatrywali się w mężczyznę jak w święty posążek, który właśnie zsyłał na nich plagę ze wskazówkami, jak z nią walczyć. 
– Na całe szczęście, to przewrażliwienie Czystych może zadziałać również na naszą korzyść. Niedawno wyszło, że nie mogą zabronić wstępu do lasu niewinnym, czyli po prostu osobom w waszym wieku, jakiekolwiek durne grzechy byście nie mieli na sumieniu. Osoby takie jak ja, nawet gdyby były świętą dziewicą, nie mogą przekroczyć granicy. Tak samo dzieciakom zagwarantowano prawo opuszczenia terenów, o ile ci nie postanowią czegoś z tego miejsca wynieść. Dotyczy to tak samo wody ze źródła jak pojedynczego liścia. To wydaje się dosyć zabawne, bo jeszcze kilka lat temu taka reguła nie obowiązywała. 
– Skoro nie możemy nic zabrać z lasu, to nasz wiek chyba wcale nie jest atutem – zauważył Milan. 
– Jest. Jeśli będziecie wykonywać moje rozkazy, wyjdziecie z tego bez ran. Jeśli zaczniecie działać na własną rękę, pewnie zginiecie. Dlatego słuchajcie uważnie tego, co teraz wam powiem… ale najpierw usiądźcie. – Odwrócił się do nich plecami i popchnął stojącego za nim konia. – Rusz się, Krodo, ty stary gnoju. – Ogier wyszczerzył do niego zęby, ale jeśli to miało być uśmiechem, to był to najpotworniejszy wyraz radości, z jakim Liliana się spotkała. Z jakiegoś powodu jednak ten szatan ustąpił i łaskawie opuścił wskazany teren. Nie miała ochoty siadać tak blisko zwierzęcia, które niemalże cały czas skupiało na sobie jej uwagę, ale przecież nie mogła tego powiedzieć głośno. Z pewnym ociąganiem więc zajęła miejsce jak najdalej od konia, co jakiś czas zerkając na niego niespokojnie. 
Kapitan usiadł jako ostatni, utrzymując dystans między nimi. Być może wynikało to z chęci podkreślenia różnicy, niewykluczone też, że mężczyzna pragnął po prostu dobrze ich wszystkich widzieć. Bez względu na to, niemalże od razu przeszedł do tłumaczenia im sposobu, w jaki mieli wykonać zadanie. Rozłożył mapę na ziemi i wskazywał im kolejne szlaki, którymi mieli podążyć, jak się na nich zachowywać i co przez to powinni osiągnąć. Liliana dziękowała niebiosom, że udało jej się zapamiętać całą plątaninę linii zaznaczonych na pergaminie, bo kapitan mówił bardzo szybko i nie zawsze wskazywał ręką na punkt, na którym skupił wypowiedź. Z początku czuła strach, że będzie zagubiona i nic nie zrozumie z wywodu rycerza, bo ten mówił ładnie, rzadko korzystał z wyrażeń kolokwialnych, czasami wręcz wznosił się ku pozycji wysoko urodzonego i wykształconego mieszkańca stolicy. Zaraz potem wracał na poziom zwykłego rycerza. Dla niej była to bardzo nierówna mowa, jakby kapitan sam nie mógł się zdecydować, który styl odpowiada mu najbardziej. Mimo to świetnie sobie z nią poradziła i niemalże tryskała dumą. 
Jednakowoż, na samym tłumaczeniu się nie skończyło. Kapitan chciał przeprowadzać z nimi próby kolejnych czynności, nawet przewidując najgorsze scenariusze. Od czasu do czasu sugerował zmiany w stylu walki, chociaż najbardziej enigmatyczne wydało im się pytanie skierowane do Gai. Kiedy dziewczyna musiała powiedzieć, dlaczego używa do walki prawej ręki, krzyknęła wzbudzona „Nie jestem mańkutem!”. Na ten pokaz złości, kapitan westchnął i kryła się za tym jakaś sentymentalna nuta, której pozostali jeszcze nie rozumieli.
