Dziękuję bardzo za komentarze pod Prologiem : ) Bardzo mnie zmotywowały do dalszego działania.
Tę część chciałabym zadedykować Wilenie, bo Racław. Dziękuję za wszystko!
LAGARA
Promienie
słoneczne ledwo docierały do komnaty drugiego
dowódcy. Niewielkie okno w kamiennym murze oświetlało jedynie stojący w kącie
drewniany stół i leżące na nim przedmioty. Poza tym wnętrze kryło się w mroku.
Nie było to zresztą pomieszczenie godne tytułu, który nosił Racław. Po objęciu
przez niego stanowiska, wielu doradzało mu przeprowadzkę do bardziej okazałych
części zamku. Jednak on sam już dawno przyzwyczaił się do panujących wokół
warunków i na przekór wszystkim pozostał tam, gdzie przydzielono go jako
początkującego rycerza Gwardii Królewskiej. Niewielka prycza z posłaniem
wykonanym z miernej jakości materiałów, skrzynia z najcenniejszymi rzeczami,
wspomniany wcześniej stół i twarde, niewygodne krzesło to jedyne wyposażenie,
którym raczono najmłodszych.
Sama komnata
znajdowała się w takim ułożeniu, że zaledwie przez kilka godzin dziennie padały
na jej mury promienie słoneczne, przez co niemalże bez przerwy panowały tu
chłód i wilgoć. Już pierwszego dnia po przeprowadzce do nowego miejsca Racław,
tak samo jak inni jemu podobni rycerze, mierzył się z atakującymi chorobami.
Długie miesiące nie mógł pozbyć się kataru, a podczas jednej z srogich zim
niemalże stracił życie przez wyziębienie wciąż słabego organizmu. Po latach
jednak potrafił docenić niezbyt sprzyjające zdrowiu warunki, które uczyniły z
niego człowieka silnego. Jako drugi dowódca cieszył się niezwykłym szacunkiem,
nazywany był nawet najlepszym obrońcą Gwardii Królewskiej od początku jej
istnienia. Nie tylko jego szczególne zdolności w walce, ale również charakter pozwoliły
mu zajść tak wysoko. Nieustępliwość i pokora – to jego zdaniem najważniejsze
cechy osoby, która powinna zarządzać Lagarą.
Zamek, który
zamieszkiwał od wielu lat, znajdował się w środkowej części królestwa, jedynie
pół dnia drogi od stolicy. Otaczały go gęste lasy pełne niebezpiecznej
zwierzyny, która z trudem zaakceptowała obecność intruzów. Ten wyjątkowy teren
nazywano nawet drugim murem Lagary, ponieważ przebicie się przez niego dla
ludzi nieobeznanych w walce było praktycznie niemożliwe. Nieuważni mogli zostać
zabici przez wściekłe wilki, zuchwałe jelenie albo potężne niedźwiedzie. Nawet
rycerze Gwardii Królewskiej musieli uważać podczas podróży, gdyż nawet jeśli
mieszkańcy lasu nie ryzykowali atakowaniem świetnie wyszkolonych poddanych
króla, to z pewnością nie hamowali się w stosunku do ich koni. Niejeden
wierzchowiec zakończył żywot przez nierozwagę swojego jeźdźca, który nie
zastosował się do zasady „las opuścić jak najszybciej, nie zatrzymywać się”.
Samą
twierdzę chronił kamienny mur zbudowany za panowania pierwszego króla z
dynastii Wettonów. Od tamtej pory wzmacniano go i udoskonalano, mimo że do tej
pory nikt nie przekroczył czystych granic państwa. W kilku strategicznych
miejscach ustawiono specjalne wieżyczki, na których organizowano warty – w
zasadzie bezużyteczne, bo tereny w pełni uniemożliwiały zlokalizowanie intruzów
z takiej wysokości. O wiele bardziej przydatne okazały się jednostki
stacjonujące w lesie, chociaż i te nierzadko zawodziły. Aby dostać się bowiem
do Lagary i tym samym przekazać informacje, należało poczekać na otwarcie
głównej bramy, co często zajmowało nazbyt wiele czasu. W obecnych czasach
jednak nie przejmowano się tym, obronność twierdzy nie była konieczna, a jej
celem głównym pozostało podkreślenie prestiżu Gwardii Królewskiej.
Po
przekroczeniu murów na rycerzy czekał ogromny dziedziniec i chyba jedyne
miejsce w zamku, w którym można było znaleźć jakikolwiek przejaw roślinności.
Samotna wierzba zasadzona została kilkadziesiąt lat wcześniej, kiedy ówczesny
pierwszy dowódca określił Lagarę jako miejsce smutne i bez życia. Oczywiście to
jedno, skromne drzewo nie zmieniało charakteru twierdzy Gwardii Królewskiej,
jednak z czasem zaczęto je traktować jak świętość, symbol rycerzy władcy.
Posiadanie przy sobie listka z wierzby miało przynieść powodzenie podczas
wykonywania rozkazów, a złota podobizna zawieszona na szyi dawała poczucie
przynależności, sugerowała również pierwotną równość wszystkich poddanych.
Nawet emerytowani rycerze nie rozstawali się ze swoimi łańcuszkami, nagrobki
poległych zawsze zawierały nawiązanie do ukochanego drzewa. Z czasem nawet sam
król do swoich licznych ozdób dodawał również emblemat gwardii.
Na
dziedzińcu prawie zawsze panowało zamieszanie. Kolejne oddziały szykowały się
do wyprawy w nowe tereny, początkujący zmierzali na kolejne zajęcia treningowe,
profesorowie pouczali podopiecznych, część rycerzy najzwyczajniej napawała się
promieniami słonecznymi, które w tym miejscu grzały najmocniej. Czasami
pojawiali się sprzątacze, żeby pozbyć się bardziej widocznych śladów odchodów
koni, jeśli piąty dowódca akurat miał taki kaprys. Nawet w środku nocy nader
rzadko zdarzało się, aby na dziedzińcu nie przebywało chociaż kilka dusz. To
tętniące życiem miejsce napawało optymizmem nawet bardziej opornych ludzi,
dlatego właśnie komnaty w zamku z widokiem na dziedziniec ceniono najbardziej
ze wszystkich.
Plac z
samotnym drzewem otaczał kompleks różnych budynków, których dokładne
przeznaczenie znał tylko piąty dowódca. Niektóre z pomieszczeń pozostawały
zamknięte nawet dla najważniejszych rycerzy w gwardii, o innych
zapomniano, określając je za całkowicie bezużyteczne. Lagara wydawała
się całą siecią splątanych korytarzy i kryjówek prowadzących
niejednokrotnie donikąd. Mało który mieszkaniec zajmował się poznawaniem uroków
zamku, bowiem każdy z nich miał na głowie natłok spraw – bez względu na to, czy
był kapitanem oddziału czy zwykłym podlotkiem dopiero rozpoczynającym swoją
przygodę wśród gwardii.
Drugim
najbardziej hałaśliwym miejscem w Lagarze była jadalnia. Jako drugi dowódca
Racław mógł doprawdy liczyć na dostarczenie przez służbę jadła do celi, nie
ulegało też wątpliwości, że taki posiłek odpowiadałby mu o wiele bardziej niż
to, co serwowali w jadalni. Jednak on zawsze cenił sobie towarzystwo podległych
mu rycerzy, ponad to nie znosił smakować potraw w samotności. Prostackie żarty,
polityczne dysputy, nowinki treningowe, rycerskie plotki – to wszystko darzył
szczególnym sentymentem. Kiedy objął stanowisko siódmego dowódcy wszyscy
spodziewali się, że tak samo jak pozostali równi mu rangą zacznie wymagać
szczególnych mięs w zaciszu własnych komnat. Jednak on jakby na złość
otaczającym go zwyczajom pojawił się w jadalni i usiadł dokładnie w tym sam
miejscu, co przed nominacją królewską. Zdziwienie obecnych rycerzy było nie do
opisania, ale Racław doskonale wiedział, że tą decyzją zyskał dodatkowy
szacunek i sympatię, co w przyszłości pomogło mu wspiąć się na sam szczyt.
