Ida
Świat się zatrzymał. Nikt nie śmiał kiwnąć choćby palcem,
nawet flora lasu znieruchomiała, jakby ktoś zlikwidował wiatr. Przywódca grupy
Czystych zastygł z uniesioną ręką, jego twarz przybrała zagadkowy wyraz. Nie
zmienił pozycji, żeby spojrzeć w twarz człowiekowi, który przemówił za jego
plecami. Jednak Liliana doskonale go widziała, chociaż dzieliła ich spora
odległość. Zresztą, nawet gdyby nie poznała tej twarzy, z pewnością nie mogła
pomylić głosu.
Kapitan stał wyprostowany, z rękami luźnie opuszczonymi
wzdłuż ciała. Jego włosy pozostawały w nieładzie, poza tym nie dostrzegła
żadnych oznak przemierzania uciążliwego terenu plemienia. Sprawiał wrażenie
zrelaksowanego, chociaż z tej odległości nie mogła być pewna, jakie uczucia
skrywały jego oczy.
Ruszył w kierunku dwójki młodych rycerzy na polanie, a
grupa Czystych rozstąpiła się przed nim w popłochu. Przywódca plemienia opuścił
rękę, a kiedy postać kapitana stanęła tuż obok niego, jego twarz wykrzywił
wyraz pogardy.
– Kopę lat – powiedział kapitan, ignorując napięcie, które
panowało wśród obecnych. Można było wyczuć w jego głosie lekkie zdenerwowanie,
ale na tyle niewyraźne, że umknęło uwadze Czystych. – Widzę, że awansowałeś na…
herszta bandy? – zaśmiał się.
Mężczyzna obok niego tylko syknął i wyciągnął z pochwy nóż,
jednak nie zaatakował.
– Daj spokój, chyba nie będziesz udawał, że nie umiesz
mówić? To poniżej twojej godności.
– Z ludzi wszystkich, jako ostatniego spodziewałem tutaj
ciebie – warknął Czysty ostrym jak brzytwa głosem. Wydawał się wręcz nieludzki,
jakby nie używał go od dłuższego czasu.
– Naprawdę? – Kapitan posłał mu jeden ze swoich uśmieszków,
ale ruszył dalej.
Poszedł prosto do Liliany, która patrzyła na niego szeroko
otwartymi oczami. Przycisnęła do siebie nieprzytomnego Aarona, nie wydobywając
z ust żadnego dźwięku.
Przyklęknął przy niej, dotknął czoła chłopaka, następnie
policzka i szyi. Rozejrzał się wokół, zatrzymując wzrok na mieczu, które leżał
tuż obok.
– Jest nieprzytomny, ale
oddycha… przynajmniej dopóki go nie udusisz swoją opiekuńczością.
Nie zareagowała, dopóki kapitan nie wstał, żeby rozejrzeć
się wokół. Dopiero wtedy jej uścisk jakby zelżał, chociaż wciąż trzymała Aarona
przy sobie.
– Tutaj wpadasz jak nic by nie stało – mówił Czysty, a jego
głos roznosił się echem po polanie. – Grozisz, kpisz, panoszysz. Od razu
powinien zestrzelić, wykorzystaj szansę więc i zmuś, żebym zrobił tego nie.
– Przemawia przez ciebie nienawiść do królestwa – odparł
rycerz, najwyraźniej nie mając problemu z szwankującą składnią, którą operował
Czysty. – A powinieneś kierować się tym, co najlepsze dla twoich ludzi.
– A wiesz ty, najlepsze co…
– Gdybyś trochę podumał, zamiast bezmyślnie atakować bandę
dzieciaków, doszedłbyś do tego już na początku. Przeceniłem was i przez to… –
Nie dokończył. Westchnął tylko, odgarnął do tyłu zmierzwione włosy i wskazał
ręką na Lilianę. – Pacta sunt servanda.
Dziewczyna zadrżała pod wpływem jego szorstkiego głosu.
Doskonale znała znaczenie wypowiedzianych słów. „Umów należy dotrzymywać”.
Najważniejsza zasada funkcjonowania państw na kontynencie.
– Zwykle jak pewny siebie. Dziwne, że do grobu arogancja
nie wpędziła jeszcze – zarechotał Czysty. – Powołujesz brednie na między…
– Które twój przywódca podpisał…
– Znaczenie to żadne! – podniósł głos – Ludzie twoi złamali,
władca cierpi twój.
– Niestety, ale moi ludzie nie złamali żadnej umowy, w
przeciwieństwie do twoich, przez co mój władca teraz zrobi, co mu się akurat
spodoba.
Liliana słuchała tej wymiany zdań, ale nic z niej nie
rozumiała. Nie znała treści paktu, który zawarli Czyści i król, nawet nie
wiedziała o jego istnieniu. W dodatku nie miała pojęcia, dlaczego kapitan tak
swobodnie rozmawia z otaczającymi ich Czystymi, którzy w każdej chwili mogli
ich zabić.
Jednak wspomnienie o Międzynarodowym Trybunale nie zbiło
jej z tropu. Nie wiedziała doprawdy nazbyt wiele, ale podczas zajęć
teoretycznych w Lagarze wspominali o istnieniu kontynentalnego sądu. Obradował
on tylko w wyjątkowych sytuacjach, do tej pory wydał jedynie czterdzieści
siedem wyroków.
– Wyrażaj jaśniej – rozkazał Czysty wyniosłym tonem.
Kapitan jednak tylko uniósł brwi, najwidoczniej nie lubił,
jak ktoś mu wydawał polecenia. Co było o tyle dziwne, że przecież sam podlegał
wielu osobom w Lagarze.
– W pozwól takim razie, powiem że wspomnę, królem umowa
lasu z nic wynosić, pozwalała nie. A dzieciaki te ukradły. Widziałem ja i moi
ludzie.
– Jesteś w błędzie Mern – rzucił zniecierpliwiony kapitan.
– Zastanów się przez chwilę. Naprawdę myślisz, że król jest na tyle głupi, żeby
wysyłać do waszego lasu garstkę dzieciaków, żeby zabrały wodę, które jak dla
was tak cenna?
Liliana zamrugała zszokowana, kompletnie tracąc rozeznanie
w sytuacji.
– Jak przeszukasz każdego z nich, zobaczysz, że żadne nie
ma przy sobie wody – kontynuował kapitan.
– Widzieliśmy, dziewczyna trzymała!
– Trzymała – przyznał. – Jednak zostawiła na skałach. Umowa
zakazuje wynoszenia czegokolwiek z lasu. Nic nie mówi o wnoszeniu ani zmiany
położenia w jego obrębach. To oznacza, że – przerwał na chwilę, najpewniej żeby
napawać się przeszytą strachem twarzą Czystego. – To wy działaliście przeciw
umowie, król zabierze teraz całe źródło wraz z waszymi głowami.