Skończyli dopiero długo po zachodzie słońca i chociaż mogli wreszcie biec na kolację, to kolejny dzień zapowiadał się równie pracowicie. Kapitan zapowiedział im kolejne ćwiczenia aż do popołudnia, wieczorną porą mieli już wyruszać w niebezpieczne tereny. 
– Tylko, błagam was, nie śpijcie w tej stajni – powiedział na koniec. – Macie swoje pokoje w karczmie, koni nikt nie ukradnie, jeśli to was tak martwi. 
Foma wymamrotał coś niewyraźnie, a twarz Milana pokryła się rumieńcem. Gaja wbiła spojrzenie we własne buty, aktualnie uznając je za wybitnie interesujące. 
– Na co czekacie? – pogonił ich. – Możecie już iść. 
Udali się do karczmy, gdzie wskazano im miejsca noclegowe. Liliana nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek spała w takim luksusie. Miała niewielkie, ale ładnie urządzone pomieszczenie tylko dla siebie. Większość miejsca zajmowało wygodne łoże z ciężką pościelą, na stoliku leżała nawet serwetka i wazon z kwiatami. Ponad wszystko pokochała pejzaż zawieszony na ścianie i purpurowe zasłony na oknach. W kącie postawiono również toaletkę, na którą pozwolić mogły sobie tylko damy. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i zaczęła z entuzjazmem czesać włosy ozdobnym grzebieniem. Po chwili jednak przestała, wiedziona złym przeczuciem. Przebrała się szybko w koszulę nocną, która leżała idealnie złożona na łóżku i wskoczyła pod kołdrę, próbując jak najszybciej zasnąć. Mimo szczerych chęci, nie była w stanie odpocząć, więc leżała tylko z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w sufit.
Wstała jeszcze przed świtem , czując tak samo potworne zmęczenie jak i niemoc odpoczynku. Mięśnie niechętnie pracowały o wczesnej porze, ale umysł okazał się znacznie pobudzony. Zapewne wynikało to ze stresu, który od poprzedniego dnia stopniowo zyskiwał na sile. Chcąc wpierw się przekonać o stanie towarzyszy, wyszła z pokoju i przeszła wzdłuż korytarza nasłuchując dźwięków innych od chrapania. Kiedy znalazła się na samym końcu dotarły do niej echo rozmowy, dlatego zaglądnęła przez szparę w drzwiach jednego z pokoi. Od razu rozpoznała Milana, więc zuchwale wparowała do środka. Oprócz niego w pomieszczeniu znajdował się Aaron, mogła w takim wypadku odetchnąć z ulgą. Wyglądało jednak na to, że jako jedyna pozostała w stroju do spania. Obydwaj chłopcy spojrzeli na nią zdziwieni, ale ona usiadła na rogu łóżka i wypaliła:
– Kim jest ten kapitan? 
– W jakim sensie? – odezwał się Milan, zakładając na dłonie rękawice. Nie wyglądał na zdenerwowanego faktem, że dziewczyna przerwała jego rozmowę z Aaronem. Z pewnością za to na jego twarzy można było dostrzec ślady zmęczenia. Najwidoczniej miał za sobą równie przyjemną noc jak ona. 
– Myślałam, że dowodzi nami Nadar – sprecyzowała z zawziętą miną. 
– Nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi – powiedział lekko zezłoszczony. Zaczął z roztargnieniem zapinać karwasze, nie spuszczając wzroku z Liliany. – Powiedzieli mi, że naszym kapitanem będzie jeden z rycerzy niezależnych, Kasjan. Dzień przed samą wyprawą zmienili zdanie i stwierdzili, że z dziedzińca odbierze nas ktoś inny, ale ostatecznie pojawił tam się Nadar. Aaron ponoć otrzymał dokładnie te same informacje, a ty jakie? 
– Żadne – odrzekła szczerze. Oczywiście wynikało to najpewniej z jej własnego gapiostwa, ale postanowiła pominąć ten szczegół. 
– Wysyłają nas w jakieś szalone tereny i jeszcze co chwilę zmieniają zdanie – warknął do siebie, sięgając po rzuconą w kącie pochwę z mieczem. – Nie zdziwię się, jak na kolejnym zakręcie przedstawią nam kolejnego kapitana. Tylko czego oczekiwać po doskonałych pomysłach pierwszego dowódcy?
– Skąd ty…? – zdziwiła się Liliana, nie mogąc uwierzyć słowom chłopaka, który najwyraźniej wiedział o wiele więcej, niżby mogła się po nim spodziewać. 
– Najgorsze jest w tym wszystkim to – kontynuował, przypinając broń do skórzanego pasa – że nawet nie możesz głośno powiedzieć, jakie to wszystkie jest chore, bo masz przed nosem córkę następcy tronu. 
– Kasjan! – powtórzyła nagle dziewczyna, przypominając sobie imię brakującego rycerza. Pierwszemu dowódcy bardzo zależało, żeby wziął udział w tej wyprawie, dlaczego ostatecznie zmienili zdanie? 
– Co z nim? – zapytał Milan, zbity z tropu. 
– On… musi być bardzo blisko króla prawda? – starała się wyjaśnić to, co aktualnie siedziało w jej głowie. Nie mogła jednak zdradzić, że podsłuchała rozmowę w Pokoju Dziesięciu Obrad. – Ponoć jego obecność w tym zadaniu była bardzo ważna, naciskał na nią sam następca. 
– Słyszałem, że to bękart króla, ale jakiś zaklęty chyba, bo nikt nie chce o tym mówić. 
– Nigdzie nie czytałam, żeby król miał jakiegoś… – zatrzymała się na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. – Syna z nieprawego łoża? 
– O tym się nie pisze – powiedział Milan, jakby właśnie powiedziała coś głupiego. – Nie wiem, w jakich stronach was wychowano, ale przecież bękarty zawsze omija się w księgach. Naprawdę to dla was nowość? 
Aaron i Liliana mieli niewyraźne miny, które tylko potwierdzały ich brak zorientowania w temacie. 
– Zapytajcie Fomy, jak mi nie wierzycie – rzucił chłopak nieco obrażony. 
– Nie o to chodzi – wtrąciła. – Po prostu zastanawiam się, skąd ty to wiesz. – Nie chciała, żeby jej wypowiedź zabrzmiała jak oskarżenie, jednak wkradła się tam podejrzliwa nuta, której, na całe szczęście, chłopak nie dostrzegł. 
– Mam kilku takich braci – odparł swobodnie. – Albo więcej, kto tam wie. Tak czy inaczej dziwi mnie tylko, że z tego bękarta króla robi się tak wielką tajemnicę. Większość możnych posiada przynajmniej jednego i otwarcie o tym mówi. 
– Ciekawe, co go zatrzymało – mruknęła, najwyraźniej poruszona. Obydwaj młodzieńcy spojrzeli na nią pytająco. – Tego Kasjana. Czy nic mu się nie stało. 
– Nawet go nie znasz i już mu współczujesz? – zaśmiał się ponownie Milan. – Nie masz czego. Życie jako bękart króla to łaska, o której marzy wielu wysoko urodzonych. 
– Na przykład ty? – odezwał się po raz pierwszy od jej przybycia Aaron. 
– Wolę pozostać synem swojego ojca.