Kiedy więc już jako drugi dowódca zasiadł wśród gwaru rycerskiego, nikt nie
wydawał się zdumiony. Być może wymienili mu krzesło na wygodniejsze, zawsze
stawiali najlepszej jakości zastawę, ale jadło wciąż pozostało takie samo jak
wszystkich. Z czasem do Racława dołączyli trzeci i czwarty dowódca, chociaż
przebywanie w jadalni traktowali raczej jako możliwość zyskania uznania wśród
rycerzy, a odpowiedni posiłek spożywali już we własnych komnatach.
Sama
jadalnia nie wyglądała przytulnie, nie unosiły się w niej przyjemne zapachy, jednak
ogromne okna wpuszczały do pomieszczenia znaczącą ilość światła. Przy długich,
drewnianych stołach postawiono specjalnie przygotowane potrawy. Były to
najczęściej specjały zawierające mięso, zupy, kaszę czy ciecierzycę z
nieznanymi im ziołami. Niejednokrotnie pojawiały się również misy wypełnione
czymś, dla czego nazwy jeszcze nie wymyślono i co wcale nie należało do
smacznych. Najczęściej takie dania pozostawały nietknięte,
tylko początkujący rycerze byli zmuszani do wciskania w siebie
okropieństw pod każdą postacią. Służba kuchenna ograniczała się do
przyniesienia posiłku do jadalni, jak i do późniejszego sprzątnięcia bałaganu,
który za każdym razem pozostawiali po sobie rycerze. Miejsca przeznaczone
bezpośrednio do spożywania posiłku czyszczono raz dziennie, co okazywało się
niewystarczające. Tak jak podczas śniadania zasiadano przy czystych stołach,
tak późniejszymi porami ciężko było ustrzec się przed kawałkami pieczywa,
rozlanymi sosami, a nawet rozbitymi częściami zastawy. Całe szczęście, że
rycerzom nie wolno było spożywać alkoholu. Pod wpływem jego zgubnego działania,
zapewne zamieniliby jadalnię w chlew.
Ten dzień
pozornie nie różnił się od pozostałych. Racław przejrzał rozkazy królewskie,
zestawienie misji rycerzy gwardii, uczestniczył w obradach dowódców, zamienił
kilka słów z więcej znaczącymi personami, napisał dziewięć listów, pozwolił
sobie na godzinny trening z początkującymi podlotkami i planował strategię
zdobycia wschodnich ziem. Dopiero wieczorem, jak to zwykle bywało, udał się na
odpoczynek wraz z magiczką Żywią. Grali w szachy, szczerze polecaną rozrywkę
dla bardziej ambitnych jednostek, a on jak zwykle miał problem z pokonaniem
przyjaciółki. Nawet w momencie, w którym udało mu się w końcu zbić jej
najważniejszą figurę i tak odnosił wrażenie, że ta wyjątkowa kobieta nie dała z
siebie wszystkiego. Była nieprzeciętnie inteligentna, szczególnie uzdolniona w
sprawach magii. Dlatego właśnie król wysłał ją do Lagary, aby korzystając z
własnej wiedzy, przygotowała rycerzy na moment objęcia własnego ostrza. Żywia
nigdy nie wydawała się zadowolona z faktu przynależności do kadry Gwardii
Królewskiej, jednak nie pozwoliła sobie na narzekanie. Pod tym względem ona
wraz z Racławem byli do siebie bardzo podobni. Jednak nie tylko to ich łączyło.
W zamku krążyły plotki o rzekomym romansie i chociaż nie miały nic wspólnego z
prawdą, to z pewnością nie wydawały się bezpodstawne. Któż bowiem wiedział, że
za zamkniętymi drzwiami sypialni magiczki dowódca skupiał swoją uwagę na
rozstawieniu figur na szachownicy?
Mieszkańcy
Lagary permanentnie cierpieli na niedobór kobiecego ciała. Nawet po szokującej
zmianie funkcjonowania Gwardii Królewskiej, dzięki której rycerzami mogły
zostać również kobiety, niewiele się zmieniło. Wciąż bowiem niechętnie
decydowano się na przyjęcie żeńskich okazów, uznając je za rozpraszające. Te
kilkanaście zaakceptowanych w zamku dodatkowo ceniło sobie niezależność, nie
miało również najmniejszego zamiaru zrównać się z pozycją kochanki dla
niedopieszczonych mężczyzn. Szanse na zaspokojenie własnych żądz pojawiały się
dopiero podczas wypraw za mury Lagary, jednak nie zawsze zostawały one
wykorzystane. Rycerze gwardii nie mogli rzucać się w oczy, niejednokrotnie
podróżowali jedynie nocą. Innym razem musieli gnać przez wsie i miasteczka, nie
pozwalając sobie nawet na chwilę odpoczynku. Tylko raz w roku zezwalano im na
załatwienie spraw rodzinnych w ramach zawieszenia służby, co trwało od dwóch
tygodni do miesiąca. Dłuższe prywatne wyjazdy zdarzały się wyjątkowo i tylko za
szczególnym pozwoleniem drugiego dowódcy. W praktyce ten wolny czas rycerze
przeznaczali na odwiedzanie matek, a później zachlewanie się w burdelu. Mało
który mógł pochwalić się żoną czy narzeczoną, bo też kandydatek brakowało.
Kobiety oczekiwały wsparcia i ochrony, a rycerze gwardii nie mogli im nawet
czasu poświęcić w ilości większej niż raz w roku.
Dlatego
właśnie dla rycerzy romans ich dowódcy oraz wyjątkowej magiczki wydawał się
czymś naturalnym – jak przywilej dla osoby wyższej rangą. Nie mogli uwierzyć,
że Racław marnuje czas z Żywią, grając z nią w szachy, zamiast usadowić się
wygodnie między jej nogami i po prostu sprawić sobie odrobinę przyjemności. Niektórzy
nawet przyglądali mu się badawczo podczas kolacji, chociaż nie dostrzegli na
twarzy Racława nic szczególnego. Sam dowódca zasiadł w samym rogu sali, ciesząc
się przestrzenią wokół niego.
Rzadko
bywało, żeby w jadalni brakowało miejsca. Wybudowana została ona w taki sposób,
żeby mogła pomieścić wszystkich rycerzy, ale zazwyczaj ponad połowa z nich
przebywała poza twierdzą. Ponad to posiłki pojawiały się w pomieszczeniu na
dwie do trzech godzin, wobec czego poszczególne osoby wybierały różne pory, aby
zaspokoić głód.
Miejsce obok
Racława zajął jak zwykle trzeci dowódca, przyjmując neutralny wyraz twarzy.
Przywitał się, okazując należny szacunek, ale poza tym nie rozmawiali. Przynajmniej
do czasu, aż do jadalni wkroczył pospiesznie jeden z wartowników.
Już od
pierwszej chwili wzbudził zainteresowanie obecnych w sali. Spojrzenie mężczyzny
omiotło całe pomieszczenie, a kiedy zlokalizował drugiego dowódcę, od razu
ruszył w jego stronę.
