sobota, 16 września 2017

Rozdział 10 cz. 1


DERWAN
Stała sztywno jak kłoda, wbijając spojrzenie w okno, a tak naprawdę nie dostrzegając nic. Przez długi czas nie potrafiła ruszyć żadną częścią ciała, zupełnie jakby zamarzła. Marianna spoglądała na nią z niepokojem, co chwilę poprawiając suknię, która i tak prezentowała się nienagannie.
Kasandra jeszcze nigdy w swoim życiu nie była tak wściekła… chociaż to słowo nijak nie oddawało stanu, w którym obecnie tkwiła. Zimna furia to wciąż za mało… albo po prostu niewłaściwie. Właśnie dlatego potrafiła zapanować nad mięśniami i po prostu nie zrobić nic.
– Marianno – powiedziała do córki, kiedy już poskładała myśli. – Przyprowadź do mnie Sarę. Pilnuj, żeby nikt was nie zatrzymał. Powiedz również Kostylii, żeby przyszła tu posprzątać.
– Posprzątać? – zdziwiła się dziewczyna, patrząc na uporządkowane pomieszczenie.
– Właśnie tak.
Córka wyszła pospiesznie z komnaty i dopiero wtedy Kasandra pozwoliła sobie usiąść w fotelu. Zacisnęła górne zęby na wardze, omal jej nie przegryzając, ale to wciąż nie było dość. Zwłaszcza kiedy w polu widzenia znalazła się ta koperta.
Podeszła do stolika, na którym leżał nieszczęsny list i poczuła, jak jej dłonie zaczynają drżeć.
Wzięła głęboki wdech, przymykając powieki. To w założeniu miało uspokoić jej nerwy. Była pewna, że poskutkowało. Chciała zabrać kopertę z tak widocznego miejsca, by schować ją do szuflady. Zamiast tego złapała za róg blatu i z nietypową dla siebie siłą przewróciła go na ziemię. Wazon, który zdobił mebel, został rozbity na kilka części, a kwiaty rozsypały się na posadzce.
Odetchnęła głęboko, ale w niczym jej to nie pomogło.
Chwyciła za nogę taboretu i rzuciła nim o ścianę. Głośny trzask był jak miód na jej uszy.
Przeszła po rozbitym wazonie, żeby wziąć za kolejną rzecz, na której mogła wyładować frustrację.
Niszczyła wszystko, co wpadło w ręce, dysząc wściekle. Komnata powoli zamieniała się w pobojowisko, nie oszczędziła przedmiotów cennych ani tych drobnych. Kiedy nie dostrzegła już nic, co dałaby radę podnieść, opadła na dywan i zacisnęła palce na jego krawędzi.
Była roztrzęsiona. Jak małolata. Wiedziała, że prezentuje co najmniej żałosny obraz przyszłej królowej. Niemal zawsze trzymała nerwy na wodzy, bo złością jeszcze nikt nic w zamku nie uzyskał. Tylko że teraz nie miała pojęcia, jak wymazać z jej świadomości wiadomość o nadchodzącym nieszczęściu. Teściowa by poklepała ją po plecach, matka wyśmiała, bo w końcu jaki wpływ na losy królestwa miał krótki epizod w życiu Dymitra.
Tylko że w tym momencie Kasandry nie obchodziło nic poza jej własną dumą.
– Jeszcze zobaczysz… ty głupku…
Zamilkła, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
Jednak o wiele za dużo czasu zajęło jej zbieranie myśli. Wciąż czuła kołatanie w klatce piersiowej, szczękę miała zaciśniętą, a myśli przeładowane ostatnimi wydarzeniami. Lekko otępiała próbowała doprowadzić siebie i otoczenie do porządku. Ustawiła kilka poprzewracanych przedmiotów, poprawiła fryzurę…
Nie sądziła, że aż tak ją poniesie.
– Pani, to ja, Kostylia – usłyszała kobiecy głos za drzwiami.
Odetchnęła z ulgą. Nie miała sił, żeby składać wyjaśnienia komukolwiek, a jej na pewno nie musiała.
– Możesz wejść.