14 komentarzy:

  1. Nie trzymaj nas ciągle w napięciu :) Czekam na next !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podano błędne hasło przy zgłoszeniu do Katalogu Euforia.

    OdpowiedzUsuń
  3. awww... cudownie <3
    To chyba, jak narazie moja ulubiona część. Było cudownie i mam wrażenie, ze jakoś tak krótko. Nie wiem z czego to wynika, ale pierwszy raz mam wrażenie, ze jest za krótko. Tak mi mineło, ze nie wiem kiedy.
    Jak pisałas troche o tym plemieniu i Czytstych, to troche mi sie to z Leonoscars skojarzyło i wogóle z motywem plemion z "Zakończenia".
    Jestem bardzo ciekawa kolejnego rozdziału, bo zaczynam czuć, że sie rozkręca coraz bardziej.Jestem też ciekawa kim jest ten nowy przywódca. Zapowiada sie na ciekawą postać.
    Rzokręcasz sie, bo zaczynam odczuwać już sympatie i antypatie do bohaterów. Zdecydowanie nie przepadam za Nadarem, Gaja też mnie irytuje. Lubię za to Aarona i Liliana wydaje mi się być potencjałem na lubienie i na irytowanie. Więc czekam jak się to potoczy dalej :D

    Wiec ja czekam na kolejny rozdział, pisz, pisz
    Duzo weny
    SQ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję : ))
      Ja chyba zawsze lubiłam się bawić plemionami,po prostu mnie to ciekawi, daje też ogromne pole do popisu w przypadku tworzenia własnej historii. Czyści nie są dokładnie jak ludzie z Leonoscars, ale maję jakieś cechy wspólne ;p

      Usuń
  4. Przeczytałem stosunkowo dawno, ale problem polega na tym, że popełniłem niewybaczalny błąd i nie skomentowałem od razu, przez co pouciekały mi moje myśli. Pamięć to jednak wredne stworzenie. Postaram się więc ubrać w słowa te najważniejsze fakty. Z tego co pamiętam rozdział nic szczególnego nie wyjaśniał, ani nie posuwał akcji do przodu. Był raczej takim przerywnikiem lub kontynuacją wprowadzenia, mającą na celu przybliżyć czytelnikom bohaterów i ich wzajemne relacje. No i ten facet co ja go nazwałem "do zapchania dziury" się jednak widzę dowódcą okazał. Dobrze kojarzę fakty?
    Ciekawi mnie ten bękart króla, albo raczej czemu nikt o nim otwarcie nie mówi, nie plotkuje tak żywo, żwawo, tak wiesz... tylko jest owiany zasłonką tajemniczości.
    No i na duży plus poczucie humoru w tym opowiadaniu. Może nie jest ono wielkie, ale to zrozumiałe, bo to jednak nie miała być z założenia komedia, prawda? No ale dostrzegam zabarwienie humorystyczne, nawet tę przy końcu można za taką wziąć, czyli odpowiedź "wolę pozostać synem mojego ojca". Takie przekomarzanie się poszczególnych postaci bawi, może nie do bólu brzucha, ale sprawia, że kąciki ust się unoszą, gdy człowiek usiłuje to sobie wyobrazić.
    Od razu przypomina mi się moment pewnego filmu, gdzie facet trzymał aniołka w łapie i tłumaczył, że został sam w puszczy, na wojnie, bezdomny, bezbronny, i - musiałem się jakoś z tego wydostać.
    A taki obok, szwagier, rzucił lekko rozbawiony - Trzeba było odlecieć.
    Zmierzam do tego, że poczucie humoru masz zapewne podobne z tamtejszym scenarzystą xD
    No cóż, chyba nie pozostaje mi już nic innego jak czekać na kolejny. Tymczasem pozdrawiam i nadal uważam, że ta niezdara, co zdaje się pasować jak dziura do buta, jest tą dziewczynką z prologu. Aha, i ja brałem pod uwagę, że ona nie jest mężczyzną, że jest względnie słabsza, ale wiesz... mogła nadrabiać sprytem, zręcznością, czymkolwiek co by mi dało poczuć, że ona się tam nadaje, a tymczasem ona wszystko robiła źle, beznadziejnie i w niczym nie była dobra, bo co to za rycerz co ani do szabli, ani do miecza, ani do konia, ni do łuku, a nawet do medytacji nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kojarzysz fakty, facet zapchaj dziura jest kapitanem : )

      Cieszę się, że podoba ci się moje prawie poczucie humoru. Masz rację, to nie jest komedia, więc też nie chcę wszystkiego sprowadzać do potyczek słownych. Jednak lubię to robić, wydaje mi się, że rozluźnia atmosferę ;p

      A, jeszcze coś - jeszcze się zdziwisz jak w modzie będą dziurawe buty haha. A tak na serio, to oczywiście rozumiem twoje odczucia co do Liliany. Ona na pewno nie jest takim rycerzem, jakby chciała być, ale to daje mi pewne pole do rozwoju - w ten czy inny sposób.

