sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział 7 cz. 1

GRUPA CHABRA


Gdyby ktoś kiedyś powiedział, że pewnego dnia zatęskni za domem i zapragnie tam powrócić – nigdy by nie uwierzyła. Pałacowe życie dla Gai zawsze było poniżej godności. Całe dzieciństwo zazdrościła chłopakom, że chodzili w spodniach, nie czesali przez pół poranka włosów, mogli też całe dzień walczyć na miecze, a ludzie uznawali to za przejaw odwagi, a nie dziwactwa.
W gruncie rzeczy wiedziała, że mogła tylko dziękować niebiosom za obdarzenie jej rodzicami, którzy wbrew powszechnej etykiecie pozwalali córce na nieszczególnie dziewczęce zachowanie. Jednak kiedy zakomunikowała, że chce zostać rycerzem, ojciec powiedział krótkie „nie”, a ona przez tydzień wyła w poduszkę. Po wielu dramatycznych pokazach złości, próbie ucieczki z zamku, błaganiach, krzykach i lamentach zabronił pierworodnej nawet jazdy konnej. Wtedy przyszła do niej matka. „Musisz znaleźć w sobie więcej cierpliwości i pokory, dopóki tego nie zrobisz, nigdy nie dostaniesz tego, czego pragniesz”. Wtedy tych słów nie rozumiała, ale miała w stosunku do matki bezgraniczne zaufanie, więc robiła wszystko, co kazała. Jakiś czas później zamieszkała w Lagarze.
Lata spędzone wśród rycerzy nie wybiły jej z głowy żądania wszystkiego na już teraz, a do błędu potrafiła przyznać się tylko przed sobą, bo wypowiedzenie tego głod nie wchodziło w  grę. Wiedziała, że miała okropny charakter… a jednak chciała walczyć, wciąż i wciąż.
Przywykła do życia rycerza, które tak okropnie odbiegało od luksusów stolicy. Z czasem przestała myśleć o wyśmienitych potrawach, wygodnych łożach, przepięknych ogrodach. Jednak za nic w świecie nie chciała zapomnieć o matce.
Kasandra zawsze znajdowała rozwiązanie dla najgorszych scenariuszy, potrafiła wyciągnąć swoje córki z każdych tarapatów. Dlatego chociażby należało jej się bezwzględne oddanie. Gaja rzadko pozwalała sobie na żal, ale tego dnia zazdrościła wyprawie, która już wkrótce miała zajrzeć do stolicy. Chciała zobaczyć wszystkie twarze, które z roku na rok stawały się coraz mniej wyraźne. Jednak i tym razem czekało rozczarowanie… do zamku wyruszał Milan, a nie ona.
Spojrzała na list, który trzymała w rękach.
Od zakończenia wyprawy do lasu Czystych minął już miesiąc, a Gaja wciąż nie mogła sobie z tym poradzić. Sama nie wiedziała, z czego ten rozstrój emocjonalny wynikał. Kiedy zasiliła szeregi gwardii, słyszała, że codzienność rycerza to wyjazdy w co rusz nowe tereny, praktycznie za każdym razem w innym składzie. Jednak to było pierwsze, poważne zadanie i mimowolnie stworzyła więzi, których zerwanie nie należało do łatwych.
Kiedy wrócili do Lagary, niemalże od razu padli z wykończenia. Wysłano ich do siedziby medyków, potem osobno do piątego dowódcy. Rozstali się właściwie bezboleśnie, jakby mieli następnego dnia ruszyć razem w kolejną podróż. Zamiast tego żadne z nich nie mogło znaleźć czasu, żeby choćby porozmawiać. Gaja nie miała tego nikomu za złe, przecież sama większość czasu spędziła trenując i lecząc dłoń, która jeszcze przez długi czas pozostanie niesprawna.
Martwił ją brak informacji o Fomie, jakby chłopak zaginął. Być może opuścił zamek i wrócił do domu, ale to wcale nie napawało dziewczyny optymizmem. Aaron niemalże od razu został wysłany na kolejną wyprawę, tym razem bez Liliany. Siostrę przydzielono do świty Chabra, ale dopiero kilka dni temu opuściła Lagarę. Milan cały dzień spędzał na treningu, ale wczoraj Gaja usłyszała, że wkrótce miał wyruszyć… właśnie do stolicy. Co zrobili z Kasjanem i Nadarem nie miała zielonego pojęcia, ale tego akurat oczekiwała. Oni należeli do w pełni wykształconych rycerzy, w dodatku przydzielonych do szóstego dowódcy Zosimy. Tam na wyprawy wyruszano najczęściej w skąpych składach, a wracano z nich po kilku miesiącach. Gaja jednak poddawała w wątpliwość, czy ta dwójka faktycznie przestrzega obowiązujących ich reguł. Matka mówiła, że Kasjan to typ człowieka, który zawsze robił i mówił to, co chciał, nie zważając na innych. Sama zdążyła się o tym przekonać. Na koniec wyprawy powiedział jej, że nigdy nie zmieni tego, kim się urodziła, więc powinna dać sobie spokój z tym wzburzeniem. „Twoje pochodzenie daje ci mnóstwo korzyści, ale prawie tyle samo niedogodności. Jeśli nie zaczniesz wykorzystywać pozytywów, zostaniesz z samymi problemami”.
Postanowiła choć raz wziąć sobie czyjąś radę do serca, dlatego ruszyła w kierunku komnaty drugiego dowódcy, udając, że wcale nie czuła stresu. Mijała kolejnych rycerzy, niektórzy z nich spoglądali na nią z niechęcią. Wcale jej to nie dziwiło. Już dawno przywykła, do ludzi, którzy żyli w przekonaniu, że tylko mężczyźni powinni nosić miecz, a kobiety rozkładać nogi przy każdej zachciance. Na całe szczęście, Gai los tego oszczędził. Nawet jeśli nie czekała na nią wspaniała przyszłość, to chociaż nie skończy płacząc za przekonanym o swojej wielkości półgłówku.