Kiedy drobna brunetka zamknęła za sobą drzwi, jej twarz zastygła w zdumieniu. Dopiero po chwili otrząsnęła się i bez zbędnych komentarzy zaczęła sprzątać. Zbierała połamane przedmioty, odkładając je w róg pomieszczenia. Te nieuszkodzone odkładała w miarę możliwości na miejsce. Poprawiła dywan, jedną zasłonę, postawiła fotel. Kasandra przez długą chwilę stała w bezruchu, z zamkniętymi oczami. Wkrótce zaczęła ogarniać wnętrze wraz z Kostylią, a przynajmniej próbowała, dopóki służka nie zatrzymała jej z nieuzasadnionym przestrachem.
– Ależ pani, to nie przystoi – wyjąkała.
– Muszę zając czymś ręce – odparła krótko, podnosząc z ziemi pęknięty świecznik.
– W pani stanie…
– Nie jestem w żadnym stanie, Kostylio – powiedziała, zanim dziewczyna powiedziała coś, co mogło przynieść kolejną katastrofę. – To plotki. – Zgrabnie ukryła w głosie zdenerwowanie, chociaż czuła gorycz, której nie uleczyło nawet zdemolowanie wnętrza komnaty.
– Przepraszam, pani.
Kostylia drżała, tak jak dłonie Kasandry, jednak księżna nie była zła. Położyła rękę na jej przedramieniu i powiedziała wyrozumiale:
– Nie musisz się niczego obawiać. Po prostu lepiej dla własnego dobra nie słuchaj wszystkiego, co wokół ciebie mówią.
Nie było to do końca zgodne z jej przekonaniami. Kasandra zawsze uważała, że w zamku lepiej mieć uszy i oczy szeroko otwarte… a usta zasznurowane. Jednak Kostylia wciąż należała do osób zbyt młodych, żeby dostrzec subtelne różnice między prawdą a kłamstwem.
Kasandra nabyła tę zdolność na krótki czas przed ślubem. Jednak to, jak potem wyszło na jaw, na niewiele się zdało. Jakby już i tak nie miała dość problemów z tym całym Derwanem, który siłą odebrał jej Sarę! Teraz jeszcze doszła sprawa z Dymitrem…
Królowa Aurora twierdziła, że to kwestia czasu. Taki los kobiet, muszą cierpliwie znosić wyskoki mężczyzn. Romanse to nawet nie zdrada, bo nałożnica zawsze pozostanie tylko fizyczną przygodą.
Mimo to Kasandra naiwnie sądziła, że Dymitr oszczędzi jej tego upokorzenia.
… już ona mu pokaże.
Jemu i wszystkim, bo Dymitr należał do niej i Kasandra nie miała zamiaru się z nikim dzielić.
Znajdzie sposób.
Zawsze znajduje...
Marianna wróciła z Sarą jeszcze zanim pomieszczenie zostało w pełni uporządkowane. Jednak były to osoby, do których Kasandra miała  bezwzględne zaufanie. Gdyby zjawiła się teściowa, pewnie musiałaby udawać, że wyszła na spacer.
Jej córka wciąż sprawiała wrażenie poddenerwowanej, ale Sara… ona była w pełni spokojna.
Dziewczyna niedawno skończyła dwadzieścia pięć lat. Uznawano ją za dość młodą, żeby budzić ciekawość mężczyzn, ale za starą na ślub. Większość służących nigdy nie wychodziła za mąż, ewentualnie przyjmowano do pracy wdowy. Niektóre z nich narzekały, marząc o wielkiej miłości, nie wiedząc, że włożenie na palec obrączki nie miało z nią nic wspólnego.
Sara była inna. Ambicje młodej kobiety sięgały dalej niż do łoża byle jakiego mężczyzny. Przyszła na świat w małej wsi jako córka biednego gospodarza. Kogo mogli zaproponować jej rodzice? Przecież nie księcia z bajki.
Przybyła do zamku na zaproszenie księżnej Kasandry, która poznała ją przejeżdżając przez jej rodzinne ziemie. Tereny, które zresztą nie należały do rodziny Sary. Ojciec, a po jego śmierci ojczym, dzierżawił pola od bogatszego pana.
W stolicy Sara wyładniała. Kasztanowe włosy nabrały blasku, blada twarz delikatności, a w szarych oczach zabłysnęła nadzieja. W krótkim czasie zdobyła zaufanie Kasandry. Była oddana, miała dobre serce, ale przy tym wszystkim nie dawała sobą manipulować. Tylko odzywki stosowała często wiejskie, ale to Kasandra potrafiła wybaczyć. Zwłaszcza, że z biegiem lat takie zwroty stosowała coraz rzadziej.