– Co się
stało? – zapytał siedzący przy stole trzeci dowódca. Rycerz przez krótką chwilę
próbował złapać oddech, wkrótce potem chrząknął, ale nie zebrał się do
odpowiedzi. – No mówże!
– Pierwszy
dowódca, zaraz tu będzie – wysapał wartownik, a Racław machinalnie podniósł się
z krzesła.
Przez salę
przepłynęła fala szeptów, niektórzy wyglądali z zaciekawieniem na drugiego,
inni udawali nieporuszonych, chociaż ich wzrok niespokojnie błądził po
zebranych.
– To
naprawdę on? – zaciekawiła się młoda, na oko piętnastoletnia dziewczyna
siedząca na samym końcu długiego stołu. Miała długie, ciemnobrązowe włosy
splecione w grubego warkocza i piwne oczy otoczone gęstymi rzęsami. Wyjrzała
przez okno, nie okazując przy tym należytej dyskrecji.
Na
dziedzińcu pojawiła się grupa żołnierzy, przy czym jeden z nich wyróżniał się
szczególnie. Być może z powodu pięknego wierzchowca, który wzbudzał zazdrość
chyba każdego z rycerzy gwardii. Zachwycający, biały koń z długą grzywą wbijał
w otaczających go ludzi spojrzenie swoich jasnych, czujnych oczy. Mimo pokaźnej
wielkości zachował odpowiednie proporcje ciała, nawet z tej odległości można
było dostrzec wspaniale pracujące mięśnie, a uderzenia twardych kopyt o
kamienną posadzę odbijały się echem po ścianach Lagary.
Sam jeździec
całe oblicze skrył pod szkarłatną peleryną, jednak nawet ona wyróżniała się w
tym szarym, ponurym zamku. Wykonana musiała zostać z doskonałej jakości
materiałów, chociaż z tej odległości dziewczyna nie miała szans przyjrzeć jej
się z bliska. Mimo wszystko dałaby sobie uciąć rękę, że uszyto ją korzystając z
najlepszych nici – najpewniej tych sprowadzanych z zachodnich pól.
Jeździec
ściągnął wodze i zatrzymał się dokładne tam, gdzie zazwyczaj robiła to
większość członków gwardii. Zeskoczył zgrabnie z konia, poklepał go po szyi i
od razy przekazał wodze stajennemu, który wyglądał, jakby strzelił w niego
piorun. Nie czekając, aż towarzyszący mu uzbrojeni mężczyźni wygramolą się z
własnych siodeł, ruszył do wejścia zamku, zamiatając peleryną podłoże.
– Liliana –
zawołał jeden z młodych chłopaków, a na jego twarzy pojawiły się rumieńce. –
Przestańże się tak gapić, chodź tu!
Dziewczyna
wróciła szybko na miejsce, ignorując karcące spojrzenie innych rycerzy.
Uśmiechnęła się do siedzących obok chłopaków i skrzyżowała ręce na piersi.
Chciała
zobaczyć pierwszego dowódcę z bliska. Z daleka dostrzegła, że był o wiele
wyższy niż Racław. Ciekawiło ją jednak, jaka twarz skrywała się pod peleryną.
Słyszała, że ludzie ze stolicy są jak porcelanowe laleczki i nawet kiedy
osiągali sędziwy wiek, prezentowali się o wiele lepiej niż większość mężczyzn z
innych terenów. Nie miała pojęcia, jak stary musiał być najważniejszy przywódca
gwardii króla i czy będzie jej dane dostrzec jego zmarszczki. Chciała się
przekonać, czy ta twarz objawiała ślady zmęczenia, czy dłonie stały się
szorstkie od walki mieczem. Być może jego broń służyła tylko jako ozdoba, a
ręce pozostały delikatne jak u młodej szlachcianki.
Drugi i
trzeci dowódca skierowali się w stronę wyjścia, poprawiając ubranie i
rozmawiając półszeptem. Żaden z nich nie wyglądał na zadowolonego, ale też nie
można było doszukać się tam szczególnego wzburzenia. Zanim jednak dotarli do
końca sali, drzwi jadalni otworzyły się, a do środka wkroczył mężczyzna,
skupiając na sobie spojrzenie wszystkich obecnych.
Jeśli
Liliana miała jakiekolwiek wyobrażenie o pierwszym dowódcy, to z pewnością
musiało być one znacząco różne od tego, co znalazło się w jej polu widzenia.
Mężczyzna, który bezceremonialnie ruszył w kierunku Racława, nie mógł mieć
więcej niż trzydzieści pięć lat. Jego kasztanowe włosy zaczesano do tyłu,
chociaż kilka kosmyków wydostało się z tej klasycznej fryzury. Oczy mimo
stalowej barwy wydawały się ciepłe i błyszczące niczym u młodzieńca. Jednak
twarz nie prezentowała się tak idealnie, jak oczekiwano od człowieka jego
pokroju. Chociaż nie można było na niej znaleźć śladów zarostu, to bystre oko
nie pominęło drobnych zmarszczek wokół oczu i na czole, które najpewniej
powodowało zmęczenie oraz przepracowanie.
Pierwszy
dowódca szedł wyprostowany i dumny, jak przystało na członka rodu królewskiego,
jednak poruszał się znacznie szybciej niż większość wysoko urodzonych mężczyzn,
którzy w każdym kroku chcieli zaprezentować własną pozycję. Jego chód wydawał
się lekki, płynny, bezszelestny. Nie ulegało wątpliwości, że ubranie tego
człowieka ma podkreślać jego zamożność i nie trzeba było należeć do znawców,
żeby rozpoznać buty z najlepszej skóry i złote zdobienia na rękojeści miecza.
Jednak mężczyzna nie nosił na sobie zbyt wielu ozdób, widoczna pozostawała
tylko szmaragdowa wierzba zawieszona na cienkim łańcuszku, odznaczająca się na
żelaznym napierśniku.
– Co za
niespodzianka – powiedział Racław, zatrzymując się przed przybyszem. – Nie
sądziłem, że zaszczycisz nas swoją obecnością, wasza wysokość. Zarządziłby
przygotowanie uczty powitalnej.
– Nie ma
takiej potrzeby – powiedział pierwszy dowódca, uśmiechając się i to był chyba
jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie Liliana widziała w całym swoim życiu:
szeroki, ale bez zbędnej przesady, z pewnością szczery i jakby chłopięcy,
niczym słońce zaszczycające niebo po ulewie. – Jestem tylko przejazdem i,
korzystając z okazji, przekażę pewną informację. – Ostatnie słowa wypowiedział
już poważniej, rezygnując z pogodnego wyrazu twarzy.
– W takim
razie udajmy się do komnat – zaproponował trzeci dowódca, dostrzegając
niezdrowe poruszenie wśród rycerzy, którego pierwszy zdawał się nie zauważać.
– Będziesz
miał coś przeciwko, drugi dowódco, jeśli moi żołnierze posilą się w jadalni? –
zapytał uprzejmie i chyba naprawdę oczekiwał zgody Racława, chociaż odpowiedź
była z góry znana.
–
Oczywiście, nie ma potrzeby, żebyś pytał o takie rzeczy, wasza wysokość –
żachnął się Racław, poprawiając rękaw lnianej koszuli. – Chodźmy.
We trójkę
ruszyli w kierunku wyjścia, odprowadzani spojrzeniem obecnych w jadalni.