      Dzięki bardzo za komentarz ; ))

      Usuń
  5. Mam chyba jakiś pociąg do przywódców, szefów i tego typu gości i chyba dlatego tak ciekawi mnie postać tego Nadara. Chociaż często zachowuje się jak gbur i nie jest kimś, kto może wzbudzać jakąkolwiek sympatię, to ja lubię o nim czytać :D Ale jeszcze bardziej ciekawi mnie ten Kapitan. Jest jeszcze bardziej tajemniczy, praktycznie nic o nim nie wiemy, a to mega wzmaga moją ciekawość. Także nie ukrywam, że mam nadzieję, że obie te postacie będą występowały dość często;D

    Aha, czyli wreszcie coś wiemy - misja ma na celu zdobycie wody. Wiemy też, że zostali wybrani tacy, a nie inni wojownicy, bo nie stwarzają pozoru wojowników. No w sumie to by się zgadzało:D O ile jeszcze Gaja na waleczną wygląda, to reszta jakoś tak... mniej. Przynajmniej w moim odczuciu. Po prostu wydaje mi się, że nie są zbyt dobrze przygotowani i w starciu z kimś silnym raczej by sobie rady nie dali. Nie wiem czemu odnoszę takie wrażenie, ale tak już mam no i tyle xD Nie czuję tej charyzmy, woli walki, siły. To się z czasem zmieni, ale aktualnie to się obawiam, że ta misja może być bardzo trudna. Tym bardziej, że w ogóle nie są zgrani i nie wiem czy potrafią razem współpracować. Ale robi się coraz bardziej ciekawie. I odniosłam wrażenie, że tutaj doskonale wyważyłaś dialogi i opisy. Podobało mi się! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadar i kapitan jeszcze będą się pojawiać, to ważne postacie w tej historii ;p Może nie są głównymi bohaterami, ale ich wątek zostanie rozwinięty.
      Gaja jest waleczna, pytanie tylko, ile jest w tym jej umiejętności a ile gorącej krwi ;p Natomiast kto co umie to się jeszcze okaże potem, niekoniecznie podczas tej wyprawy do lasu ; ) Jednak masz rację, że brakuje im zgrania i to może się źle skończyć

      Dziękuję za komentarz ; ))

      Usuń
  6. Dotarłam również tutaj :)
    Nadar chyba nie należy do zbyt cierpliwych i wyrozumiałych osób. Brak doświadczenia, a także wiedzy podopiecznych wyraźnie go irytuje.
    Dobrze, że Lilian podzieliła się swoimi obawami z bratem. Zawsze to raźniej, gdy ma się świadomość, że ktoś jest jest również wtajemniczony w tę specyficzną misję. Przyznam, że początkowo też przeszło mi przez myśl, że oni naprawdę chcą ich tam zabić, ale z drugiej strony to nie miałoby większego sensu. Chyba.
    Podobały mi się te przedstawione przez ciebie walki. Jedynie trochę zastanawia mnie, dlaczego Aaron poradził sobie tak słabo, a przynajmniej słabo na tle grupy. W końcu był chyba najbardziej doświadczony z nich wszystkich... Takie wrażenie odniosłam.
    I mamy wreszcie dowódcę! Tak czułam, że jego obecność w poprzednim rozdziale nie był bez znaczenia. Cóż, ten mężczyzna wydaje się sympatyczniejszy od Nadara, choć widać, że nie jest zadowolony z wyznaczonego mu zadania.
    A właśnie... Zadanie. Nareszcie coś się wyjaśniło. Nasza grupa ma zdobyć wodę, która należy do plemienia, które ściśle strzeże swoich własności. Nie wiem, czemu ta woda jest taka ważna, ale aż zaczynam się bać o losy tej naszej drużyny. Misja nie zapowiada się różowo, zwłaszcza, że oni wciąż nie stanowią współpracującej ze sobą grupy. Zbyt wiele ich różni i nie jestem pewna, czy okażą się dla siebie wsparciem.
    Ta rozmowa na koniec też wydała mi się interesująca. Kim jest rzeczywiście Kasjan i czemu się o nim nie mówi? Liczę, że niedługo się tego dowiem.
    Czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadar nie miał jeszcze doświadczenia z taką grupą i chyba to po nim widać haha.
      Z Aaronem nie wszystko dzieje się tak, jak powinno, ale to się wyjaśni w swoim czasie. Co nie zmienia faktu, że, podobnie jak reszta, jest jeszcze młody i nie zawsze zachowa się tak, jak powinien.
      O Kasjanie jeszcze będzie dużo, więc polecam :D