Dlatego nie chciała Sary nikomu oddawać, a już zwłaszcza komuś tak podejrzanemu jak Derwan.
Cóż… Flora i jej bękart będą musieli poczekać.
– Widziałaś go już? – zapytała.
Kostylia, dostrzegając napiętą atmosferę, pozbierała rzeczy i pobiegła do wyjścia, ale Marianna ją zatrzymała.
– Nie, pani – rzekła Sara.
– Zostań – Kasandra zwróciła się bezpośrednio do Kostylii. – Taka nauka życia dobrze na ciebie wpłynie.
Młoda służąca nie należała do szczególnie obytych, ale cechowała ją zdolność szybkiego przyswajania informacji. Nie miała niepokojących skłonności do plotkarstwa, więc Kasandra postanowiła powoli ją wprowadzać.
Marianna podprowadziła dziewczynę bliżej kobiet, kiedy księżna usiadła w fotelu.
– Pewnie go nie poznasz aż do jutrzejszej ceremonii – rzuciła do Sary, która nie dała po sobie poznać rozczarowania. – Ale Kostylia ponoć go mijała, czy nie tak?
– Ja… – Służąca zadrżała, zszokowana uwagą Kasandry. – Tak, to prawda – zdecydowała w końcu powiedzieć, kiedy jej twarz pokrył rumieniec.
– Opowiedz coś o nim – rozkazała Kasandra i chociaż jej głos nie brzmiał napastliwie, to Kostylia poczuła się jak na egzaminie.
– To mężczyzna przed trzydziestym rokiem życia, nie wyróżnia go uroda, chociaż wydaje się taki… – nie potrafiła dokończyć. Gdyby użyła słowa „tajemniczy”, wyszłaby na nierozgarniętą dziewuchę. Nazwanie go pociągającym wywołałoby negatywne wrażenie, skoro już wkrótce miał należeć do Sary. Z tym że określenie go przystojnym mijałoby się w prawdą.
– Nie można mu ufać – wtrąciła Marianna. – To krewny wygnańca ze Słonecznej Doliny, coś ukrywa, prawie zawsze milczy, a mieszka na dnie kraju.
Sara skrzywiła się nieznacznie, trzymając w uścisku zasłonę, przy której stała.
– Wiesz, że możesz odmówić, Saro – powiedziała jej Kasandra.
– Wtedy popadnę w niełaskę króla – odparła kobieta. – Ale jeśli zechcesz, żebym tak uczyniła, pani, nie będę się wahać.
– Bynajmniej. Gdybym to ja tkwiła teraz na twoim miejscu, z pewnością powiedziałabym „tak”. – Zrobiła pauzę, ale ciszy nie przerwała ani Sara ani Marianna. – Przybył tutaj tylko po to, żeby spełnić obietnicę? Nigdy w to nie uwierzę! – prychnęła. – Ze wszystkich kobiet w tym państwie, zażyczył sobie akurat ciebie, Saro. Nie wiem, dlaczego, ale nie uzyskam tej wiedzy, jeśli on nie zabierze tego, po co tu przyjechał.
– Chcesz, żebym odkryła jego zamiary, pani? – zapytała Sara, spoglądając na Kostylię, która próbowała zlać się ze ścianą.
– Jako żona, będziesz musiała pozostać wierna mężowi.
– Doskonale to rozumiem – powiedziała zgodnie z prawdą.
W końcu lata w towarzystwie Kasandry musiały ją czegoś nauczyć. W tym wypadku Sara wiedziała, że wierność można rozumieć na wiele sposobów. Księżna przecież nigdy nie zadziałałaby na szkodę następcy tronu… ale potrafiła zagrać mu na nosie. Dla jego dobra.
Nie musiała nic więcej mówić. Księżna kiwnęła krótko głową, nie spuszczając wzroku z kobiety, która towarzyszyła jej od wielu lat. Już wkrótce miała ją stracić, najpewniej na zawsze. 
– Kostylio. – Kasandra przemówiła bezpośrednio do młodej służki. – Dopilnuj, żeby ta kompania, która ma odebrać Derwana za dwa dni, została odpowiednio przywitana.