Kiedy podeszła do rycerza stojącego przy potężnych, dębowych drzwiach, z początku ten nie zwrócił na nią uwagi. Nawet kiedy chrząknęła kilka razy, głowa mężczyzny nie poruszyła się ani trochę.
– Szukam drugiego dowódcy – powiedziała w końcu, nie licząc już na złapanie kontaktu wzrokowego. – Mam dla niego ważną wiadomość.
Nie odpowiedział. Nawet nie drgnął, zupełnie jakby był z kamienia. 
– Ogłuchłeś? – zareagowała nerwowo. – Pytam, czy drugi dowódca jest u siebie…
– Ty? – zarechotał w końcu. Jego tępa twarz nie pozostawiła żadnych wątpliwości. Jawna pogarda dla płci żeńskiej wręcz wypływała z jego spojrzenia, a kpiący uśmiech wyprowadziłby z równowagi nawet najspokojniejszego człowieka.
– Dowódca nie będzie zadowolony, gdy już mu przekażę, że utrudniasz mi zadanie – rzekła wściekle.
– Oddaj mi tę wiadomość, osobiście mu ją przekażę – powiedział rycerz, wyciągając dłoń, by zahaczyć palcami o krótkie włosy.
– Do rąk własnych. – Odskoczyła natychmiast, mrużąc oczy. Jednak najwyraźniej popełniła błąd, gdyż mężczyzna posłał jej wyjątkowo nieprzyjemny uśmiech.
– Za oszustwo w stosunku do starszych rangą, trafisz do lochu, dziecinko – rzucił, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. – Wszelkie listy „do rąk własnych”, jak to nazwałaś, wymagają pierścienia, którego ty nie posiadasz.
Gaja zmrużyła oczy. „Cierpliwa i pokorna” powtórzyła w myślach chyba z milion razy, zanim nie przywołała na twarzy nieszczerego uśmiechu.
Długo nie wytrzymała. Kiedy zobaczyła, że na twarzy mężczyzny pojawia się wyraz zadowolenia, poczuła, jak krew w żyłach zaczyna wrzeć. Dała sobie kilka sekund na ocenę sytuacji, po czym wymierzyła cios prosto pod nos. Mężczyzna nie zdążył zareagować, stęknął głośno, kiedy ból wypełnił mu czaszkę. Trafiła nie dość mocno, żeby złamać mu kość, ale wystarczająco na osłabienie zdolności reakcji. Drugie uderzenie wymierzyła pod kolanem, przez co rycerz padł na ziemię, trzecie w bark. Zaraz potem złapała go za włosy, zmuszając go do spojrzenie prosto na nią.
– Jestem młodsza, mniejsza i ranna – powiedziała ostro. – Ale nie słabsza ani głupsza. Powiesz mi, gdzie jest drugi dowódca albo tak cię załatwię, że zostaniesz pośmiewiskiem całej Lagary.
Rycerz nie odpowiedział od razu. Najpierw musiał przyjąć do wiadomości, w jakiej sytuacji się znalazł. W żadnym razie nie przewidział ataku, a jak przyszło co do czego, nie potrafił nawet odskoczyć. Próbował ją odepchnąć, ale wbrew pozorom dzieliła ich cała przepaść umiejętności.
Strażnicy należeli do najsłabszych członków gwardii, ich zadania ograniczano do pilnowania poszczególnych przejść, warty na wieżach, ewentualnie prostych wyjazdów w okolice. Stąd też nominacja była karą, aby przez lata zdolności walki powoli tępiały. Czasami pozwalano na pozostanie w Lagarze osobom, które w wyniku odniesionych ran w bardziej skomplikowanych wyprawach okazywali się kompletnie bezużyteczni. Zawsze zostawali nimi rycerze szkoleni w zamku, nigdy osoby z zewnątrz. Tylko że każdy wiedział, że ich umiejętności nie przekraczają tych zwykłych, szeregowych pachołków. Dlatego strażnicy zazwyczaj nie zadzierali z regularnymi gwardzistami, nawet jeśli posiadali rangę wyższą niż początkujący. Być może nawet część z nich mogłaby pokonać młodszego, ale on do tej części nie należał, a Gaja też nie była zwyczajna. Jako córka pierwszego dowódcy szczególnie naciskała na trening, zwłaszcza że wśród mężczyzn niełatwo osiągnąć sukces. Chociaż powinna poćwiczyć panowanie nad emocjami.
– To tylko durna informacja, którą mogłabym uzyskać tak samo z innego źródła, a wy robicie z tego wielką rzecz – kontynuowała, nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny, który najwyraźniej nie miał odwagi wstać. – Dlatego skończ z tym mazgajstwem. Do płaczu to cię doprowadzą kompani, jak usłyszą, że na kwaśne jabłko zbiła cię czternastoletnia dziewczyna sięgająca ci pachy. Chyba że jeszcze masz nadzieję, że dasz radę mnie pokonać, próbuj.
Spokojnie mogłaby jeszcze nabić kilka siniaków, ale wolała na razie spróbować rozstrzygnąć sprawę pokojowo. Zwłaszcza, że tak naprawdę chodziło tylko o rozmowę z człowiekiem, który większość czasu spędzał wśród rycerzy. Znalezienie go nie należało do zadań wyższej kategorii.
– Sala treningowa – odparł cicho rycerz, odwracając głowę. Jego twarz przypominała świeżego buraka, po wymyciu w beczce wody. 