Przez dłuższą chwilę Czysty nie mógł wydobyć z siebie
głosu. Pozostali rzucali mu ukradkowe spojrzenia, ale najwyraźniej nie rozumieli,
o czym mówił ich przywódca oraz rycerz. Do Liliany dotarło tylko jedno słowo –
„zabrać wraz z głowami”. Jeszcze kilka dni wcześniej żyła w przekonaniu, że
pierwszy dowódca chciał ich śmierci, podczas gdy wyszło na to, że mieli po
prostu wywołać wojnę.
– Oszustwo! – krzyknął w końcu, a potem dorzucił całą
wiązankę nieznanych Lilianie słów. – Nikt wam uwierzy!
– We krwi każdego z nich pływa w tej chwili produkowana
przez was trucizna – powiedział spokojnie kapitan. – Możecie oczywiście również
wszystkich zabić i pozbyć się świadków, ale to tylko pogorszy waszą sytuację.
– Wymusiliście nas!
– Międzynarodowego Trybunału to nie obchodzi.
– Wiedziałem, powrót tutaj twój, klątwę ześle nas na!
– Cała przyjemność po mojej stronie.
– Po co nam to mówisz, Kasjanie? – przemówił osobnik, do
tej pory ukryty w cieniu drzew.
Był to starszy, wysoki mężczyzna i chociaż nie nosił
ozdobnych rzemyków, a jego ciało nie pokryto tyloma znakami co Merna, pozostali
z pewnością darzyli go szacunkiem. Podobnie jak wszyscy ludzie tego plemienia
miał całkowicie ogoloną głowę, bez włosów, brwi i rzęs. Jego niebieskie oczy
błyszczały w ciemności, Liliana mogła również zobaczyć, że człowiek ten nie
posiadał jednej ręki. Jednak nie to interesowało dziewczynę najbardziej, ale
słowa które wypowiedział. Jej spojrzenie błyskawicznie znalazło kapitana, który
najwyraźniej rozważał pytanie starszego mężczyzny. Nie wyglądał na poruszonego
przez imię, którym zwrócił się do niego Czysty.
Czy to prawdopodobne, żeby…a nawet jeśli, czy miało
to jakiekolwiek znaczenie?
– Najwyraźniej jestem trochę sentymentalny. Nie bawi mnie
wasza zbiorowa egzekucja. – mruknął, po czym znowu zapadła cisza, równie
nerwowa. Starzec zmarszczył czoło, nie wyrażając tym nienawiści ani nawet
niechęci. Kapitan jednak stał sztywny jak kłoda. – Haratusie, on jest poważny,
gotowy wysłać tutaj choćby i całe zastępy rycerzy.
– Łaskawyś, nam mówiąc – zakpił przywódca Czystych. – Skoro
zagłada czeka, lepiej nie uciąć głowy twojej?
– Potrzebuję tylko tej wody – powiedział głośno mężczyzna.
– Powiem, że nie daliście się sprowokować, zabiorę dzieciaki…
– Nie ja zgadzam! – krzyknął Czysty. Podniósł rękę, a
zebrani wokół niego wojownicy wycelowali swoje strzały w rycerzy.
– Nie rozumiesz, Mern, że to nie ty tutaj decydujesz –
mruknął Kasjan, kiedy z drzewa zeskoczył kolejny mężczyzna i zaczął mówić coś
pospiesznie do pozostałych.
Liliana nie mogła niczego zrozumieć z ich mowy, ale kapitan
nie sprawiał wrażenia wytrąconego z równowagi. Posłaniec przekazywał pozostałym
wiadomość, której treść najwyraźniej działała na ich korzyść. Przywódca grupy
Czystych wyglądał na pogrążonego w furii, rzucił swój łuk na ziemię i syknął
coś wściekle w stronę Kasjana. Ten tylko posłał mu swój uśmieszek pełen
politowania.
– Zabieram też miecz – powiedział, zawijając pęknięte
ostrze w swój płaszcz. Nikt nie protestował. Chwycił Aarona i zarzucił go sobie
na ramię jak szmacianą lalkę. Chłopak wciąż pozostawał nieprzytomny.
– Udawać chcesz, żeś wyższość posiadł – powiedział o wiele
spokojniej przywódca Czystych. – Ale niewolnik przeznaczenia jesteś, ot i tyle!
– Po tych słowach splunął na ziemię, by zaraz dać znać swoim ludziom, aby
zniknęli ponownie w cieniach drzew.
– Chodź, Liliano – rzucił kapitan zmęczonym głosem. Między
jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka, jakby słowa Czystego głęboko go
poruszyły. Jednak zapewne to były tylko pozory, bo po chwili jego twarz
przybrała naturalny wyraz.
Ruszyła za nim, podbiegając tak blisko, jak jej na to
pozwalał teren. Kapitan kroczył dziarsko przed las, traktując Aarona jak worek
pszenicy. Liliana dreptała za nim, ledwo stojąc na nogach. Palce u stóp
zdrętwiały jej z zimna, skrzyżowała ręce na piersi, żeby zachować minimalną
ilość ciepła w organizmie. Przez to miała problem z utrzymaniem równowagi, co
jakiś czas chwiała się niebezpiecznie, uderzając o większe
przeszkody.
– Jak to możliwe, że taka delikatna dziewczynka została
rycerzem? – zapytał kapitan, odwracając się w jej stronę. Liliana pochyliła
głowę, ale nie odpowiedziała. – Nie zrozum mnie źle. Wszak każdy posiada własne
powody, by walczyć w gwardii – dodał po chwili, głosem pozbawionym wyrazu.
Droga na skraj lasu zajęła im znacznie mniej czasu niż
przypuszczała. Najpewniej dlatego, że szlak wyznaczał kapitan, chociaż
prawdopodobnie nie bez znaczenia było to, że nie ciążył na nich atak Czystych.
Nie poczuła się jednak bezpiecznie do momentu, w którym przed oczami zobaczyła
Nadara i stojącą obok niego Gaję.
– Wszystko poszło zgodnie z planem? – zapytał starszy
rycerz, mocując siodło na koniu, który mu towarzyszył.
– Nic nie poszło zgodnie z planem – burknął kapitan.
Dopiero teraz mogła wyczuć frustrację w jego głosie. – Musiałem grać na zwłokę,
inaczej by ich pozabijali.
– A temu co? – Nadar wskazał na nieprzytomnego Aarona.
– Nie wiem – odparł, rzucając go bezlitośnie na ziemię. –
Ale ciężki jest jak cholera jasna. Masz wodę?
– Tak.
Gaja podbiegła do Liliany, chwyciła jej dłoń i ścisnęła
mocno. Nie musiała wypowiadać na głos pytania, które chciała zadać, bo ona
doskonale je znała.
– Nie wiem, jak... po prostu mnie wywiało dalej –
tłumaczyła spanikowana. – Potem znalazł mnie Aaron…
– Oczywiście, że znalazł. Rzucił się za tobą, jak tylko
zobaczył, że zniknęłaś.