Pierwszy dowódca wydawał się rozluźniony w przeciwieństwie do dwóch pozostałych
rycerzy, zwłaszcza trzeci sprawiał wrażenie zdenerwowanego i przytłoczonego
obecnością przybysza.
– Nie
wiedziałam, że on jest taki młody – powiedziała Liliana, nachylając się
bezczelnie w stronę wyjścia, chcąc dostrzec jeszcze choćby cień mężczyzn.
– A jaki ma
być następca tronu? – rzucił podirytowany chłopak, mieszający łyżką w swojej
kaszy. – Nasz król nie ma nawet sześćdziesięciu lat, jego syn nie może mieć
więcej niż czterdzieści.
– Mnie
bardziej zastanawia, co on tutaj robi – odezwał się cicho kolejny młody rycerz,
pochylając głowę, aby nie skupiać na sobie uwagi dalej siedzących. –
Działalność pierwszego dowódcy ma miejsce zazwyczaj w zamku królewskim, on sam
nie odwiedza Lagary, bo niby po co? Tutaj rządzi drugi, nawet nasz władca od
wielu lat nie zawitał...
– Ale
przecież pierwszy dowódca ma właśnie realizować wolę króla, prawda? – wtrąciła
Liliana o wiele za głośno. Pod wpływem wściekłych spojrzeń kolegów ściszyła
nieco głos i dodała: – A ten mieszka w stolicy.
– Co nie
zmienia faktu, że pierwszy wydaje rozkazy z daleka, nie zaszczycając obecnością
Lagary. Teraz stało się inaczej… co ty robisz? – zdziwił się, dostrzegając, że
Liliana poderwała się z krzesła i ruszyła w kierunku wyjścia. – Czekaj!
– Nie
wrzeszcz tak, Bart, bo skupiasz na sobie uwagę – zaśmiała się dziewczyna i
pobiegła przed siebie. Zdziwiony chłopak podążył jej krokiem, obawiając się
najgorszego.
Dziewczyna
ominęła zgrabnie grupę rycerzy rozmawiających na placu i skierowała się do
czwartego wejścia, prowadzącego do Pokoju Dziesięciu Obrad, gdzie, była pewna,
Racław i Domagoj zaprowadzili następcę tronu. Starała się przy tym
pozostać niewidoczna, co było o tyle trudne, że dziewczyny zawsze zwracały na
siebie uwagę w tak przepełnionym mężczyznami miejscu. Liliana miała szczęście,
że była drobna i zazwyczaj rycerzom sięgała najwyżej do ramion. Niewielu
zawracało sobie głowę szukaniem czegoś, co znajdowało się poniżej ich brody.
Niski wzrost nakazywał myśleć, że dana osoba jest wciąż młodzikiem, a ci
traktowani byli przez starszych rycerzy jak powietrze.
Skręciła w
prawo na długim korytarzu, czując niepokój, który ekscytował jeszcze bardziej.
Zbiegła po schodach do piwnic, gdzie w ciemności szukała ciężkich drzwi,
prowadzących do spiżarni. Na całe szczęście po wydanym posiłku nie kręcił się
tutaj żaden z kucharzy i dziewczyna nie musiała zważać na niczyją obecność.
Zatrzymała się w połowie drogi, czekając na doganiającego ją Barta. Chłopak
dyszał ze zmęczenia, chociaż równie dobrze jego stan mógł wynikać ze stresu
podszytego podnieceniem. Liliana złapała go za rękę, później pociągnęła za
sobą, zatrzymując się dopiero pod ciężkimi, blaszanymi drzwiami.
– Otwórz je
– rozkazała, wskazując palcem na kolegę. Ten jakby wahał się przez chwilę, ale
pod wpływem jej rozbawionego spojrzenia sięgnął rękami do żelaznej kłódki.
Na początku
kompletnie nie wiedział, co miałby z nią zrobić, dopiero kiedy Liliana wręczyła
mu spinkę do włosów, zaczął grzebać w zamku. W końcu kłódka odpuściła, a dwójka
młodych znalazła się w chłodnym pomieszczeniu pełnym jedzenia dla rycerzy.
Dziewczyna rzuciła w kierunku jednej z szaf, bez zastanowienia sięgnęła po
jabłko z worka i wgryzła się w nie, rzucając drugą sztukę Bartowi. Ten,
nieprzekonany, odłożył owoc, kiedy Liliana wyciągała rzeczy z dolnej półki, aby
następnie pozbyć się deski, otwierającej przejście, którego chłopak jeszcze
nigdy nie widział.
Liliana nie
czekała na niego, zamiast tego sama wskoczyła do ciemnego tunelu i na czworaka
parła przed siebie. W tym momencie wycofanie się nie miało sensu, więc Bart
ruszył za nią, a po chwili zdał sobie sprawę, że tuż nad jego głową ktoś
uderzał ciężkimi butami o podłogę. Mimowolnie zadrżał ze strachu, a kiedy przez
szczelinę w deskach dostrzegł niewyraźny profil drugiego dowódcy, na skórze
jego rąk pojawiła się gęsia skórka. Liliana, kompletnie nieporuszona, położyła
się na wznak na ziemi. Wpatrywała się w górę, jakby nie pierwszy raz znalazła
się w takim miejscu i wcale nie uznawała je za specjalne.
– … warte
ceny, którą będziemy musieli zapłacić – usłyszał głos trzeciego dowódcy. –
Wysyłając tam młodych ryzykujemy więcej niż te kilka żyć. Początkujący nie mają
wyczucia, mogą łatwo wpaść w zasadzkę, a wtedy Czyści uznają to za jawny atak
na ich niezależność, mogą nawet zniszczyć źródło.
– Jednak
właściwi rycerze zostaną rozpoznani przy pierwszym kroku w lesie Czystych –
wtrącił pierwszy dowódca. – Muszą tam wejść osoby, które tamci akceptują, a
zaliczają się do nich tylko rycerze o nieszczególnie rozwiniętym instynkcie.
– Niedługo
powinna wrócić grupa zwiadowcza, wtedy będziemy mieli więcej informacji –
powiedział Racław, w jego głosie można było dostrzec zmęczenie.
– One już
nie są potrzebne na tym etapie. Król chce wiedzieć, czy źródło czystych
autentycznie przysłuży mu się w zamku, dopiero wtedy podejmie stosowne kroki.
Przygotuj odpowiednią grupę, wyślij ich za twa tygodnie. Jakkolwiek by to nie
brzmiało, to nie jest prośba. – Następca tronu mówił spokojnie, ale jakaś nuta
w jego głosie wydawała się ostra, przenikliwa.
– Dołączy do
nich dwóch rycerzy właściwych, żeby reagować w odpowiednim momencie – dodał
Racław. – Jednak to wciąż może być za mało, Dymitrze.
– Poślij z
nimi Kasjana – powiedział pierwszy dowódca, a w sali zapadła cisza.
Bart
poruszył się niespokojnie. Nawet Liliana podniosła głowę z zaciekawieniem,
chociaż wspomniane imię nic jej nie mówiło.
– Jest
dopiero w podróży do zamku – powiedział bardzo powoli trzeci dowódca, Domagoj.
– Powinien wrócić dopiero za dwa, trzy tygodnie.
– To chyba
dobrze – rzucił niedbale następca tronu. – W sam raz na przygotowanie planu
działania. Twoi zwiadowcy, drugi dowódco, może zdążą przekazać upragnione
informacje.
– Kasjan po
tym zadaniu miał udać się… – zaczął Racław, ale pierwszy przerwał mu z wyraźnym
zniecierpliwieniem:
– Przełoży
to.