Jeśli przekazane jej informacje nie mijały się z prawdą, tajemniczy mężczyzna powróci na ziemie wraz z żoną i kilkoma południowcami. Należało zrobić pierwszy krok, żeby dotrzeć do prawdy... a jeśli nawet Derwan potrafił trzymać język za zębami, to w jego kompanii z pewnością odnajdą jakiegoś durnia. 
– Ja? – wyjąkała Kostylia. – Co miałabym robić jako służąca? 
– Chodź ze mną – Sara chwyciła dziewczynę za ramię i pociągnęła do wyjścia, kłaniając się po drodze księżnej i Mariannie.
Kasandra odprowadziła ją spojrzeniem, chociaż kasztanowy odcień włosów Sary stał się dla niej nagle jakby bardziej wyrazisty.
***
Milan chciał opuścić zamek jak najszybciej, to jedyne, co wiedział. Myśli o konieczności błądziły po jego głowie i nie chciały odpuścić. Nawet kiedy uczestniczył w królewskiej biesiadzie, co jeszcze kilka dni temu naładowałoby go ekscytacją. Teraz czuł jedynie zniecierpliwienie.
Król Sambor postanowił wykorzystać okazję i ze ślubu Derwana uczynić huczne przyjęcie, mimo że sama ceremonia wyglądała nader skromnie. Milan nie wierzył w czyste intencje rzekomego bohatera, ale i te od czasu tajemniczego snu nieszczególnie go interesowały. Nawet jeśli powinny, bo król zobowiązał dwójkę gwardzistów do uczestnictwa w weselu, to Milan myślami już spacerował po Zalesiu. Wybranka Derwana nie przyciągnęła jego uwagi. Nie była ani brzydka ani ładna… po prostu żadna. Czy mężowi się spodobała trudno określić, bo wyraz twarzy mężczyzny pozostał nieodgadniony.
Dopiero następnego dnia Milan pozwolił sobie na zadanie spędzającego mu sen z powiek pytania swojemu kapitanowi. Chociaż odpowiedź przewidział już wcześniej.
– Nie ma mowy – odparła na propozycję wyjazdu w rodzinne strony. – Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Nie i koniec tematu.
Nie czuł ani grama zaskoczenia, bo niby dlaczego miałaby mu pozwolić na rozdzielenie z drużyną, skoro wciąż wykonywali razem zadanie.
Rozważał dezercję, chociaż doskonale wiedział, że nigdy się na to nie odważy. Być może Mildred by zrozumiała wagę tego, co chciał zrobić, gdyby zechciał wyjaśnić. Milan postanowił uniknąć ryzyka, więc ograniczył tłumaczenie do kilku ogólników. Kapitan nie była głupia, nie uwierzyła mu.
– Jutro wracamy do Lagary. Zdobyte informacje przekażemy dowódcy razem ze słowami króla. Prywatę pozostaw do czasu, aż dostaniesz przepustkę na wyjazd rodzinny.
–  Obawiam się, że będziecie musieli zmienić plany, szanowni rycerze – przemówił do nich królewski doradca, który najwyraźniej przeniknął do nich przez ścianę.
Mężczyzna wyglądał jak mag, co wywołało u Milana niechęć. Na kciuku nosił pierścień podkreślający status, poza tym wyglądał jak czarnoksiężnik z bajek dla dzieci.
Nie wiedział, co go bardziej wytrąciło z równowagi. Fakt że ten człowiek podsłuchiwał ich rozmowę czy może to, że w nią bezceremonialnie wtargnął. Chociaż gdyby poważnie to przemyślał, najbardziej zirytował go on sam, bo nie dostrzegł obecności intruza. 
– Wielki Hentel – powitała go Mildred, a Milan nie mógł wyjść z podziwu dla jej znajomości ludzi na dworze. W zamku przebywała nie częściej niż inni gwardziści, mimo to wiedzę miała o wiele obszerniejszą.