      Dziękuję bardzo za komentarz ; ))

      Usuń
  7. Czyli wybrano tych nieumiejętnych, najgorszych z najgorszych, by po pierwsze nie wzbudzali podejrzeń, że są żołnierzami i przez to mogło im się nawet udać zdobycie tej wody, a po drugie, że w razie gdyby się nie udało, i by im się zmarło na polu bitwy w tym lasku, to trudno, bo i tak się do niczego nie nadawali, tak? Dobrze to rozumiem? Przywódca więc jest genialny, znaczy ten rządzący co to wymyślił, bo ja bym na coś takiego nawet nie wpadła! ;-)

    Póki co to najbardziej lubię Nadara, bo on przynajmniej jest męski, a reszta to akie ciapy, cioty, a nad kobietami to się jeszcze nie zastanawiałam, bo jako, że orientacje mam normalną, to na pierwszy rzut idą panowie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kombinujesz, chociaż to jeszcze nie to ; )

      Nadar jest z pewnością najbardziej widoczny z towarzystwa ; ) Pozostali mają nieco inną osobowość, ale czy wszyscy są ciapami? Pozostawiam wolność interpretacji, wiadomo :D

      Dzięki za komentarz ; )

      Usuń
  8. Nie wiem, czy zobaczysz i przeczytasz ten komentarz, ale chcę żebyś wiedziała, że wróciłam. Zaczęłam od tego momentu, gdzie ostatnio skończyłam i bardzo mi głupio, że dopiero teraz przypomniałam sobie o opowiadaniu.
    Ale przychodząc do samego tekstu - piszesz świetne fantasy, albo w tych klimatach. Ostatnio mocno się zainteresowałam się fantasy, więc czytałam i Ericskona, Tad Williams, oczywiście Martin i naprawdę czuć w twoim opowiadaniu ten charakterystyczny styl prowadzenia fabuły dla fantasy. Czułam się jak w bajce, choć oczy kleiły mi się od zmęczenia.
    Nie mniej, będę starała się nadrobić jak najszybciej, bo czyta się przecudownie!
    Jeden mam tylko zgrzyt, a mianowicie "– Nigdzie nie czytałam, żeby król miał jakiegoś…". Czytać... Zawsze jak jest jakieś opowiadanie z tych czasów, mówi się, że "nie słyszałem". Oni mieć dostęp do ksiąg, ale to raczej słyszało się o bękartach itd. Przynajmniej tak mi bardziej pasuje, ale to tylko moje zdanie.
    Weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam
    http://granica-olimpu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę i czytam wszystkie komentarze ; ) Super, że znalazłaś czas, żeby do mnie zajrzeć i mam nadzieję, że będzie ci się podobać : ))

      Co do fantasy, to ja chyba niewiele o tym wiem, serio haha. Przeczytałam kilka najpopularniejszych książek, obejrzałam kilka najbardziej oczywistych seriali i o. Ale bardzo lubię takie klimaty słowiańskie i inne, gdzie ludzie wierzyli w różne mary i takie tam. Poza tym poruszanie się we własnym świecie wychodzi mi lepiej niż opisywanie tego realnego... tak sądzę. Ale może to lepiej, że nie znam się na literaturze fantasy, bo przez to nie inspiruję się nikim w tym zakresie i tylko piszę, co mi w duszy gra. Skoro czyta ci się dobrze, to ja tylko mogę skakać z radości :D
      A z tym czytaniem to masz oczywiście rację w sporej części, ale własnie cały sens tkwi w tym, że o bękartach się nie pisze ale się o nich mówi. A rody królewskie są rozpisane. U mnie księgi są też bardziej popularne niż w standardowym średniowieczu. Ale będę musiała to jeszcze przemyśleć, żeby całość trzymała się kupy.

      Dziękuję bardzo za twój czas : ))

      Usuń