W sali znowu
zapadła cisza, ale tym razem o wiele dłuższa niż poprzednia. Dwaj mężczyźni
wydawali się zatopieni we własnych myślach, tylko Domagoj przenosił swoje
spojrzenie z Racława na następcę tronu, oczekując reakcji. W końcu drugi
dowódca przemówił, chociaż nie sprawiał wrażenie zadowolonego:
– Skoro tego
sobie życzy król, nie mamy innego wyjścia. Czy nie tak, Dymitrze?
Młodszy
mężczyzna uśmiechnął się, być może nawet przepraszająco, ale w tej pozycji Bart
nie mógł określić.
– Czas
ruszać – powiedział pierwszy dowódca, już w zupełnie innym tonie, niemalże
młodzieńczym. Przeczesał ręką włosy, marszcząc przy tym brwi. – Czeka na mnie
pewien bardzo nieposłuszny magnat.
Dwaj dowódcy
kiwnęli głowami z uznaniem, jakby doskonale wiedzieli, jakie plany miał
następca tronu.
– Ach,
jeszcze coś – rzucił po chwili, ponownie przyjmując poważny wyraz twarzy. –
Chciałbym, żeby przygotowana przez was grupa obejmowała Gaję.
Na tym skończyli
dyskusje, pozostawiając dwójkę młodych ludzi w niezbyt przyjemnym uczuciu
rozczarowania. Niezbyt wiele zrozumieli z podsłuchanej wymiany zdań, ale i tak
nietrudno było im dostrzec napięcie, które ewidentnie utrzymywało się między
pierwszym i drugim dowódcą. Czego jednak dokładnie dotyczyło i czy miało to
jakikolwiek wpływ na ich życie… nie wiedzieli. Niejednokrotnie spory natury
politycznej jedynie w niewielkim stopniu oddziaływały na rycerzy, chociaż
czasami kaprysy króla mogły skończyć się dla ich nie tylko utrudnienie
funkcjonowania, ale nawet niewolą czy śmiercią.
Kim była
Gaja i w jakim celu następca tronu żądał jej włączenia do wyprawy? Bart nie
przypominał sobie, żeby spotkał tę dziewczyną choćby raz, a przecież nietrudno
było dostrzec rycerzy płci żeńskiej. Doprawdy nie znał wszystkich kobiet w
Lagarze, przy takim trybie życia, jaki prowadził, nie miał nawet szans na
nawiązanie bliższych relacji z osobami, które akurat nie miały z nim ćwiczeń.
Zerknął kątem oka na Lilianę, ale ta wydawała się nieporuszona, jakby ich
dowódcy rozmawiali o pogodzie i strasznie ją tym znudzili. Przez dłuższą chwilę
leżeli w ciemności, podnosząc się dopiero w momencie, w którym bolące
plecy zmusiły ich do zmiany pozycji.
Jestem zafascynowana historią <3 uwielbiam to jak kreujesz bohaterów i to jak budujesz napięcie :D
OdpowiedzUsuńNiezmiennie jesteś moim mistrzem budowania opisów.
Racław rządzi cnie? :D :D :D
Nie wiem, o co chodzi z tym Racławem XD Może to przez imię tak rzuca się w oczy haha
UsuńDziękuję : ))
Opowiadanie miło się czyta,lecz moim zdaniem powinnaś zająć się wyglądem bloga i dodać akapity dzięki, którym rozdziały będą wyglądały estetycznie.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo ; )
UsuńCo do wyglądu bloga, to problem polega na tym, że ja się na tym totalnie nie znam. Chcę tylko, żeby był czytelny, nie utrudniał czytania, a tekst ma się bronić sam. Oczywiście nie wątpię w to, że ładny szablon może zdziałać cuda, ale każdy ma jakieś talenty, ja granicznych nie mam na pewno.
Co do akapitów, to chodzi ci o te wcięcia w tekście? Bo jeśli tak, to jeszcze to przemyślę ; )
Hej,
OdpowiedzUsuńzostałaś nominowana do LIEBSTER BLOG AWARD ;)
Pozdrawiam!
Dzięki bardzo! Z natury jestem nieśmiałym człowiekiem, ale podejmę wyzwanie i wezmę udział w zabawie haha
UsuńHej. Miło mi widzieć nowy rozdział. Choć muszę przyznać, że nieco brakuje tutaj szablonu, powinnaś się tym zająć. Jęsli chodzi o rozdział, zainteresował mnie. nie wiem, co ma wspólnego z tym prolog i chyba dlatego tak bardzo mi się podobało. wydawało mi się, że będziesz pisać coś w tylu science fiction, a tym czasem Twój świat przypomina średniowiecznym, co bardzo mnie zdziwiło. I zaintrygowało.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak dużą część rozdziału poświęciłaś Lagerze. trochę mnie tylko denerwowało to, że od czasu do czasu dodawałaś wstawki o RAcławie i ja już myślałam, że przechodzisz do właściwiej akcji, a okazywało się, że to tylko pretekst do opisywania kolejnych aspektów życia w zamku. W każdym razie koncepcję masz ciekawą. Najbardziej podobało mi się to,że rycerzami mogą być kobiety, choć i tak mężczyznom to mało co daje, haha, i dobrze. Ciekawe, kim jest Żywia, skąd Racław ją zna tak właściwie? W ogole za imię masz wielki plus, rozwaliło mnie. tylko że wiesz, raz napisaląś, jakby Racław był siódmym dowódcą, a chyba jest drugim, co? czy może czegoś nie zrozumiałam?
Jeśli chodzi o drugą część rozdziału, była to już właściwie akcja i cieszę się, że już ją wprowadziłaś, choć tak naprawdę niewiele więcej zrozumiałam ze słów pierwszego dowódcy niż podsłuchujący... Ale podejrzewam, że to własnie oni mogą zostać wysłani do tych Czystych, skoro są młodzi... to trochę okrutne, ale...Chyba nie mają wyjścia, nie sądzę, żeby Racław się przeciwstawił decyzji króla... Może ci czyści to grupa, która zajmowała się tą dziewczynką z prologu (w ogóle nieco mnie zdziwiła zmiana narracji, nie jestem tego zwolenniczą, ale jeśli już pozostaniesz przy trzecioosobowej, to ok). Podobało mi się, że wplotłaś w to wszystko Lilianę, wydaje się być naprawdę interesująca osobą, raczej nie boi się za wielu rzeczy i rządzi nieźle swoimi kolegami. tylko denerwowało mnie, że nie napisałaś od razu albo przynajmniej o wiele szybciej imion jej kolegów, łatwiej byłoby ich wtedy rozróżnić. Jeśli chodzi o błędy, to zauważyłam, że pierwszym akapicie napisałaś dwa razy równoważniki zdań tak jakby w czasie teraźniejszym, pisze się „ponadto” w znaczeniu „również/w dodatku”, kiedy używasz imiesłowów, zawsze stawiasz przecinki w oddzieleniu ich od innych orzeczeń. Z niecierpliwością czekam na dójkę i zapraszam do mnie na zapiski-condawiramurs
Uou, dzięki za tak długi komentarz :D
UsuńZ tym szablonem, to już pisałam, że nie umiem. Polecano mi szukać blogów z szablonami, ale jeszcze nie znalazłam odpowiedniego - żeby było minimalistycznie, estetycznie i w klimacie. Natomiast w wolnym czasie zajmę się tym.
Wiedziałam, że prolog wyda się bardzo różny od kolejnych rozdziałów, ale mogę obiecać, że kolejne części (poza kilkoma wyjątkami, ale to w dalekiej przyszłości) bedą już się trzymać tego, jednego stylu.