– No! – Gaja tupnęła nogą, a mężczyzna zadrżał mimowolnie. – Przestać zachowywać się jak ciamajda, bo do końca życia będziesz pilnował drzwi. – Po tych słowach ruszyła dalej korytarzem, zadowolona z ciętej, w jej mniemaniu, uwadze.
W gruncie rzeczy mogła sama wpaść na to, że dowódca poranek postanowi spędzić wśród ćwiczących rycerzy. Często tak robił. Jednak postanowiła zamiast tego skrócić własne wysiłki i zapytać… jak widać nierozsądnie.
Ruszyła w kierunku sali treningowych, przyjmując pewny siebie wyraz twarzy.
Z drugim dowódcą miała do czynienia dwa razy. Podczas swojego przybycia do Lagary, to właśnie on powitał ją w murach zamku. W końcu była córką następcy tronu, najwyraźniej wypadało. Potem podczas ćwiczeń z grupą Racław zaprezentował im poprawną postawę podczas jazdy konnej, udzielił kilku rad, po czym zniknął. Jej posłał ciepły, zachęcający uśmiech, ale nie dał żadnego znaku, że miałaby dla niego znaczenie większe niż pozostali. Wtedy takie zrównanie z resztą rycerzy ją cieszyło, teraz wątpiła w korzyść płynącą z przeciętności. Gdyby miała jakikolwiek punkt zaczepienie do rozmowy z drugim, zapewne zapanowałaby nad drżeniem dłoni. 
Zobaczyła go na placu przeznaczonym na łucznictwo. Tłumaczył coś grupie młodzików, jak zwykle wyglądając niczym szlachetny rycerz znany tylko z opowieści objazdowych grajków.
Kiedy podeszła dostatecznie blisko, żeby mógł usłyszeć odgłos kroków, odwrócił się w stronę Gai i obdarzył pełnym zaciekawienia spojrzeniem.
– Drugi dowódco – powitała go z należnym uniżeniem, chociaż kosztowało ją to sporo wysiłku. – Mam dla ciebie list. – Podała go szybko, zanim mężczyzna zdążył dopytać o szczegóły. Nie chciała głośno mówić, że wiadomość pochodziła od ojca. Jednak na całe szczęście Racław od razu rozpoznał pieczęć królewską. Uniósł brwi, ale zaraz potem na jego twarzy zawitał szczególny uśmiech.
Cokolwiek Dymitr do niego napisał, drugi dowódca zapoznawał się z tym bez pośpiechu. Stał w miejscu, ignorując zaciekawione spojrzenia młodych wokół niego i przystępującą z nogi na nogę Gaję.
– Marku – powiedział w końcu do stojącego za nim rycerza – Muszę udać się do przybocznej sali z Gają, zadbaj o tych młodzików.
Dziewczyna zamrugała zdziwiona, że dowódca nazywa ją po imieniu.
– Pamiętajcie, chłopcy, żeby nie tracić ducha walki i ćwiczyć własne zdolności, nie tylko te ogólne.
Po tych słowach wskazał drogę, którą podążyła, po czym sam ruszył za nią.
Gaja straciła rozeznanie w sytuacji. Wiedziała mniej więcej, co zawierał list ojca, ale reakcja Racława różniła się od tej przewidywanej. Szła tuż przed nim, a on kierował ją w kolejne korytarze. Cały czas milczał, ale nie wyglądał na zirytowanego. Dopiero kiedy przekroczyli próg małej sali treningowej, przeznaczonej do walki mieczem, Racław wyciągnął swoje ostrze z pochwy i stanął naprzeciw niej.
Na początku w ogóle nie zareagowała… bo niby jak? Zamrugała zaskoczona, unikając widoku broni drugiego dowódcy. Chciała zrozumieć, czego od niej oczekiwał…że podejmie z nim walkę? Jako świeżo upieczonemu rycerzowi nie wolno jej było nosić miecza w zamku. W razie pojedynku, musiała sięgnąć do zapasów treningowych. Jednak takie zachowanie w normalnych okolicznościach uznane by zostało za niesubordynację.
– Chrzanić to – mruknęła w końcu, zanim podeszła do wystawki z boku sali. Miecz wyciągnęła szybko, zaciskając zęby, kiedy ciało przeszył ból. Rany na ręce wciąż dawały o sobie znać, nawet grube bandaże nie pomagały.
Stanęła naprzeciw drugiego dowódcy z zaciętą miną, próbując utrzymać swobodną, ale czujną pozycję. Nie chciała dawać niepotrzebnego sygnału gotowości do walki.
– W ten sposób walczyłabyś z przeciwnikiem? – zapytał jej z uśmiechem, jakby zachowanie dziewczyny go rozczuliło.
– Nie zwykłam atakować z takiej odległości – odparła Gaja, ukrywając obrażony ton. – Poza tym co to w ogóle za pomysł, drugi dowódco? Nie wolno mi podnosić miecza na osobę wyższą rangą.
Chociaż tak naprawdę całkiem niedawno powaliła starszego rycerza, mając w głębokim poważaniu wszelkie rozkazy. Jednak o tym postanowiła nie wspominać.
– To w jaki sposób trenowałaś w czasach szkolenia? – zapytał, a ona zmarszczyła brwi. – Atakuj.
Wytrzeszczyła oczy, ale nie wywołało to żadnej reakcji po stronie drugiego dowódcy. Odetchnęła głęboko, żeby mieć czas na zebranie myśli, ale wciąż odnosiła wrażenie, że to wszystko działo się po prostu za szybko.
Postanowiła zaufać własnemu instynktowi i ruszyła w stronę Racława, ściskając ostrze w dłoni, co kosztowało ją niemało wysiłku. Oczekiwała zmiany pozycji drugiego dowódcy na obronną, ale ten nie poruszył nawet palcem. Zupełnie jakby czekał na śmierć.