– … on dotknął takiego miecza i coś go zaatakowało.
Myślałam, że nas zabiją… a potem przyszedł kapitan… gdzie są Foma i Milan?
Gaja nic nie powiedziała, jedynie wskazała ręką na leżące
niedaleko ciało. Liliana poczuła, jak zaczyna brakować jej powietrza. Przecież
to wykluczone, żeby…
Zbliżyła się do chłopaka, ale przede wszystkim zobaczyła,
że żyje. Jego szyję owinięto bandażem, z ust ciekła krew, sprawiał wrażenie
trawionego gorączką, ale słyszała jego chrapliwy oddech. Sytuacja jednak nie
wyglądała najlepiej. Nie musiała przechodzić szkolenia medycznego, żeby
wiedzieć, że rany w okolicach gardła zwiastują śmierć, nawet jeśli nie od razu.
Upadła na kolana i pogłaskała chłopaka po dłoni, ale on nie
zareagował w żaden sposób.
– Trafili go – powiedziała Gaja. – Potem dogonił nas
Nadar, gadał z tymi Czystymi, wyciągnął strzałę. Powiedział, żeby go nie ruszać,
bo udusi go krew. Tylko jak w takim razie przewieźć go aż do Lagary? – jej głos
z każdym wypowiedzianym słowem stawał się coraz bardziej piskliwy.
– A Milan? – zapytała spokojnie.
– Żyje – odpowiedziała oschle.
Liliana podniosła wzrok, by spojrzeć w niebieskie oczy Gai.
Znalazła w nich niezdrowy blask, połączenie złości z żalem. Poprawiła bandaże
na szyi Fomy, żeby mógł wygodniej spać, po czym wstała i ruszyła ponownie w
kierunku starszych rycerzy, którzy pochylali głowy nad całkowicie pozbawionym przytomności
Aaronem.
– Nie reaguje na sole budzące – stwierdził kapitan. – Nie
mamy wyjścia. Musimy opuścić to przeklęte miejsce. Gdzie jest Krodo? – Omiótł
spojrzeniem otoczenie, doszukując się śladu swojego czarnego potwora.
– Chyba nie sądziłeś, że go tu przyprowadzę? Musiałbym
polubić podróżowanie bez głowy…
– Czy on śpi? – zapytała Liliana, patrząc w
skamieniałą twarz chłopaka. Całe szczęście, że jej głos nie drżał, że nie
okazała przerażenia.
– Tak – odpowiedział jej spokojnie kapitan. – Tak, śpi. –
Na jego twarzy malował się ślad emocji, których nie widziała nigdy wcześniej.
Nawet nie potrafiła ich ocenić.
W polu widzenia stanął Milan, ciągnąc za sobą dwa konie.
Chciała do niego zawołać, ale miał pochyloną głowę, całkowicie zignorował jej
obecność. Spojrzał tylko na nieprzytomnego Aarona i zacisnął zęby.
– Pojedziesz z Nadarem – powiedział do Gai kapitan, a ona
fuknęła w oburzeniu. – Z tą ręką nie utrzymasz wodzy.
Dopiero teraz Liliana zobaczyła, że dłoń Gai praktycznie w
całości pokrywały pęcherze. Również twarz i szyja nosiły znaki poparzeń.
– Jedziemy na wschód – kontynuował. – To będą niebezpieczne
tereny, więc nie wolno wam zbaczać ze szlaku.
– Lagara jest przecież w przeciwnym kierunku – powiedziała
Liliana.
– Nie przewieziemy tamtej dwójki aż do zamku, umrą po
drodze. Pomoc musimy znaleźć o wiele bliżej, dlatego ruszymy do… – nie
dokończył. Nieszczególnie ją to przejęło. Czuła się przygnieciona wydarzeniami
minionej mocy, poczuciem winy, które paliło ją w gardle.
Nadar wciągnął Fomę na wierzchowca, z pewną dozą
delikatności, której od niego nie oczekiwała. Gaja podała jej płaszcz, którym
owinęła swoje drobne ciało w poszukiwaniu ciepła. W tym samym czasie obok
kapitana pojawił się jego czarny potwór. Mężczyzna chwycił Aarona, żeby
umiejscowić jego ciało na koniu. Zrobił to bez większego wysiłku, a
przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Chwilę później był już w siodle, więc
zrobiła to samo – dosiadła swojej klaczy, klepiąc ją uspokajająco po szyi.
– Ruszajmy, zaraz ziemia zamieni się w bagno – powiedział
Nadar, łapiąc Gaję za ramiona i usadawiając ją w siodle jak szmacianą lalkę.
Liliana zadrżała na wspomnienie błota, w którym utknęła
dosłownie kilka godzin wcześniej. Miała wrażenie, jakby to zdarzyło się wieki
temu.
Kapitan mówił coś do Milana, który wskoczył na konia, do
którego w przecudny sposób przymocowano Fomę. Chwilę później wszyscy ruszyli w
drogę, pozostawiając po sobie jedynie ślady kopyt.
***
Wschodnie ziemie pozornie niczym nie różniły się od
pozostałych terenów w królestwie. Wyglądały doprawdy na nieco bardziej
zalesione, ale poza tym krajobraz nie uległ większej zmianie. Z pewnością za to
stacjonowała tutaj niezwykła ilość rycerzy magnatów. Niemalże co chwilę
spotykali na swojej drodze całe orszaki, jeden z obozów liczył nawet tysiąc
osób. Bez wątpienia z tego powodu powinni czuć się bezpieczniej... ale tak się
nie stało.
W najgorszym stanie pozostawał Foma. Budził się co jakiś
czas i krztusił krwią, niemalże wypluwając całe płuca. Po jego czole nieustannie
spływały kropelki potu i nawet jeśli Liliana nie wiedziała, co mu się stało, rozumiała,
że mogło to się skończyć śmiercią.
Aaron jakby zapadł w śpiączkę, przy czym była to jej
najgorsza z odmian. Chłopak nie poruszył żadną kończyną ani razu, jakby ktoś
zamienił go w kamień. Liliana wznosiła modlitwy żeby miejsce, do którego
zmierzali, nie znajdowało się daleko. Nie tylko stan pozostałych wymagał pomocy
medycznej, ona sama cudem nie spadła z siodła.
Na ich korzyść przemawiały dobrze wydeptane drogi, bo gdyby
znowu mieli się przeciskać przez leśne pnącza, zapewne zaczęłaby płakać jak
małe dziecko. Wbrew wszystkiemu nie pozwoliła sobie nawet na nutę zgorzknienia,
bo doskonale wiedziała, że w porównaniu do pozostałych rycerzy jej stan nie
wzbudzał litości.
Po tym wszystkim, co słyszała o wschodnich terenach,
spodziewała się martwych ziem pełnych trupów lub krytych w cieniach bandytów.