Z tym Racławem to już pędzę wyjaśnić - kolejność dowódców w zamku jest czymś w rodzaju hierarchii, więc Racław został siódmym dowódcą, a później awansował na drugiego. Widać nie dość to podkreśliłam w tekście.
Imiona kolegów - widać na tym etapie historii nie są oni tak ważni. To nie znaczy, że w przyszłości nie staną się centrum historii, po prostu mam zamiary już wkrótce wprowadzić kolejnych bohaterów i gdybym każdego podawała z imienia, w konsekwencji mogłoby się to trochę poplątać.
Co do błędów, to oczywiście przyjrzę się i poprawię.
Dzięki jeszcze raz ; ))
No tak, ale koniec końców i tak podałaś te imiona, a łatwiej czytałoby sie dialog miedzy nimi w stołówce, gdybyśmy znali je wczesniej ;)
UsuńW ten sposób, już ogarniam. Zwrócę na to uwagę w przyszłości, bo chyba mam jakiś zły nawyk : )
UsuńTo dość często sie zdarza, sama tez skę musze z tum pilnować, podobnie jak z podmiotami :)
UsuńNie wiem, czy widziałaś, ale prowadzę ocenialnie: konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com - moze byłabyś zainteresowana dołączeniem do załogi. Uwazam, ze dostrzegasz naprawdę Ciekawe rzeczy w opowiadaniach innych :)
Widziałam i pięknie to wygląda : ) (w takich chwilach wstyd mi za mój szablon haha) Ja chyba za nowa jestem na to, na razie czytam tylko kilka blogów, więc ciężko by mi było znaleźć jakąś wymierną skalę oceny.
UsuńByło kilka literówek, ale mniejsza o nie xD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - lubię takie klimaty :D Trochę się gubiłam w bohaterach, ale to u mnie normalne xD Poza tym - Racław - boskie imię xD Jak dla mnie to trochę dużo opisów, ale i tak dobrze się to czyta ;)
Czekam na dalsze losy bohaterów :D
Jak jakaś ci się rzuci w oczy, to możesz mi ją wytknąć - będę miała szansę poprawić. Oczywiście tylko o ile będziesz miała chęci, bo nie musisz ; )
UsuńBohaterów będzie dosyć sporo w tej historii, ale z czasem przestaną się mieszać... mam nadzieję :d
Blog został dodany do Katalogu Euforia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Białko :>
Tyle opisów, o wow! Powiem ci, że znowu odwaliłaś kawał dobrej roboty. Bo nie jest łatwo tak opisać miejsce, zwyczaje, wygląd jakiegoś świata (wymyślonego czy realnego), żeby to nie zanudziło. U wielu autorów takie coś po prostu usypia... A u ciebie przebrnęłam z przyjemnością i co najważniejsze - ciekawością. Widzę, że rozdział na razie nie ma zbyt wiele wspólnego z prologiem i w sumie ciekawa jestem jak jedno łączy się z drugim. W sensie jak te wydarzenia z przeszłości, wpłynęły na to, co dzieje się teraz... I o co tu w ogóle chodzi;D Zaintrygowałaś mnie, to dobrze;D
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jak ci faceci wytrzymują bez kobiet... Musi być im cholernie ciężko, albo gwałcą na tych swoich podróżach wojennych, bo przecież facet długo bez seksu nie wytrzyma xD Dlatego też bym się nie zdziwiła, jakby ten Racław zabawiał się z tą swoją przyjaciółką, zamiast grać w szachy. To byłoby dość naturalne, tak sądzę. Dlatego nie dziwię się, że żołnierze myślą w ten sposób.
Pierwszy dowódca... jak to wyniośle brzmi:D Lubię dowódców, lubię wojowników, lubię tematy z wojną w tle. Lubię tajemnice, więc ciekawi mnie też, co to za Gaja. Kawal dobrej roboty! Znowu! ;)
Jeśli chodzi o opisy, to uważam, że są one zawsze niezbędne, jeśli czytelnik ma zrozumieć fabułę i za nią nadążać. Z tym, że oczywiście każda historia rządzi się swoimi prawami. U mnie akurat ten świat przedstawiony ma spore znaczenie dla całości, a przynajmniej tak mi się wydaje ;p
UsuńCo do tego związku z prologiem, to już pisałam, ale lubię się powtarzać, więc tego ten haha. W każdym razie ten związek będzie się objawiał nieco wolniej, a w całości będzie można go zrozumieć dopiero za jakiś (spory) czas.
Co do seksualnego napięcia, to wiadomo, że próbują je rozładować na różne sposoby hehe. Jednak mimo wszystko oni w Lagarze nie spędzają tyle czasu, mogą znaleźć sobie panie do towarzystwa w polu xp Oczywiście, jak ktoś ma zaciągu do przemocy, to zawsze będzie wykorzystywał siłową przewagę, jednak wydaje mi się (ale to już tylko moja dumania), że gwałty pojawiały się głównie tam, gdzie było bardzo dużo mężczyzn i bardzo mało kobiet. A rycerze gwardii podróżują w mniejszych grupach. Nie podkreśliłam tego w tej części, ale z pewnością wspomniałam w następnej, wiec to chyba żaden spoiler czy coś. To wszystko oczywiście nie oznacza, że ci z gwardii są święci, bo bynajmniej. Ale to już nie będę wyprzedzać faktów. Tutaj tylko objawiam swoje motywy :D
Dziękuję ; )
Wiem, długo mi to schodziło, ale jestem przeczytałam i komentuje. Najpierw, przepraszam, że to tyle zajęło, ale jakoś mi smutno było z myślą, ze przeczytam to i nie bedę mogła pomyśleć: "o, czeka mnie jeszcze rozdział u Al", a tu taka miła niespodzianka, bo jest kolejny
OdpowiedzUsuńMiałam moment gdzie troche mi się ciągnął ten rozdział, ale dzielnie szłam dalej i no nie powiem, potrafisz zaintrygować i zaciekawić. Czym najbardziej? Nie wiem, mam swoje domysły co do tego kim są Liliana i Bart, czyżby osoby z Prologu? O co chodzi z tą Gają? Z Racławem... awww genialne imie i taki władczy dowódzca :d
Szczerze mówiać, sporo tu postaci i poza Racławem, Lilianą i Bartem nie koajarzę kto i jak się nazywa.
Ale podoba mi się to jak kreujesz swój własny świat. Mam wrażenie, że dosyć dobrze to wszystko przemyślałaś i teraz zaiste wszystko się zgrywa, co bedzie dalej? Nie wiem.
Podoba mi się ta historia, może jeszcze nie jestem zachwycona, ale to zaledwie pół rozdziału i prolog. Czas na zachwyt przyjdzie. :D
Sam Quest
Dzięki i tak, że znalazłaś czas : )
UsuńOgólnie nieźle kombinujesz, ale nie będę nic zdradzać haha
Co do ilości postaci - na tym etapie trzeba chyba właśnie kojarzyć wspomnianą trójkę i serdecznie polecam pierwszego dowódcę/następcę tronu, bo jeszcze nie raz nie dwa się pojawi haha
Jestem! Chciałam skomentować już wczoraj, ale miałam mało czasu, a wiedziałam, że jeśli zacznę czytać, to nie będę się już mogła oderwać - i miałam rację! Za chwilę lecę do następnej części, tam się bardziej rozpiszę. Muszę tylko jeszcze powiedzieć, że piszesz idealnie, wpędziłaś mnie w kompleksy i zarazem uświadomiłaś mi, co muszę poprawić w swoich tworach. Dzięki ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, naprawdę ; )) Jeszcze dużo muszę się nauczyć w tym swoim pisaniu, ale i tak to niesamowite, że mój tekst ci się podoba ; )
UsuńNo i życzę weny, skoro też piszesz ; )
Podoba mi się, że imiona nie są jakieś na siłę utrudnione i obce, a brzmią tak swojsko. Racław, to niemal jak Wacław. Naprawdę mi się podoba.