– Jego wysokość Sambor Pierwszy życzy sobie, aby Milan syn Rubena z Zalesia towarzyszył Derwanowi synowi Awrama z Południowego Szlaku w jego podróży do rodzinnych terenów wraz z wybranką Sarą oraz jego kompanią, która przybyła dzisiejszego ranka – przemówił na jednym wydechu i wcale nie wyglądał na zdyszanego. – Następnie ma powrócić do stolicy z wybranym rycerzem Gwardii Królewskiej, który do niego dołączy w czasie drogi powrotnej, podczas gdy ty, szanowny rycerzu Mildred, przekażesz wieści od króla bezpośrednio drugiemu dowódcy, a następnie wraz z wyznaczoną przez niego grupą dołączysz do przeszukania na Słonecznej Dolinie.
Po tych słowach zapadła cisza. Zarówno Milan jak i Mildred stali zszokowani, bo takiego scenariusza nie mogli przewidzieć.
– Tutaj mam żelazny list dla Milana syna Rubena. – Doradca wręczył mu brązową kopertę z królewską pieczęcią, a on nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
– Czy nie rozsądniej zawrócić Milana do Lagary, gdzie drugi dowódca wyznaczy orszak dla Derwana? – wtrąciła chłodno Mildred.
– Taka wola króla. – Doradca westchnął teatralnie. – Szanowny Derwan wyrusza przed południem, masz więc czas Milanie synie Rubena przygotować się do kilkunastodniowej podróży,
– Kilkanaście dni? – prychnęła Mildred. – Akurat! Z panną będą się wlec przez co najmniej miesiąc.
Doradca posłał jej fałszywy uśmiech, ale nie skomentował tej uwagi.
– Ty, szanowna Mildred, powinnaś wyruszyć natychmiast.
– Tak też uczynię – powiedziała wystarczająco głośno, żeby doradca zrobił krok w tył. – Możesz już odejść. Chyba że masz dla nas kolejne informacje. Nie chcemy tracić twego cennego czasu, wielki Hentelu.
Mężczyzna skinął im głową, po czym oddalił się równie bezszelestnie, jak przybył. Dopiero kiedy całkowicie zniknął im z oczu, Mildred zaklęła głośno. Nie tłumaczyła, jak miała w zwyczaju. Nie musiała. Milan wiedział, w jakim bałaganie teraz utonęli.
To żadna nowość, że zmieniono im plany. Tylko że rozdzielaniem składu zajmował się dowódca, a nie król. Ten nawet nie do końca rozumiał ideę formacji gwardii. Sambor był wielkim wojownikiem, ale sprawy Lagary powierzył synowi. Dzisiejszy rozkaz mógł należeć do kaprysów, ale równie dobrze pasował do wielkiej szansy… albo przepaści.
Z tym, że cokolwiek o tym myśleli, to straciło znaczenie, zanim je zyskało. Decyzja została podjęta, a oni nie mieli prawa sprzeciwu.
Milan był już spakowany i gotowy do drogi, ale musiał skompletować dodatkowe wyposażenie w razie dłuższej podróży. Nie miał pojęcia, jak daleko mieszkał Derwan ani którą trasę wybiorą. Właściwie nie wiedział też nic o towarzyszach tego człowieka, którzy z pewnością będą mieli znaczący wpływ na jakość wyprawy. Dobrze zorganizowana grupa zapewniała szybkie poruszanie, właśnie do takiego stylu przywykł Milan w gwardii. Leniwa zgraja przeciągała wszystko nawet kilkakrotnie.
Jednak nie perspektywa wyjazdu z obcymi tak go denerwowała. Przede wszystkim, nawet po przeczytaniu listu, nie wiedział, w jakim celu miał wyruszyć. Nie sądził, żeby przydał się komukolwiek jako wsparcie, a do przekazania wiadomości wystarczał posłaniec.
Zapewne cel zadania pozna później…

… albo wcale.


***


Z grupą Derwana Milan spotkał się dokładnie przed południem, z miną wyrażającą czyste niezadowolenie.
Nie lubił Mildred, jak większości zarozumiałych, agresywnych kobiet, ale ona należała do gwardii. Jej towarzystwo dawało mu poczucie bezpieczeństwa, panującego porządku. Teraz miał spędzić wiele tygodni z człowiekiem, którego ledwo poznał i któremu nie ufał.