Zamiast tego przemierzali rozległe, tak samo zielone jak reszta królestwa
tereny. Nie miało na nich miejsca nic szczególnego, jedynie co jakiś czas
mijali mniejsze lub większe grupy.
Niepokój mogli odczuć dopiero, kiedy natrafili na tłum
stojący przy moście. Wszyscy tam wyglądali, jakby stali w kolejce, ale do czego
ona prowadziła, nietrudno zgadnąć. Jednak zagadką pozostał powód takiego
skupiska, tym bardziej, że wśród oczekujących panował chaos. Poszczególne osoby
jak nie pchały ludzi stojących przed sobą, to wywrzaskiwały obelgi pod adresem
tyłów. Liliana od razu wiedziała, że coś poszło niezgodnie z planem, bo kapitan
mruczał pod nosem, co robił za każdym razem, gdy wpadał w zły humor.
– Co tu się dzieje? – zapytał niezbyt uprzejmie stojącego w
kolejce kupca.
– Zamknęli przejazd – odpowiedział mężczyzna, mierząc ich
czujnym spojrzeniem. – Mówią, że tylko z przepustką magnata Wezgrajta
przejedziecie na drugą stronę.
– A na jakiej podstawie magnat Wezgrajt rości sobie to
prawo?
– Otrzymał nadanie od króla – odparł kupiec.
– Też mi coś – parsknął i ruszył przed siebie, ignorując
pełne oburzenia głosy ludzi.
Nadar ruszył za nim, więc nie mając innego pomysłu, Milan i
Liliana zrobili to samo.
To nie było wcale proste. Zwłaszcza kiedy Liliana musiała
prowadzić dodatkowego wierzchowca. Miejsca nie pozostawało zbyt wiele,
szczególnie że ludziom towarzyszyły wozy i bydło. Wszyscy rzucali w ich stronę
wulgarne uwagi, ale kapitan nie tylko im nie odpowiadał, ale nawet nie uraczył
ich spojrzeniem. Kiedy jeden z oburzonych zagrodził mu drogę, nie zatrzymał
konia. Jego ogier uderzył z całą swoją siłą w zwierzę przeciwnika, więc ten
automatycznie usunął się z trasy. Jakaś wieśniaczka złapała Lilianę za nogawkę,
przez co otrzymała cios butem w twarz. Nie najlepiej radził sobie Milan, bo nie
tylko musiał przeciskać się między rozwścieczonymi ludźmi, ale także pilnować
Fomy, który przebudził się tylko po to, żeby zacząć głośno kaszleć.
W końcu dotarli na sam przód, gdzie stała grupa rycerzy w
pospolitych zbrojach. Nieco dalej znajdował się drewniany szlaban, który
najprawdopodobniej miał na celu powstrzymać pochód ludzi.
– Pojedźmy z drugiej strony, ominiemy tę komedię –
zaproponował Nadar.
– Nie ma takiej potrzeby, tylko stracimy niepotrzebnie dużo
czasu. – Kapitan stanął dopiero przed strażnikiem, który patrzył na niego ze
strachem.
– P…p..rzejazd jest za…za… – wyjąkał, trzymając rękę na
rękojeści miecza ukrytego w pochwie. – Zamknię…
– Widzę – przerwał mu zniecierpliwiony. Nigdy nie słyszała,
żeby kapitan przemawiał w ten sposób. Wcale nie dziwił jej fakt, że rycerz,
który wyglądał na niewiele starszego od niej, nie potrafił poprawnie
sformułować zdania. Ona, stojąc obok, skurczyła się w sobie. – Przepuście
nas.
– Magnat Wezgrajt…
– Gdzie jest twój dowódca? – zapytał tak ostro, że Liliana
poczuła, jak włosy jeżą się jej na karku.
– Niby dlaczego mielibyśmy ci mówić? – wtrącił drugi,
spluwając na ziemię. Wzrok kapitana zatrzymał się na chwilę na tym, co
wylądowało tuż pod kopytami jego konia. Potwór, którego dosiadał, prychnął
wściekle, przez co jąkający rycerz podskoczył w miejscu. – Co się tak
przeraża, to tylko gwardzista…
Kapitan odwrócił się w stronę Nadara, przekazując mu
bezgłośnie komunikat, którego nie rozumiała.
– Musisz mieć przepustkę, rycerzyku! – rzucił szyderczo
mężczyzna, najwyraźniej pławiąc się w przewadze, którą, jak sądził, posiadał. –
Inaczej won na koniec kolejki!
Tym chyba wyczerpał cierpliwość kapitana, bo ten ściągnął
wodze i już po chwili, natarł na stojącą grupę żołnierzy. Jednego stratował,
reszta w porę odskoczyła. To nie był koniec. Zanim którykolwiek z nich zdążył
wyciągnąć miecz, mężczyzna zeskoczył z konia, kopiąc jednego z nich w twarz.
Zaraz potem powalił pozostałych zebranych. Kiedy jeden z nich uniósł ostrze,
żeby zaatakować, niemalże od niechcenia złapał go za nadgarstek i ścisnął tak
mocno, że broń wypadła mu z ręki. Lilianie dostrzegła, że kapitan nie wkłada w
to wszystko większego wysiłku, nie dobył nawet miecza. Mimo to pozbywał się ich
jak drobnych szkodników.
– Naprzód! – rozkazał Nadar.
Pozostali ruszyli za nim, chociaż nie bardzo wiedzieli, co
rycerz chciał osiągnąć. Przynajmniej do momentu, w którym dobiegli do samego
szlabanu. Kapitan, trzymając jednocześnie stopę na głowie jęczącego rycerza,
wyciągnął swój miecz i szybkim ruchem przeciął drewnianą konstrukcję. Nie mieli
jednak czasu na zdziwienie, bo ich konie pędziły drogą, przeskakując zwinnie
leżące przeszkody.
Liliana spojrzała w tył. Sposób, w jaki walczył kapitan,
wprawił ją w osłupienie. Był nieludzko wręcz silny, zdawał się mieć oczy
dookoła głowy, a przy tym działał szybko, zwinnie, jakby jego pokaźna postura w
ogóle mu nie przeszkadzała. Nie budził zachwytu precyzją jak drugi dowódca, ale
i tak przewyższał stylem nie tylko ją, ale większość gwardzistów, których
spotkała w swoim życiu. Nie mogła jednak dalej obserwować, bo wkrótce wjechali
w zakręt a widok za nimi przesłoniły przydrożne drzewa.
– Szybciej! – krzyknął starszy rycerz.
Pędzili wzdłuż szlaku, chociaż Liliana miała poważne
wątpliwości, co do tej prędkości. Przede wszystkim wieźli ze sobą Fomę, którego
każdy nadmierny ruch mógł udusić, ponad to w takim tempie coraz bardziej
oddalali się od kapitana, który przecież miał przy sobie Aarona. Mimo to nie
zawróciła.