OdpowiedzUsuńLubię też klimaty żołnierskie, ale takie surowe, takie brutalne xD Super, trafiłaś w mój gust! ;-) - uśmiecha się do ciebie, widzisz? (wybacz, ale mi odbija dzisiaj).
Póki co intryguje mnie Racław i jego charakter, takim jakim go opisujesz, ale ciekawi mnie już jak facet się będzie zachowywał, jakie będzie miał relacje z innymi ludźmi, itd. Czekam więc niecierpliwie aż będzie mi dane o tym przeczytać.
Racław skojarzył mi się nieco z moim Brunem albo Dorianem. Chodzi mi o to, że podobnie jak oni został sobą, pieniądze, wpływy, tytuły go nie zmieniły. Nadal zasiadał z tymi samymi ludźmi co wcześniej i jadł to samo co wcześniej. Jeden z moich bohaterów nawet mawiał, że wojna się sama wykarmi i nie chciał eksportu jedzenia z państwa, dla którego walczyli, bo przecież poszli walczyć by dla państwa zyskać, a nie by państwo traciło na ich utrzymaniu.
No i jest nutka fantasty, mam nadzieję, że nutka, bo nie chciałabym się zawieść i nagle trafić do takiej mocnej bajki. Podoba mi się obecny klimat.
No i jest seks xD Fajnie, że piszesz o rzeczach takich i opisujesz je takimi jakimi są. Nie oszukujmy się, że dla mężczyzn seks jest bardzo ważny.
Gra z nią w szachy? Mnie też to dziwi i od razu nasuwa się mi pytanie, czy to gej?
Nie mają żołnierze prostytutek? Moi mają xD Twój król nie dba o swoich walczących w jego imieniu. Przecież mężczyzna niedopieszczony, to zły wojownik, bo się nie koncentruje na walce, a myśl o tym co by chciał, a czego nie ma xD (to taki żarcik).
Dwie pary oczy - jakoś tak pisało, a wiec znalazłam literóweczkę.
No to ciekawe czemu pierwszy dowódca przybył, bo że bez powodu to się stało, to w to nawet ja nie uwierzę o siódmej rano, a o tej godzinie jestem szczególnie naiwna, bo jeszcze na wpół śpię, a na wpół żyję na jawie.
Podoba mi się Liliana i jej charakterek. Jest taką żywą dziewczyną, taką ciekawą świata. W tej opowiastce o wkradnięciu się do komnat i ukradzeniem czegoś co miało spełnić rolę trofeum, widać, że jest raczej psotna. Jest też bystra, cwana i przebiegła. Już ją polubiłam, ma ciekawe cechy charakterku i czuję, że nie raz wybroni kolegów z kłopotów, a innym razem ich w nie zapędzi.
Biedni ci żołnierze, jeśliby patrzeć pod kątem tych kobiet, albo raczej ich braku w ich życiu.
Szczerze mówiąc ja też niewiele rozumiem z podsłuchanej rozmowy, a więc lecę do kolejnego rozdziału, który pewnie nieco rozwieje to co mi się tam w głowie natworzyło.
Pozdrawiam
takamilosc.blogspot.com
Nie spodziewałam się, że Racław zyska tyle sławy haha. Nie jest głównym bohaterem w mojej historii, nawet jeśli od niego ona się zaczyna. To jednak nie zmienia faktu, że oczywiście ma on tam swoje miejsce i nie wprowadziłam go ot tak sobie.
UsuńZ tą nutką fantasy, to oczywiście nie będzie smoków, elfów itd. ale z drugiej strony wprowadziłam magów. To nie znaczy, że będą rzucać zaklęcia. Ich rola ograniczy się bardziej do kombinowania z ziołami, ewentualnie rzucania przekleństw. Nie chcę odlecieć w kwestii fantasy, bo nie jestem kompetentna, żeby o tym pisać. Musiałabym siedzieć w tym świecie, a prawdę powiedziawszy przeczytałam tylko kilka najbardziej znanych książek z tego gatunku.
W sprawie prostytutek, to myślę, że w twojej historii sytuacja wygląda trochę inaczej, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo jeszcze muszę trochę doczytać. Moi rycerze w Lagarze spędzają raptem kilka miesięcy i to przy dobrych (a może złych?) wiatrach. Przez resztę roku podróżują po kraju, więc prostytutki znajdą sobie po prostu w odpowiednim miejsce. A fundusze mają, w końcu to rycerze króla.
Dzięki za tak fantastycznie długą wypowiedź ; ))
Powiem Ci, że ten rozdział bardzo różni się stylem od prologu, w sensie, styl i tak dalej. Tutaj wszystko jest takie schludne, dopracowane i dość płynne, choć momentami czułam takie zgrzyty, głównie przez literówki czy złą odmianę. No i zdarzały Ci się powtórzenia. Ale poza tym to super - piszesz tak jak lubię, w dodatku bardzo wychodzi Ci perspektywa z trzeciej osoby, co zawsze u wszystkich doceniam, bo u mnie idzie to topornie. Dobrze, że przedstawiłaś Lagarę i poświęciłaś uwagę zamkowi oraz zwyczajom rycerskim, dzięki czemu nie czułam się specjalnie zagubiona, tylko pod koniec bałam się, że przez to, że mało rozumiem, później zrozumiem jeszcze mniej, bo nie połączę faktów itp. No ale okaże się. Twoje opisy bardzo mi się podobają, opis wyglądu, ruchu i aury pierwszego dowódcy był najlepszy i właściwie nic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zdziwiło, że kłódkę spiżarni dało się otworzyć spinką i że dało się zobaczyć twarze przez szczelinę w deskach, z dołu. Prawdę mówiąc, to raczej mało prawdopodobne, bo musiałyby być te szczeliny naprawdę spore. I jeszcze jasne oczy u konia - nie wiedziałam, że takie istnieją, więc wygoglowałam sobie i doznałam szoku :D
Ciekawa jestem kto okaże się głównym bohaterem opowiadania, bo póki co to dość niejasne i zastanawiające - Liliana, Racław, a może jakaś inna postać?
Pozdrawiam :)
Staram się poprawiać na bieżąco błędy, ale nie zawsze mi się to udaje. Jednak wierzę, że są literówki, bo z natury jestem chaotyczna i ślepa :p
UsuńJeśli chodzi o trzecią osobę, to ja właśnie podziwiam ludzi, którzy potrafią używać tej pierwszej. Ja zawsze się boję, że jak za bardzo przejdę na opisywanie świata z perspektywy konkretnej postaci, to zamknę sobie drogę do różnego interpretowania pewnych zdarzeń... w tym sensie, żeby czytelnik nie miał narzuconego punktu widzenia. Chociaż z drugiej strony mój narrator i tak nie jest wszystkowiedzący, więc... no.