Jednak Gaja, chociaż ledwo skończyła czternaście lat, nie była głupia. Wiedziała, że taki rycerz nie uległby banalnym technikom, po prostu nie i koniec. Zapewne oczekiwał zawahania, którego postanowiła nie okazać. Wybrany przez nią miecz należał do ciężkich, stąd też najlepszym ruchem mógł okazać się tylko cios zadany z góry. Oczywiście Racław w takim wypadku powinien odskoczyć do tyłu. Wszyscy znali go właśnie z wyjątkowej zwinności, a broń Gai nie miała szans nadążyć za taką szybkością. Dlatego postanowiła zaatakować bokiem, żeby nie stracić panowania nad bronią i szybko przejść do drugiego punktu w planie.  
Podbiegła, skupiona na zrealizowaniu strategii, którą naprędce wymyśliła. Jednak kiedy uniosła broń, Racław wywinął swoją, uderzając nim w ostrze dziewczyny. Miecz wypadł z jej dłoni, lądując tuż obok z donośnym trzaskiem, a ona stanęła jak rażona piorunem.
– Dlaczego? – zapytała zdumiona.
Bezpośredni atak lżejszym ostrzem wypisany został jako jedna z najżałośniejszych dróg do przepołowionej czaszki. Mogła oczekiwać, że drugi dowódca zareaguje sprzecznie z planami, jednak w życiu nie przewidziała TEGO.
– Z takich chwytem, przeciwnik mógł wytrącić ci broń nawet suchą gałęzią – powiedział, a ona przygryzła niezadowolona wargę. – Powiedz mi, dlaczego walczysz ranną ręką?
– A czym mam to robić? – fuknęła, wytrącona z równowagi spokojem, z jakim ją upokarzał.
– Teraz już rozumiem intencje pierwszego dowódcy. Przyznam ci, że na początku wydały mi się one nieco… niejasne. ­
Patrzyła na niego zszokowana. Chciała powiedzieć, że dla niej intencje obu nich są niejasne, co wcale jej nie odpowiadało. Jednak z trudem utrzymała język za zębami.
– No nic. Będziemy ćwiczyć codziennie między czwartą a piątą, przynajmniej mam nadzieję, że nie wezwą mnie żadne pilne zadania.
– Rano? – dopytała, chociaż właściwie nie musiała. Drugi dowódca po południu nigdy nie miał czasu, jedyną opcją pozostawały treningi przed śniadaniem.
– Przygotuj odpowiednią broń – rozkazał. – Najlepiej taką, którą bez trudu uniesiesz. Mówią, że o sile decyduje nie miecz, ale zdolności rycerza, który nim włada. Ja uważam, że źle dopasowane ostrze osłabia swojego pana nawet o połowę. Do zobaczenia jutro.
Po tych słowach zostawił ją samą w pomieszczeniu, gdzie długo stała, próbując zrozumieć wszystko, co wcześniej miało miejsce.
Wiedziała, że pierwszy dowódca posiadał szeroki wachlarz wpływów, ale… no właśnie. Następca tronu nigdy z tego nie korzystał, a nawet jeśli, to załatwiał sprawę osobiście. Tym razem wystarczył naprędce napisany list, w dodatku skierowany do jednego z najbardziej szanowanych rycerzy w królestwie. Była pewna, że po jego przeczytaniu Racław zacznie ją wypytywać, a ona spróbuje zmyślać, jako że sama nie miała pojęcia, co zaplanował ojciec. Tymczasem zamiast tego po prostu została zaproszona na codzienny trening. Z drugim dowódcą.
Miała cholerne szczęście… albo pecha. Czas pokaże.
Teraz musiała załatwić kolejną sprawę. 
Kiedy ruszyła do wschodniej części Lagary, jej nastrój można było spokojnie nazwać negatywnym. Doskonale też zdawała sobie sprawę, że wezbrana w niej złość najczęściej odbija się na innych, a to pewnie skreśli sukces, który i tak nie należał do prawdopodobnych. Cóż, nie potrafiła nad tym zapanować.
Wkroczyła bezceremonialnie do jednej z komnat, oczekując tam ciemnowłosego rycerza. Zamiast tego zobaczyła niskiego blondyna, wyraźnie wzburzonego.
– Pomyłka – rzuciła krótko. Wyszła, trzaskając drzwiami i westchnęła głośno. – Coś ci nie pasuje? – wycedziła do patrzącego na nią młodzieńca, który przeżuwał coś na schodach.
W odpowiedzi pokręcił głową, najwyraźniej zaskoczony agresywną reakcją dziewczyny.
– To co się gapisz?!
Wciąż zirytowana wkroczyła do kolejnego pomieszczenia i tym razem w polu widzenia stanął Milan.
– Tak myślałem, że to twój uroczy głosik rozniósł się po zamku – zadrwił, zamykając jakąś księgę i odkładając ją do kufra.
Najwyraźniej zdążył już uporządkować komnatę, bo wszystko wyglądało nienaturalnie czysto.  On sam stał przed nią w pełnym umundurowaniu, do całości brakowało mu tylko broni. Nawet orzechowe włosy miał idealnie uczesane, a jego ubrania wydzielały zapach środka rozpraszającego – substancji zabijającej naturalną woń i pozwalającą wtopić się w otoczenie.
– Wyruszasz na Słoneczne Doliny – powiedziała twardo, patrząc prosto w jego oliwkowe oczy. Szukała w nich potwierdzenia, ale tak naprawdę go nie potrzebowała. Informacje zdobyła z pewnego źródła. – Słyszałam, co tam znaleziono.
– Teraz zazdrościsz? – posłał jej kpiący uśmiech, zanim zgarnął coś ze stołu i schował do woreczka przywiązanego do pasa.