Wjechali do kolejnego lasu, jednak z o tyle szeroką
ścieżką, że nie musieli zwalniać. W pewnym momencie poczuli, że zostawili
zagrożenie daleko w tyle, ale wtedy dogonił ich ogromny ogier ich kapitana, co
wprowadziło młodych rycerzy w stan konsternacji.
– Nie zwalniajcie, bo biegnie za nami banda półgłówków! –
zawołał do nich, nim zrównał się z Nadarem.
– Dogonią nas?! – krzyknął Nadar, przez co siedząca przed
nim Gaja zakryła uszy.
– Dwójka!
Ruszył w stronę Milana, żeby zadać mu pytania, których
Liliana nie mogła dosłyszeć. Chociaż w tamtym momencie jego uwagę w całości
pochłaniał Foma, który nagle dostał ataku drgawek. Musieli znacząco zwolnić, bo
chłopak ledwo utrzymał go na koniu. Kapitan pomógł mu zmienić pozycję, poprawił
opatrunek, ale po tym wydał rozkaz do galopu.
Nie zdążyli nawet opuścić lasu, kiedy za ich plecami
pojawiła się para rycerzy na szybkich koniach. Z pewnością nie przygotowano ich
lepiej do dłuższych podróży jak tych z Lagary, ale wierzchowce gwardzistów były
obecnie równie wykończone jak ich jeźdźcy. Poza kapitanem, który, podobnie jak
swój koń, wydawał się w ogóle nie przejęty. Niczym.
Nadar podał Gai wodze, które przejęła zszokowana. Jednak
kiedy mężczyzna odwrócił się na siodle, wytrzeszczyła oczy. Nie zwrócił uwagi
na jej zdumienie, po prostu sięgnął po przypięty do siodła łuk. Liliana mogła
być pewna, że celował do goniących ich jeźdźców, a jednak poczuła dyskomfort,
kiedy grot wydawał się wymierzony prosto w nią.
Usłyszała świst. Strzała niemalże musnęła jej policzek, ale
trafiła w konia goniącego ich jeźdźca. Musiał to być jakiś czuły punkt, bo
zwierzę zarżało i przewróciło na ziemię, zrzucając z siodła rycerza. Zanim
zdążyła mrugnąć okiem, kolejny również wylądował na ziemi, bezbronny wobec
ataku Nadara.
Poza dwoma rycerzami najwyraźniej nikt ich nie ścigał… a
nawet jeśli, to nie miał szans ich dogonić. Gnali do celu, który znała jedna
osoba. Minęli trzy wsie, zanim w końcu dotarli.
Wjechali na niewielkie podwórze na skraju lasu, ale dopiero
kiedy kapitan zeskoczył z konia, uwierzyli, że to koniec.
Miejsce postoju okazało się nadzwyczaj dziwne w swojej
zwyczajności. Przypominało standardowe gospodarstwo półwiejskie z tą różnicą,
że nie otaczały go żadne pola ani pastwiska, po podwórku nie biegały kury czy
gęsi. Okolica zarosła dziką roślinnością, której nikt nie miał ochoty usunąć.
Sam dom nie wyglądał odmiennie od tych najczęściej spotykanych, nie należał do
małych ani dużych, bogatych ani biednych, starych ani nowych. Gdyby miała to do
czegoś porównać, podziewałaby, że to podwórze powoli stawało się częścią
dzikiej natury. Nie zaskoczyłby jej widok zająca czy łani.
Kiedy dotknęła stopami ziemi, poczuła przypływ energii. Na
tyle silnej, że podeszła do Milana i pomogła mu ściągnąć Fomę z konia.
Wtedy na ganek wkroczyła kobieta w prostej sukni. Była
wysoka i smukła, na jej ramiona opadały brązowe włosy. Zaczęła iść w ich
kierunku, a jej ruchy pozostawały lekkie i płynne. Kiedy stanęła obok potwora
kapitana, Liliana mogła przyjrzeć się jej twarzy. Musiała z pewnością kiedyś
być bardzo piękna. Kształt oczu, cera, rysy mimowolnie upodabniały ją do
plemienia, które niedawno opuścili. Ona jednak posiadała przepiękne, długie
rzęsy i malinowe usta. Jednak szpeciła ją blizna. Zaczynała się na czole,
rozcinała brew, przechodziła przez policzek, żeby końcem sięgnąć aż szczęki.
Nie należała do szczególnie grubych ani poszarpanych, mimo to zniekształciła oblicze
kobiety, co uwidaczniały w szczególności zmarszczone czoło czy zdumione
spojrzenie granatowych oczu.
– Dlaczego uparłaś się mieszkać tak daleko? – rzucił
kapitan, a w jego głosie zabrzmiał gniew. – To irytujące.
Nie odpowiedziała. Jedynie uniosła brwi, zanim zaczęła po
kolei lustrować otaczających ją ludzi.
– Witaj, Ido – powiedział Nadar, a ona posłała mu ciepły
uśmiech.
– Oczekiwałam ciebie tutaj – przemówiła. – Was też –
powiedziała do młodych rycerzy.
Po tych słowach odwróciła się do nich plecami i skierowała
prosto do domu. Patrzyli na nią w osłupieniu, dopóki ze stanu otępienie nie
wyrwał ich głos kapitana.
– Milan, pomóż Nadarowi zabrać Fomę do środka. Liliana,
zajmij się końmi. – Sam ściągnął ze swojego ogiera Aarona. Gaja podbiegła do
niego, żeby mu pomóc, co nie było wcale złą decyzją, bo mężczyzna traktował
chłopaka jak bagaż. Druga dziewczyna zapewne zrobiłaby to samo, ale w jej ręce
wciśnięto wodze. Spojrzała z niechęcią na karą klacz, ale nie śmiała sprzeciwić
się rozkazom kapitana. Zastanawiało ją tylko, dlaczego każdy napotkany
mężczyzna uznawał dziewczynę za stajenną.
– Niewątpliwie dlatego, że do niczego innego się nie nadaje
– powiedziała do powietrza, a jej towarzyszka uderzyła ją łbem w plecy.
Spojrzała w kierunku czarnego potwora, który nieopodal przeżuwał wysoko rosnącą
trawę. – Ani nie ma mowy.
Pociągnęła za sobą dwa konie i skierowała do jedynego
miejsca, które mogłaby uznać za stajnię. Pomieszczenie nie należało do zbyt
wielkich, ale znajdowało się w nim siano, a także coś na kształt boksów, więc
ulokowała tam po kolei każde zwierzę, po czym poszła do wodopoju. Kiedy jednak
próbowała wypełnić wiadro, poczuła, jak całe jej ciało słabnie. Upadła na
kolana, dusząc w sobie łzy.