Kłódki zazwyczaj da się otworzyć za pomocą spinki, jeśli tylko wie się jak. A spiżarnia to nie skarbiec, więc też nie strzegą tego nie wiadomo jak. No i Liliana to taka cwana bestia ukryta za maską niewinnej buźki ;p
Ze szczelinami pewnie odleciałam, potem przyjrzę się jeszcze tej części, żeby wyglądało to bardziej wiarygodnie ; )
Przyznam się również, że na koniach to się specjalnie nie znam, ale za to mam swojego prywatnego specjalistę od tych zwierząt i już zdążyłam ją zadręczyć milionem pytań w stylu "czy koń może leżeć?", "czy koń może mieć złotą grzywę?", "co robisz z koniem, jak chcesz mu powiedzieć, że jest spoko?". Chyba ma mnie już dosyć haha
Dziękuję bardzo za komentarz : ))
Obiecałam, że powoli będę nadrabiała rozdziały i właśnie to czynię, choć przyznam, że nie spodziewałam się, że aż tyle mi to zajmie. Wybacz!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, choć póki co nie widzę większego powiązania z prologiem. Myślę jednak, że takowe prędzej czy później się pojawi. Póki co jestem zauroczona tym klimatem. Piszesz pięknie, twoje opisy czarują i pozwalają wyobrazić sobie każdy, poszczególny element. Jest po prostu hmm... idealnie? To chyba dobre słowo. Błędy może i się gdzieś tam przewinęły, ale nawet jeśli to ja ich nie wychwyciłam. Skupiam się na merytorycznej stronie. I sama siebie zadziwiam, bo wcześniej nie przepadałam za klimatem rycerzy, podziału społeczeństwa i tak dalej. Tym razem jest inaczej - ten rozdział bardzo mnie zainteresował. Miał to coś. No, ale dość ogólników przejdźmy do konkretów!
Racław - lubię go. Jest trochę wyidealizowany, ale nie przeszkadza mi to. Podoba mi się jego stosunek do kobiet i ogólnie to, że nie zgłupiał poprzez uzyskanie wysokiej pozycji, a raczej zachował stare nawyki - super!
Liliana - a to dopiero charakterna postać! Już ją lubię. Jest bezpośrednia, ciekawska, wszędzie by chciała wcisnąć swój nos, a przy tym wszystkim odważna. No, ale musi taka być, inaczej nie dała by sobie rady w takim zdominowanym przez samców otoczeniu.
Bart jest jej przeciwieństwem. Od razu widać, że to dziewczyna dyktuje warunki, a chłopak ślepo za nią podąża. Kojarzy mi się trochę z takim typem kujonika - nie śmiej się! Serio, mam takie wyobrażenie po tym rozdziale :D
Sam następca tronu również wywarł na mnie pozytywne wrażenie, choć cel jego wizyty jest dla mnie zastanawiający. Szkoda, że Lilianie nie udało się podsłuchać czegoś więcej, bo to co usłyszała brzmi naprawdę niepokojąco! Coś wisi w powietrzu, coś się szykuje, a mnie aż skręca, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Dlatego lecę czytać dalej.
Pozdrawiam!
Nie mam czego wybaczać, bo ja w czytaniu mam ślimacze tempo ;p
UsuńRacław może sprawiać wrażenie idealnego, ale czy rzeczywiście taki jest, to pokaże przyszłość ;p Zwłaszcza że coś, co powszechnie uznaje się za zaletę w konkretnych okolicznościach może być wadą.
Ta dominacja samców zostanie tutaj kilka razy podkreślona, chociaż już sam fakt, że z mieczem biegają kobiety to już nowoczesne patrzenie na świat haha. Nie zmienia to jednak faktu, że przyjmowanie do gwardii dziewczyn wciąż jest dla rycerzy nowe i nie do końca sobie z tym radzą ;p
Postać Barta też się jeszcze pojawi, ale na to trzeba trochę poczekać ; )
Następca tronu również... on szczególnie. W końcu to następca nie? I pierwszy dowódca :D
Dzięki bardzo za tak długi komentarz!
Wstępne moje wrażenia są takie - bardzo ładnie piszesz pod względem stylu, opisy są barwne i żywe, za to duży plus. Również dialogi i fragmenty, w których wprowadzasz akcję, podobają mi się. Rozczuliły mnie też imiona, są bardzo oryginalne i miło jest zetknąć się w końcu z czymś wyjątkowym, a nie kolejnymi nazwami typowymi dla fantasy.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jednak opisów jest przydużo, przytłaczają ilością lub też może po prostu brakuje mi akcji, która rozbiłaby je na mniejsze części. Podajesz bardzo dużo informacji o swoim świecie, co z jednej strony jest bardzo fajne, bo widać, że go przemyślałaś i że jest on żywy, a nie zawieszony w bliżej nieokreślonej przestrzeni, a z drugiej strony tych informacji pojawiło się tyle, że trochę się w nich pogubiłam i po pewnym czasie przestałam je przyswajać. Z drugiej strony tak to bywa z wprowadzeniami, a to tylko moje subiektywne odczucie. Jestem ciekawa, co będzie dalej :) Do zobaczenia!
Dziękuję ci bardzo ; ) Na pewno przy gruntownych poprawkach jak już napiszę całość, zwrócę uwagę na długie opisy, bo nie pierwszy raz to słyszę. Tylko właśnie fabuła będzie dosyć rozbudowana i chciałam na początku podać informacje które zobrazują świat, w którym żyją bohaterowie - właśnie po to, żeby potem tego nie powielać i nie mieszać. Ale też nie zakładam, że mam tu 100% racji, nie umiem powiedzieć, czy jestem dostatecznie dynamiczna :D Pozostawiam to twojej ocenie na potem, jeśli będziesz miała czas i chęci na przeczytanie.
UsuńPozdrawiam cieplutko!
Tak, jak zapowiadałam, zajrzałam tutaj w końcu mimo strachu przed długimi rozdziałami. Będę tu co jakieś dwa, trzy rozdziały zostawiać komentarze po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńNiewiele jestem jeszcze w stanie powiedzieć o tym opowiadaniu, czy jakkolwiek to dzieło nazwać, bo często opowiadanie to za małe słowo, a książka to za duże. W każdym razie widzę, że u Ciebie akcja toczy się wolno i podobnie jak ja nie mieścisz wiele w jednym, nawet długim rozdziale. I to jest zarówno plus jak i minus, bo nie każdy lubi męczyć się z postami na blogach, a z drugiej bardziej już tu przypomina prawdziwą książkę i widać, że autor nie szczędzi słów, umie się nimi posługiwać. Mimo wszystko więc cieszę się, że tak to wygląda. Świata jeszcze nie pojmuję, ale na to potrzebuję kilku przeczytanych części, bo zazwyczaj trybię dopiero po jakimś czasie i nagle wszystko staje się jasne - coś w rodzaju olśnienia - bardzo miłe uczucie, gdy jest się mocno już w środki jakiejś historii.
Dobra, nie będę tu gadać bez sensu. Lecę dalej czytać, może uda mi się przebrnąć przez kolejny. Pozdrawiam i weny życzę ;)
Dzięki bardzo za znalezienie chwili czasu ; )
UsuńJeśli chodzi o długość rozdziałów czy samego bloga - nie wiem do końca jak przekazać myśl, żeby nie zostać źle zrozumianą :d Wydaje mi się, że ludzie mają różne cele i różne oczekiwania co do blogów, ja po prostu chcę zaprezentować historię, którą napiszę tak czy inaczej. Rozumiem, że wiele osób to zniechęci, ale wszystko ma wady i zalety. Też nie o to chyba chodzi, żeby ktoś zajrzał i "odbębnił" kolejne części w niewiadomym celu. Jak się spodoba, to będzie mi bardzo miło. Ale jak dla kogoś ta długość to gra niewarta świeczki to też zrozumiem, nic na siłę ; )