– To może przypominać zabawę w poszukiwacza skarbów, ale pilnuj wieprzu, żebyś nie wpadł przez to w kłopoty. – Jak zwykle doprowadzał ją do szału, powinna ignorować te idiotyczne uwagi, ale nie potrafiła nad sobą panować. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała – Zresztą, nie po to tu jestem. Ponoć macie przejeżdżać przez stolicę.
Nie wyglądał na zaskoczonego. Zapewne od początku rozpoznał cel tej wizyty… chociaż to oczywiste. Czego miał oczekiwać? Chyba nie przyjacielskich odwiedzin.
– Mam list – Wyciągnęła wygniecioną kopertę i ścisnęła ją w dłoniach.
– Nieładnie się z nim obchodzisz – zauważył ze śmiechem.
– Dostarcz go mojej siostrze.
– Słucham? – Na jego twarzy pojawiło się zdumienie.
Czyli jednak nie wiedział, z czym do niego przyszła.
– Nocujecie w zamku, w którym ja pewnie nie zawitam przez najbliższy rok… a sprawa jest pilna – wyjaśniła. Nie chciała błagać, ale błyszczące oczy najpewniej już wszystko zdradziły. – Zrób to, a będę miała u ciebie dług wdzięczności. – Ledwo przeszło jej to przez gardło, a po wszystkim poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Policzki dziewczyny płonęły, a szczęka drżała.
– Gaja – zaczął, a ona zamarła, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu.  – Rycerze śpią w zupełnie innym miejscu niż rodzina królewska. Przy odrobinie szczęścia, któryś z dowódców kiwnie nam głową, ale najprawdopodobniej spotkamy koniuszego i na tym koniec. Nawet gdybyś chciał przekazać list twojej siostrze, nie będę miał takiej szansy.
– Powiem ci, jak przejść do prywatnych komnat – rzuciła szybko.
– Oszalałaś?! – podniósł głos. Sama nie wiedziała czy wyglądał bardziej na wściekłego czy przestraszonego. – Chcesz żebym biegał po komnatach królewny jak złodziej albo jeszcze gorzej. Nie wierzę, że mogłabyś wpaść na taki pomysł! – zamilkł na chwilę, próbując zapanować nad wzburzeniem. Po chwili jednak dodał – Chociaż nie. Po tobie akurat mógłbym się tego spodziewać.
– Tak jak ja tego, że stchórzysz – warknęła w końcu. Proszenie go o pomoc kosztowało ją wiele wysiłku, nie mogła teraz wyjść z pustymi rękoma. – Jesteś elitarnym rycerzem, do którego zadań będę kiedyś należeć czynności zmyślniejsze niż spacer po zamku królewskim.
– To będą działania w imię wyższych wartości, a nie kaprysu osoby, która wyrzuca mi brak odwagi. ­
No tak. Oczywiście, że go obraziła. Nawet jeśli nie miała takiego zamiaru.
– W jakim świecie ty żyjesz? Co? Baranie? – Podeszła do niego. – Dostaniesz zadanie, którego celu nigdy nie poznasz, a za jego wykonanie nakarmią cię zupą ze szczurów. Nawet twój ojciec żeby dostać pozycję dowódcy musiał dotykać najokropniejszego ścierwa. Zapytaj go, jak mi nie wierzysz.
– Do czego to zmierza? – zapytał, a ona milczała.
Tak naprawdę sama nie wiedziała. Kiedy tutaj szła, czuła przewagę, ale jej plan mogła nazwać jedynie naiwnym.
 – Nie zrobiłbym tego nawet dla najlepszego przyjaciela.
… a ona nim nie była i tak… ani najlepszym ani żadnym. Zacisnęła ze złości zęby.
– To jasne, ja też nie – odparła szczerze.
Gdyby Milan został złapany w komnacie Marianny, skończyłby na stryczku. Jako syn czwartego dowódcy może jakoś by go wybronili, ale i tak miałby kłopoty. Może nawet lepiej, że odmówił. Nie chciała mieć na sumieniu jego nadętego tyłka.
Przez dłuższą chwilę milczeli, a ona poczuła, jak złość z niej ulatuje, pozostawiając jedynie pustkę.
– Pilnuj nochala na tej wyprawie, żebyś go znowu nie złamał – powiedziała w końcu, maskując rezygnację w głosie.
– Myślałem, że nie chcesz mnie więcej oglądać.
 Zmarszczyła brwi, więc dodał:
– Żeby się nie zrzygać.
 Parsknęła głośno, ale nie było to przejawem dobrego humoru.
– No i nie chcę cię oglądać. Martwego tym bardziej, knurze. – Po tych słowach skierowała do wyjścia, unosząc dumnie głowę. Nie zdążyła jednak nawet położyć dłoni na klamce, kiedy Milan złapał ją za ramię i obrócił przodem do siebie.
Pozycja, w której się znalazła, wcale jej nie odpowiadała. Chłopak stał na tyle blisko, że mogła jedynie próbować spoglądać ponad jego ramię i to tylko, gdy stanęła wysoko na palcach. Próba spojrzenia mu w twarz nie miała żadnego sensu, jedynie skręciłaby sobie szyję.  Postać Milana przysłoniła jej świat, poczuła się mała i miała ochotę uderzyć go w brzuch. Zanim jednak wykonała kolejny ruch, on wyciągnął z drobnej ręki kopertę i powiedział:
– Nic nie obiecuję.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale na całe szczęście chłopak tego nie zauważył. Odepchnęła go, co kosztowało więcej siły, niż sądziła. Wciąż nie panowała w pełni nad mięśniami twarzy, ale cudem przywołała złośliwy, pełen irytacji wyraz twarzy.
– Nie będziesz żałował – rzekła wyniośle.