Czuła się okropnie. Wiedziała, że jej udział w tym zadaniu
to pomyłka, jednak nie sądziła, że jedynie wpędzi innych w kłopoty. Wychodziło
na to, że w niczym nie była dobra. Walka mieczem w wykonaniu dziewczyny
wyglądała przeciętnie, łucznictwo też jej nie leżało. Nie miała ręki do koni,
polityki, nie tworzyła fantastycznych planów, zwinnością również nie powalała.
Podczas szkolenia nie odniosła wrażenia, żeby szczególnie odstawała od reszty.
Nie wyróżniała się szczególnie, ale przecież dowódca nie dałby jej pozwolenia
na wykonywanie zadań, gdyby… chociaż kto go tak naprawdę wie. Nigdy z nim nie
rozmawiała.
Już na samym początku życia w Lagarze ostrzegali ją, że
kobietę czeka o wiele trudniejsza ścieżka do założenia munduru rycerza Gwardii
Królewskiej. Nie dumała wtedy nad tym, po prostu robiła to, co jej kazano.
Jednak podczas tej wyprawy wyszło na to, że wykonywanie poleceń to nie dość, że
trzeba mieć w sobie o wiele więcej. Naturalną zdolność walki, instynkt, pewność
ruchów, odwagę, rozsądek… Foma od razu po zobaczeniu źródła zaczął rozmyślać
nad planem przedostania się do wody Czystych, podczas gdy ona jedynie błądziła
wzrokiem po okolicznych drzewach. Jednak to on został zraniony do tego stopnia,
że z trudem dowieźli go w to nowe miejsce. Gaja z własnej woli zeszła w dół
przepaści, żeby wypełnić pojemnik przekazany im przez kapitana. Mimo to,
właśnie ona posiadała do tego stopnia poparzoną rękę, że nie mogła samodzielnie
prowadzić konia. Aaron ją chronił, jak zawsze. Teraz leżał, całkowicie
pozbawiony przytomności, z połamaną ręką, zmiażdżoną stopą i licznymi ranami na
ciele. Ona finalnie okazała się bezużyteczna, jak tępe ostrze. Na myśl o tym
dusiło ją w gardle, chociaż wiedziała, że nie powinna teraz płakać. Nie wolno
jej było okazać słabości, to najgorsza ujma dla rycerza króla. Dlatego kiedy
dostrzegła w odbiciu wody swoją zmarnowaną buzię, poczuła wstręt. Uderzyła
pięścią w ścianę, ale poza dodatkowym bólem, nic nie uległo zmianie. Twarz
pozostała taka sama.
Wzdrygnęła się, kiedy zobaczyła ogromny, czarny łeb tuż
obok niej. Potwór kapitana zaczął pić wodę, jak gdyby nigdy nic, całkowicie
ignorując jej obecność. Zaraz potem wrócił do stajni, najwidoczniej czując się
jak w domu. To sprowadziło ją na ziemię. Rozpacz czy żal postanowiła zachować
na inny termin.
Sprawę z końmi załatwiła o wiele sprawniej niż sądziła.
Kiedy zamknęła drzwi pomieszczenia, pozwoliła sobie odetchnąć z ulgą, po czym
poszła tam, gdzie jej zdaniem przebywała reszta rycerzy.
Kiedy stanęła w środku, mimowolnie zadrżała pod wpływem
zmiany temperatury. Znalazła się w ciemnym korytarzu, gdzie światło zapewniała
tylko stojąca na komodzie świeca oraz niewielkie okno. Znalazła drzwi, ale
postanowiła przejść wąskimi schodami na górę, skąd docierały znajome głosy.
– Nie jestem waszym medykiem – usłyszała, jak mówi kobieta.
– Powinniście go zabrać do specjalistów od takich ran.
– To cud, że przewieźliśmy go tutaj – powiedział kapitan. –
Gdyby strzała trafiła centymetr dalej, chłopak z pewnością by padł martwy.
– Wciąż może się udusić – wtrąciła. – Trzeba pilnować, żeby
nie próbował mówić.
– Jak długo? – zapytał Nadar.
– Aż sam nie nauczy, że mu nie wolno.
– Kiedy będzie mógł gadać? – poprawił pytanie mężczyzna.
– Chyba chciałeś zapytać, czy w ogóle…
Liliana zamarła w połowie drogi. Sens słów kobiety docierał
do niej bardzo powoli, pozostawiając nieprzyjemne uczucie. „To nie ma sensu”
pomyślała. „Przecież jeszcze niedawno rozmawiali, wszystko było w porządku”. W
gruncie rzeczy jednak wiedziała, że trafienie w szyję najczęściej powoduje
śmierć. Skoro w gardle Fomy znajdowała się strzała, to „w porządku” można
nazwać ostatnim określeniem, które pasowało do sytuacji.
– Pójdę zobaczyć, co z pozostałymi – powiedziała. Po tych
słowach najprawdopodobniej przeszła do innego pomieszczenia, bo dźwięk jej
kroków cichł, aż w końcu pozostawił tylko pustkę.
Liliana, zamiast pójść na górę, usiadła na schodach i
objęła kolana. Chciała wiedzieć, co z pozostałymi, w szczególności bała się o
Aarona, ale nie znalazła w sobie dość odwagi, żeby spojrzeć wszystkim w oczy.
Nie opuściła tego miejsca przez dłuższy czas, dopóki nie znalazł jej Nadar.
Mężczyzna bez słowa złapał dziewczynę pod pachami, postawił na nogi, po czym
skierował do pomieszczenia, w którym już przebywała Gaja, Milan, Aaron, a także
kapitan wraz z tajemniczą kobietą, którą nazywali Idą.
Nie wiedziała dokładnie, co się wokół niej działo. Po
chwili padła na miękkie posłanie, a wokół niej wirowały przeróżne głosy.
– Masz, wypij to – ktoś podał jej kubek z parującym
wywarem. Miała problem, żeby utrzymać go w dłoniach, ale wlała zawartość do ust.
Po chwili poczuła przyjemne ciepło, powieki mimowolnie przymknęła, chwilę
później zmógł ją sen.
***
Witam po przerwie z kolejną częścią. Zeszło mi dłużej niż zazwyczaj, ale miałam do napisania pracę i nie mogłam sobie pozwolić na rozproszenie uwagi.
Jak widzicie, cała grupa już opuściła las Czystych, ale najwyraźniej jeszcze trochę minie, nim będą mogli powrócić do Lagary. Zastanawiam się, jakie są wasze odczucia na temat stanu poszczególnych bohaterów, bo w kwestii zadania to jeszcze nie wszystko.
Ta czy inaczej, mam nadzieję, że się podobało ; ))
Ciekawa jestem, co stało się z Lilianną. Wydawało się, że ona najmniej ucierpiała z wszystkich. I co będzie dalej?
OdpowiedzUsuńWeny!