– Już żałuję. 

***


Witam was z nowym rozdziałem! 


Przyznaję, że nie było mi łatwo go napisać. W poprzednim zamknęłam główny wątek wyprawy i płynne przejście do rozwarstwienia fabuły nie było łatwe. Dlatego jeśli odebraliście, że całość zaczęła się nieco kulawo, to pewnie wasze odczucia są słuszne haha. Kiedyś to poprawię, obiecuję. 


Zastanawiam się, jak wam się podobała perspektywa Gai ; ) Od razu mówię, że teraz nieco częściej będą pojawiały się inne "punkty" widzenia, najczęściej na zasadzie połowy rozdziału ktoś, a potem 1,5 ktoś inny. Następna część wróci już do Liliany, ale pewnie to wywnioskowaliście, bo rozdział nazywa się "Grupa Chabra", a z grupą Chabra wyruszyła właśnie ta dziewoja. 


Wzięłam sobie rady do serca i staram się nieco więcej pisać o wyglądzie. Nie jest teraz za dużo? A może wciąż za mało? 


Ciekawa jestem, jak odbieracie relację Milana i Gai. Oni mają takie hm... antagonistyczne osobowości. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale Milan jest synem czwartego dowódcy. Jeszcze go nie poznaliście, ale to wysoka pozycja w zamku, no bo czwarta haha. Tak o tym piszę, bo w tym rozdziale często pojawiało się słowo "dowódca", co najmniej jakby było ich nie wiadomo ile. A tak na serio to jest ich 10. 


Kilka słów podsumowania o hierarchii, jak ktoś nie chce, to nie ma co czytać, bo wszystko było.

Pierwszy to następca tronu, co już wyjaśniałam wcześniej. Drugi to Racław, który kieruje całym zamkiem. Trzeci i Czwarty to jakby jego zastępcy. Kolejni już nie są stopniowani jako "pięć" ważniejsze od "siedem", ale wciąż są czymś w rodzaju kierowników. 
Zwracam też uwagę, że dowódca to nie kapitan i starałam się unikać mieszania tych pojęć. Kasjan był chociażby kapitanem, czyli przewodził grupie wysłanej na wyprawę, ale nie jest dowódcą, który zajmuje się przewodzeniem całą gwardią królewską. 

Ach, nie wiem też, czy pamiętacie, ale o Chabrze  już wspomniałam na samym początku. Dokładnie w drugiej części rozdziału pierwszego. Nie było to jakieś istotne, ale myślę że stanowi przedsmak tego, co czeka Lilianę na wyprawie.


Rozpisałam się :d Ale chyba nikt nie będzie miał mi tego za złe, bo nie trzeba czytać haha. 


13 komentarzy:

  1. popelnilam duzy blad, a mianowicie nie skomentowalam od razu po przeczytaniu i teraz pewnie zapomne o polowie rzeczy :/ ale mam naprawde malo czasu ost, wybacz.
    Podobalo mi sie, ze postanowilas napisac caly rozdzial z perspektywy Gai. Lubie jej cahrakterek, a jak sie okazuje, to i przeszlosc ma ciekawa :p od pocztaku wiedziala, czego chce, to mi sie podoba, a jednoczesnie widac w niej wrazliwosc oraz potrzebe druiego czlowieka. swietnie poradzila sobie z tym straznikiem (choc nadl mi sie nie chce wierzyc, ze on nie wiedzial, jak wyglada corka Pierwszego Dowodcy - ktory, tak apropos, jak dibrze rozumiem, jest synem krola, tak)? Nie pasuje mi tylko jedno - jak ona moze miec czternascie lat? do tego wieku nie aosuje wszystko: ani jej zachowanie, ani to, jak opisalas jej wspomienia (wydawalo mi sie, ze to wszystko musialo zajac znacznie wiecej), ani doswiadczenie... Serio, nie pasuje mi to do niej. Ona wyglada na znacznie bardziej obyta itd, nawet jesli w rozmowie z Milanem zachowywala sie bardziej jak czternastolatka :D W ogole to dosc straszne, ze ona jak gdyby nigdy nic na poczatku dala mu ten list, wiedzac, ze moga go zabic. Widac, ze jej zalezy na M., wiec troche mnie to zdziwilo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już spieszę wyjaśnieniami ; )

      Co do wieku Gai, to muszę pogodzić się z tym, że takie osoby jak ona dorastają szybciej. Ona w pewnych aspektach musi zachowywać się jak bardziej obyta, zwłaszcza że chowana była w konkretny sposób. Ma w sobie też sporo z takiej młodzieńczej zaciętości.
      Chciałam też dostosować się do tego, że w czasach rycerzy, jednak ludzie żyli krócej, czternastolatki brały ślub i rodziły dzieci. Nie mogę z osób w tym wieku robić dzieci, którymi zgodnie ze współczesnymi realiami na pewno są. Wydawało mi się, że w mojej historii tak traktuję ich ulgowo, bo pozwalają sobie na sporo głupich zachowań :D
      Jej stosunek do Milana jest niejednoznaczny hehe. W gruncie rzeczy wierzy w jego zdolności i rozwagę. Bo Milan to nie jest typ ryzykanta, który zacznie rzucać się po zamku jak wariat. Z kolei Gaja to taki wicher, ona nawet nie zdaje sobie sprawy "na poważnie", że mogliby go zabić. Takie zagrożenie śmiercią, które towarzyszy jej niby bez ustanku, zepchnęła gdzieś daleko. To może oczywiście obrócić się na jej niekorzyść, ale czas pokaże :D

      Dzięki bardzo za komentarz ; ))

      Usuń
  2. Losy naszej grupki powoli się rozjechały. Trochę to smutne, bo zdążyłam się do każdego z nich przywiązać, a momenty, gdy działali razem były niezwykle interesujące. No, ale teraz chyba nie dasz nam o nich zapomnieć, jednak będą działać w pojedynkę... I Foma - co z nim? Rzeczywiście wrócił do domu? Mam nadzieję, że jeszcze o nim wspomnisz.
    Lubię Gaję. Wcześniej miałam co do niej mieszane uczucia, ale w tym rozdziale mimo wszystko zyskała moją sympatię. Jest silna i charakterna - lubię takie postaci. Brawurowo poradziła sobie z tym rycerzem. Chociaż trochę mnie dziwi, że wystawili kogoś takiego na straży. Zbyt ogarnięty to on nie był, a w każdym razie nie sprawiał takiego wrażenia.
    Zaskoczyły mnie też te treningi z drugim dowódcą, ale myślę, że dla Gai okażą się cennym źródłem wiedzy.
    Jedyne czym mnie nieco zdenerwowała to zadanie, które zleciła Milanowi. Chyba rzeczywiście nie pomyślała nawet przez chwilę, na jakie niebezpieczeństwo go naraża w ten sposób... Oby nic mu się nie stało, gdy będzie wykonywał to zadanie.
    Czekam na ciąg dalszy, życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ich losy jeszcze się splotą, ale to w swoim czasie. Każdy jedzie po swojego puzzla do układanki, chociaż z Fomą to jeszcze nie wiem, w którym momencie do niego wrócę ;p
      Gaja ma charakterystyczną osobowość... tak mi się wydaje, a z tej osobowości wynika sporo zalet i wad. Jedną z wad jest lekkomyślność. Ona jest też w gruncie rzeczy rozpieszczona, ale to może już nie będę tak wnikać i pozostawię dowolność interpretacji :D

      Strażnicy to tak jak to przedstawiłam - zostają nimi ci, którzy nie do końca ogarniają. W dodatku Gaja ogólnie nie wzbudza sympatii i to nie tylko dlatego, że jest kobietą :D

      Dziękuję bardzo za komentarz i też pozdrawiam!! ; ))

      Usuń
  3. Perspektywa Gai przypadła mi do gustu i podziwiam w niej tę siłę i zawziętość. Nie rozwinęłaś jednak jakim cudem udało jej się przekonać ojca, by pozwolił jej walczyć, uczestniczyć w wyprawie, zamieszkać z rycerzami Gwardii. Brakowało mi tego.
    Pomimo tego, że ją lubię i wydaje mi się być fajną postacią, to jednak życzę jej męża, który by ją sprowadził do porządku i starał się wbić w ramy jakie przystoją kobiecie w tamtym społeczeństwie. Po prostu uważam, że taki wątek mógłby być ciekawy, dlatego od razu dodam, że nie widzę jej i Milana jako pary.
    Pasowałoby mi natomiast, gdyby Milan chciał przekazać list jej siostrze, ta siostra byłaby chwilę przed ślubem i Milek by się w niej zakochał. To by był wątek jakby mnie satysfakcjonował, ale jak ty to wymyślisz, to zależy od ciebie, w końcu ty tu jesteś pisarzem, ja tak tylko sobie gdybam "na głos".
    Przypomniało mi się jeszcze o posłańcu, co przecież miał być bękartem królewskim, więc to znaczy, że jest bratem czy synem Dymitra? Przynajmniej takie plotki krążyły. Dobrze kojarzę fakty?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O przeszłości Gai jeszcze trochę będzie. Ale to wszystko w swoim czasie.
      Czy zmuszą ją do ślubu, to nie zdradzę, ale ogółem nie wiem, kto tam by się porwał na kobietę, która jest rycerzem. Ktoś bardzo nowoczesny albo bardzo łasy na pozycję lo

      Posłaniec bękart królewski? Pewnie chodzi ci o kapitana tej młodej drużyny :D Wtedy oczywiście dobrze myślisz, to byłby przyrodni brat Dymitra ; )

      Dzięki za komentarz!

      Usuń
    2. Myślę, że łasych na pozycję w tamtym czasie nie brakowało. Poza tym przyszły mąż wcale nie musiałby wiedzieć, że Gaja jest rycerzem.

      Usuń
  4. Hej. Przepraszam, ze tyle nie komentowałam, ale na ostatnie parę miesięcy wyrzuciłam ze swojego słownika termin "czas wolny". Aż nie mogę się przyzwyczaić, że znowu mogę wieczorkiem posiedzieć i poczytać blogi :P I nawet nie miałam okazji, żeby podziękować ci za nadrobienie rozdziałów u mnie.