Co dokładnie się z nią stało, to oczywiście się wyjaśni. Ale z drugiej strony warto wiedzieć, że mimo wszystko oni od dłuższego czasu nie spali i nie jedli ;p To ma swoje konsekwencje ; )
UsuńDzięki za komentarz ; )
Ale długi rozdział! I jak zwykle działo sie bardzo dużo. Początek podobał mi się chyba najbardziej. Postac Kapitana bardzo mnie zaintrygowała. Początkowo poczułam na niego złość, gdyż miałam wrażenie, ze wykorzystał on zarówno młodych rycerzu, jak i Czystych (choc nie wiem, dlaczego zrobiło mi sie ich żal... Ale tak wlasnie było! Moze dlatego, ze właściwie to mieli pełne prawo sie bronić, bo w końcu to nasza grupa wdarła sie na ich teren), bo pewnie dostał taki, a nie inny rozkaz, ale potem, kiedy tamten kolejny mężczyzna zwrócił sie do kapitana... Zrozumiałam, ze nie tylko dowódca kryje wiecej tajemnic, niz mozna by sie spodziewać, ale ze tak naprawdę ostrzegł Czystych o niebezpieczeństwie. Niemniej nie zapomniałam o stanie zdrowia aarona i nie tylko jego, zeby nie było. Bohaterowie w Twoim opowiadaniu sa niejednoznaczni ibarszo mi sie to podoba. Kapitan zadziwił mnie tez swoją zdecydowana interwencja przy tym przejściu. To było szalone, odważne i chyba niezbędne, aby aaron i F mieli szanse za powrót do zdrowia. Ciekawe, kim jest Ida. A lilliana chyba musi zaczac bardziej wierzyć w siebie. Mimo wszystko radzi sobie b.dobrzw. Podejrzewam, ze ja bym juz dawno spadła z tego konia. Ale jie dziwie sie, ze ma słaby nastrój, szczegolnie ze nie jest tez w dobrym stanie fizycznym... Jesli chodzi o techniczne aspekty,to za rzadko wspominasz, kto jest podmiotem; na przykład na końcu mozna by cześciej używać imienia bohaterki :) coraz bardziej wciąga mnie ta historia, nie moge doczekać sie ciagu dalszego. Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com -w tym do lektury ogłoszenia :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się, czy nie podzielić tego rozdziału na więcej części, ale ostatecznie stwierdziłam, że w sumie nie znajduję tam lepszego momentu na przerwę. Nie chcę wybijać z rytmu ;p
UsuńO samym kapitanie będzie dużo więcej, tak samo jak o Idzie. Chociaż... chyba jeszcze o każdym będzie dużo więcej.
Z tym podmiotem to pewnie masz rację, ale ja mam ogromną niechęć wobec powtórzeń i dlatego namiętnie je kasuję :D
Dziękuję bardzo za komentarz ; ))
"Zamiast tego ukryli prawdą." - prawdę
OdpowiedzUsuńNo ładnie się porobiło. Skąd kapitan zna tych Czystych? Coś czuje, że dzielili swoją przeszłość. Bardzo fajny moment, trzymający w napięciu. Przez chwile bałam się, że jednak Czyści zaatakują. Zostali wrobieni w złamanie paktu, to nie podlega wątpliwości. Czy taki był zamiar? Do czego potrzebna jest ta woda?
W dalszej czesći nie podobało mi się zachowanie kapitana. Jak mógł przedrzeć się przez tłum ludzi i strażników? Rozumiem, że dwoje z jego ludzi było w stanie ciężkim, jednak może w tłumie był ktoś bardziej potrzebujący? Przez niego ktoś będzie czekał za długo na swoją kolej, co przypłacić może pogorszeniem zdrowia. Zachował się jakby sam był królem. Mimo to ciesz się, że chorzy odnaleźli szybką pomoc. Ida wydaje się mądrą kobietą po przejściach. Kim jest naprawdę?
Nie dziwią mnie myśli Lili, pewnie każdy czułby się tak na jej miejscu. Nie dość, że w niczym tak naprawdę nie pomogła, nie miała takiego bezpośredniego udziału, to również stała się współwinowajczynią stanu Aarona - to z jej powodu znalazł się tam, gdzie ona, bo chciał ją ratować. Mam jednak nadzieję, że szybko się pozbiera, bo bez wątpienia jej życie ma jakiś większy sens, bez niej przeznaczenie się nie dokona. No chyba, że nas zaskoczysz i przedwcześnie uśmiercisz. ;< Szkoda by było. To dziewczyna z pasją, pełna energii i silna psychicznie (no tutaj przechodzi lekkie załamanie, ale w końcu zdarza się każdemu), a takie osoby zawsze wnoszą coś ważnego. ;>
Czekam na ciąg dalszy!
Pozdrawiam ;)
Dzięki za literówkę, już poprawione ; ) Co do kapitana, to oczywiście masz rację i hm... "zachował się jakby sam był królem" całkiem nieźle do niego pasuje ;p
UsuńLiliana przeżywa swoje załamanie, ale w sumie to jej pierwsza poważna wyprawa, w dodatku szczególnie trudna. Do takich rzeczy trzeba nabrać doświadczenia, którego ona nie ma.
Dziękuję bardzo za komentarz ; ))
Rozdział był długi i początkowo męczący, ale nie przez styl pisania, a przez to że nie wiem o co chodzi i się wkurzam i czekam aż się wszystko choć odrobinkę dla mnie rozjaśni. Myślałem, że ta wyprawa i woda ze źródła będą kluczowe, tymczasem wcale nie są, a więc co jest kluczem? Ten miecz, to gadające ostrze?
OdpowiedzUsuńNie współczuję bohaterom, bo jeszcze ich nie polubiłem na tyle, by z którymś być zżytym na tyle by odczuwać empatię. Póki co cieszę się, że ich tak krzywdzisz, a nie tak jak u niektórych, gdzie wszystko zawsze się udaje i z największych tarapatów wychodzą góra z zadraśnięciem, no czasami, przy dobrych wiatrach z jakimś złamanym paluszkiem.
Pozdrawiam :)
Odrobinkę już się wyjaśniło... albo jeszcze bardziej zamieszało ;p Wydaje mi się jednak, że wśród młodych rycerzy to standard, że nie wiedzą, co jest kluczem ich zadania, zwłaszcza gdy w grę wchodzi polityka ;p
UsuńCo do tego krzywdzenia, to nie jestem fanką zabijania wszystkiego jak leci, ale w takim świecie siłą rzeczy nie skończy się na złamanym paluszku.
Dzięki bardzo za komentarz ; ))
Cześć i uwaga, bo mam teorię, pewnie niezwykle naciąganą, ale przynajmniej jakąś. Uważam, że wyprawa była naciągana, że ta woda wcale nie była aż tak potrzebna, że zrobiono swojego rodzaju maskaradę, tylko po to, by ci których o coś podejrzewali mogli być wybrani do tej misji, a tam mieli się przekonać kto jest "odmieńcem", czyli tym na kim im zależy. Ostrze zagadało do Aarona, więc pewnie to on jest kluczem i to na tym zależało władzy. Ostrze wydaje się, że też zagadałoby do Liliany, ale nie miała ona ku temu sposobności, bo nie była dostatecznie blisko.