    W każdym razie mega podobała mi się perspektywa Gai, niby nic takiego się nie działo, a jednak to chyba był mój ulubiony rozdział jak do tej pory. W końcu kto nie lubi historii o księżniczkach? xD Podoba mi się, że jest taka nieugięta i że nie daje się tym wszystkim rycerzom. Chrzanić zasady, chce być rycerzem, to niech będzie rycerzem! W ogóle po tym rozdziale zastanowiło mnie - prawdopodobnie już o tym wspominałaś, ale zapomniałam - ile właściwie jest kobiet-rycerzy. Dobrze, że ojciec zatroszczył się, aby Gaja nauczyła się walczyć ze swoimi ranami na ręce. Zobaczymy co z tego wyniknie.

    Nawet podoba mi się to, co dzieje się pomiędzy Milanem a Gają. Może coś z tego będzie xD Nie wydaje mi się, żeby Milan zgodził się przekazać się ten list siostrze Gai tylko ze względu na urażoną dumę. Ale to może nie być aż tak prosto, więc mam nadzieję, że nie wpakuje się w jakieś straszne kłopoty.

    No i oczywiście ciekawi mnie co takiego było w tym liście :P

    Lecę nadrabiać kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem. Przeczytałam u ciebie, że matura, a wiadomo, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Mam nadzieję, że poszło super ; )

      Ja również lubię ten charakterek Gai. Chociaż to też nie jest tak, że ona była szczególnie tłamszona. Pewnie gdyby rodzice się zawzięli, żeby została żoną jakiegoś księcia, to nic by nie miała do gadania. Ale akurat córek im nie brakuje, to mogli zaszaleć z rycerzem :D

      Milan i Gaja mają też całkiem sporo wspólnego, chociaż osobowość różni ich kolosalnie. Ale to też wyjdzie z czasem.

      Dzięki za komentarz. Ściskam! : ))

      Usuń
  5. Jasne, że podobała mi się perspektywa Gai, to chyba jak na razie moja ulubiona postać z Szeptu Ostrza, chociaż Lilianę też lubię. Rzeczywiście, wypowiada się dosyć dojrzale jak na swój wiek, chociaż te wybuchy złości i pyskówki można podpiąć pod tą młodość, w końcu im człowiek ma mniej lat, tym ciężej panować nad emocjami. Ale to właśnie w niej najbardziej lubię.
    Zaskoczyła mnie ta walka na miecze z dowódcą, ale fajnie, że Gaja nie stchórzyła. Ciekawe jak sobie poradzi z tą jej ręką.
    UuU, Gaja musiała poprosić Milana o przysługę, to musiało być dla niej ciężkie :D Ciekawe dlaczego Milan podjął się tego ryzyka, chciał pokazać, że ma jaja?
    Znalazłam też błąd w zapisie dialogu:
    "– Myślałem, że nie chcesz mnie więcej oglądać. – Zmarszczyła brwi, więc dodał: – Żeby się nie zrzygać. – Parsknęła głośno, ale nie było to przejawem dobrego humoru." - rozumiem, że mówi to Milan, więc reakcje Gai trzeba zapisać od nowej linijki, a nie wtrącone do jego wypowiedzi. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi :P
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta dojrzałość przemieszana z niedojrzałością właśnie wynika z rzeczywistości, w której żyją bohaterowie. W pewnych kwestiach traktowani są już jak dorośli, w innych jak dzieci.

      O Milanie będzie jeszcze sporo i chociaż bezpośrednio nie napiszę, dlaczego się podjął tego zadania, to myślę, że z czasem będzie to dość... jasne. Na razie będzie więcej o Lilianie, ale od połowy IX rozdziału już zacznie się ten właśnie bohater.

      Rozumiem, o co ci chodzi z dialogiem, więc będę na to bardziej zwracać uwagę ; )

      Dzięki bardzo za komentarz!

      Usuń
  6. Cześć! Wracam do żywych w blogowym świecie i powoli nadrabiam zaległości. W sumie nie sądziłam, że będę mieć u Ciebie aż tyle zaległych rozdziałów. Chyba moja przerwa była dłuższa niż sądziłam xD Ale to nawet dobrze. Gdy się czyta większą ilość tekstu na raz, to więcej się widzi i więcej zapada w pamięć. Także do dzieła!

    Nie wiem czy już kiedyś wspominałam, ale bardzo podoba mi się postać Gai. Nie chodzi mi tu o jej wybuchowy charakter czy sposób bycia, bo to bywa wkurzające, ale o to, że jest bardzo oryginalną postacią. Nie sposób pomylić jej z nikim innym. I nawet jeśli nie podoba mi się to, jak ta dziewczyna się czasem zachowuje, to lubię o niej czytać. Tylko nie mogę przywyknąć do tego, że ma 14 lat xD Jakoś tak... dziwnie mi z tym xD Może dlatego, że zazwyczaj wojownicy to osoby dorosłe, doświadczone, a ona to jeszcze dzieciak.

    Przyznam też, że czułam satysfakcję, gdy tak załatwiła tego ochroniarza od siedmiu boleści. Facet nie jest nikim ważnym i chyba chciał sobie podnieść samoocenę mieszając Gaję z błotem. No cóż, nie wyszło, a ja jako kobieta miałam ochotę przybić dziewczynie piątkę :D Niech buraki wiedzą, gdzie ich miejsce :D

    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych rozdziałów nie jest tak dużo ; ) Mam nadzieję, że czyta się w miarę szybko... a nie ciągnie jak guma do żucia;p Tak czy inaczej cieszy mnie, że wracasz ; )

      Gaja ma specyficzną osobowość i na pewno nie należy do najlepszych towarzyszy podróży ;p Nie każdy może ją znieść, a już na pewno nie Milan haha. Ale nie ukrywam, że ekscytuje mnie jej relacja z niektórymi bohaterami.

      Dzięki bardzo za komentarz!

      Usuń