OdpowiedzUsuńA teraz mi powiedz, czy jestem dostatecznie bystra, czy chociaż odrobinkę odgadłam?
Powiem ci, że twoje przewidywania w dalszej przyszłości mogą okazać się całkiem uzasadnione ; ) Nie zdradzę w jakim zakresie, bo nieładne by to było z mojej strony, ale fajnie kombinujesz : ))
UsuńDzięki za komentarz ; ))
Byłam pewna, że komentowałam ten rozdział! Aż tak mnie pokopało? ;/
OdpowiedzUsuńDobra, w takim razie niebawem mnie oczekuj ;)
W pierwszej chwili miałam wrażenie, że źle składasz zdania w dialogach, ale potem, gdy ta pomieszana składnia się ponowiła, to zrozumiałam, że ten Czysty po prostu tak mówi. Tym bardziej że potem Kapitan sam to przyznał. I muszę powiedzieć, że to był świetny zabieg! Od razu Czysty stał się bardziej charakterystyczny, czuć było, że pochodzi z innego świata i z pewnością utkwi mi w pamięci. Poza tym miałam niezłą frajdę z roszyfrowywaniem, co on gada, hah
OdpowiedzUsuńPodoba mi się też to, że zaserwowałaś nam naprawdę tajemniczą sprawę. Co prawda od samego początku czuć, że coś w niej śmierdzi, ale nie sądziłam, że sprawy potoczą się w ten sposób. Rozmowa z Czystym była świetna. A Kapitana coraz bardziej lubię xD
W tym rozdziale Lili była dokładnie taka jak ją sobie wyobrażałam. Też uważam, że bycie rycerzem nie jest dla niej i że do tej pory nie pokazała nic, żeby zasłużyć na to miano. Każdy zrobił coś pożytecznego, ona jedynie wpada w kłopoty. Mimo to jest mi jej żal, bo teraz z pewnością jest jej bardzo ciężko. A zawrócić się już nie da.
No i co to za Ida? xD
Lecę do następnego, może zdążę skomentować
Długo zastanawiałam się, jak przekazać to, że jednak Czyści są ciut inni, ale jednak mój plan na dziwną składnię zadziałał. Super ; )
UsuńA do kapitan ma za sobą całkiem ciekawą przeszłość, którą również w przyszłych rozdziałach przedstawię. Mam nadzieję, że wyjdzie fajnie.
Liliana jest na razie zagubiona. Ma o wiele delikatniejszą naturę niż Gaja, co zabawne, bo w sumie powinno być odwrotnie :d
Dzięki bardzo za komentarz ; ))
Powoli wracam do żywych i nadrabiam zaległości na moich ulubionych blogach. Dzisiaj udało mi się dotrzeć do twojego. I co ja mogę powiedzieć? Rozdział bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńTo spotkanie Czystego z Kapitanem było niesamowicie tajemnicze. Nie bardzo wiem, co ich łączyło w przeszłości, ale sama rozmowa była interesująca. Sposób w jaki tubylec kształtował zdania - zmuszał trochę do zastanowienia się, co on właściwie mówi. To było ciekawe doświadczenie ;)
Trochę mnie wkurza, że Lili tak omijają wszelkie problemy. Inni wrócili z misji pokiereszowani, a ona jak gdyby nigdy nic. To aż dziwne, aczkolwiek myślę, że nie bez powodu tak się dzieje. Coś musi być na rzeczy.
Lecę czytać dalej :)
Przeszłość kapitana i Czystych zostanie później rozwinięta, to jeden z ważniejszych wątków w tej historii... nawet jeśli nie dotyczy on głównie samej akcji, to jest jakby hm... siłą napędową dla przyszłych wydarzeń.
UsuńOczywiście Lilianę omijają te przeszkody nie bez przyczyny, ale w sumie... umiejętność przeżycia też jest bardzo cenna :d
Dzięki bardzo za komentarz ; ))
Ja myślę, że może Liliana, owszem, nie wykazała się jakąś wielką odwagą, zawziętością, ale - właśnie dlatego wciąż jest cała i żywa. Myślę, że ta ostrożność, delikatność właśnie ją obroniła przed jakąś tragedią. A mimo to, jak na siebie to dobrze się spisała. Fajnie, że pokazałaś jej emocje w końcówce, wypadło bardzo wiarygodnie, bo taka wyprawa to jednak ogromny, wyniszczający stres. Nie zdziwiły mnie również jej wątpliwości co do siebie, własnych umiejętności. Bardzo dobrze to przedstawiłaś, zrobiło się tak ludzko.
OdpowiedzUsuńAkcja z kapitanem i Czystym rzeczywiście ciekawa i tajemnicza, można się domyślać o co właściwie chodziło w tej wyprawie. Ja myślę, że o ten magiczny miecz i o historię między kapitanem, a czystymi. Oni mają jakieś szemrane interesy :D Podobała mi się składnia Czystych, przypomina mi trochę siebie jak próbuje coś powiedzieć po angielsku XD
Zwróciłam większą uwagę na Nadara, niby bardzo jest, a jakby go nie było. Taki milczek gburek, ale fajny.
Polecam wtrącić czasem coś o wyglądzie bohaterów, bo to fajnie dopełnia obrazy w głowie. Ogólnie tutaj chyba było mniej opisów, ale to kosztem wielu zdarzeń, dlatego rozumiem. Opisywałaś bardziej wydarzenia i czynności, skupiłaś się na akcji.
Podziwiam wyobraźnię, wydaje mi się, że dokładnie stworzyłaś sobie ten świat Lagary, podoba mi się to.
Pozdrawiam i przepraszam za długą nieobecność, ale wracam już i biorę się powoli za nadrabianie :)
Nie ma sprawy, wiadomo, że w życiu jest mnóstwo spraw do załatwienia. A dla mnie najważniejsze jest to, żebyś czytała, kiedy masz na to ochotę - nic z przymusu ; )
UsuńCieszę się też, że podoba ci się Liliana. Nie jestem fanką idealnych postaci, którym zawsze wszystko wychodzi. Chciałam ją wykreować na nieco zagubioną w świecie - nie tyko jako rycerz ale również jako człowiek.
Mój świat Lagary w mojej głowie jest bardzo wyraźny. Nie kombinowałam szczególnie, bo nie znam się na fantastyce, ALE uwielbiam takie leśne klimaty. Zresztą podoba mi się kultura Słowian, nie potrafię na pewno jej w pełni oddać, ale gdzieś tam w ramach nawiązań zawsze będzie więcej tych z naszych terenów niż obcych.
Dzięki bardzo za komentarz. Strasznie cieszę się, że wróciłaś ; )