Kompania Derwana składała się z ośmiu mężczyzn równie bezbarwnych jak on sam. Wszyscy mieli ciemne włosy, nijakie rysy twarzy i przeciętną budowę. Kiedy powitali Milana, nie odróżniał nawet ich barwy głosu. Dlatego mimo wysiłku nie potrafił ich zapamiętać, dla niego byli po prostu druhami Derwana i nic ponad to.
Jeśli coś w ogóle zwróciło jego uwagę, to fakt że żaden z mężczyzn w stosunku do przywódcy nie trzymał się etykiety. Wszyscy klepali Derwana po plecach, żartowali z niego, gratulowali, a on nie odwzajemnił ich braterskich gestów. Czekał. Tuż za nim stała jego nowa małżonka, ubrana w gustowny strój podróżny.
Milan musiałby skłamać, gdyby chciał stwierdzić, że w ogóle nie interesowała go Sara. Nie jako kobieta, ale bardziej element niepasujący do obrazka.
I wzajemnie.
Sara dostrzegła Milana już na ślubie, bo rycerze gwardii budzili zainteresowanie wszystkich na dworze. Znajdowała się wtedy w stanie otępienia, więc szybko o nim zapomniała. Dzisiaj zobaczyła go ponownie i zmarszczyła brwi.
– Pojedziesz z Edmundem – powiedział do niej Derwan. – Ma podwójne siodło.
Sara odwróciła się w stronę łysego mężczyzny o nieco głupkowatym uśmiechu i sposępniała jeszcze bardziej.
– Księżna Kasandra obiecała przyprowadzić powóz – wyrzuciła niepewnie, patrząc, jak jej mąż mocuje wszystkie drobiazgi przy koniu.
– Pojadą w nim twoje rzeczy, laluniu – rzucił brunet, starszy od niej zapewne o ponad trzydzieści lat.
Otworzyła szeroko oczy, nie wiedząc, jak powinna się bronić. 
– To niegodne tak mówić do mężatki – wtrącił Milan, a w jego głosie zabrzmiała złość.
– To chyba nie twoja żona, eeeee, rycerzyku.
– Licz się ze słowami, Zerand – powiedział Derwan, a jego kompan zaczął otwierać i zamykać usta jak ryba wyciągnięta z wody.
– Właśnie, starcze – dodał kolejny mężczyzna. ­– Ta kobieta jest żoną Derwana, a chłopak to rycerz z samej Gwardii Królewskiej. Jak nie okażesz im należytego szacunku, zabiję cię.
Zerand wzruszył ramionami z obojętnością i wskoczył na konia, a zaraz za nim uczynili tak pozostali. Tylko Sara stała, zaciskając zęby i ignorując Edmunda, który podał jej rękę.
– Nie pojadę z obcym chłopem – powiedziała w końcu, a jej głos drżał… ze strachu czy złości, sama nie wiedziała.
– Nazwała cię chłopem! – zaśmiał się któryś z mężczyzn, a ona przygryzła policzki.
Edmund rzucił pytające spojrzenie Derwanowi, który patrzył na Sarą jak na nieszczególnie ciekawe zjawisko.
– Dlaczego nie mogę jechać z tobą? – zapytała niemal płaczliwym głosem.
– Nie mam podwójnego siodła – rzucił, jakby mówili o oczywistości.
– Weźmiesz mnie ze sobą albo zostaję tutaj – dodała drżącym głosem.
Wszyscy ją obserwowali, jakby oczekiwali, że zmięknie i odpuści. Kasandra kazała pod żadnym pozorem nie ulegać. „Jeśli nie zaznaczyć własnej pozycji na początku, później wykorzystają to przeciw tobie” rzekła na dzień przed zaślubinami. Mimo to Sara nie była jak księżna.
Zapewne przystałaby na podróż z Edmundem. Na szczęście, kiedy już chciała wycofać wypowiedziane słowa, Derwan podprowadził do niej konia. Chwycił kobietę za przedramię i bezceremonialnie wciągnął na swojego wierzchowca. Mógłby wyrwać jej rękę, jednak ona praktycznie sama wspięła się na zwierzę, zajmując miejsce za plecami męża. 
Ostatni raz w podobnej pozycji przebywała jako mała dziewczynka, kiedy ojciec zakupił do gospodarstwa konia.
– Szybko znudzisz się taką jazdą – powiedział Derwan, a ona w duchu przyznała mu rację.
Objęła go w pasie, opierając głowę na ramieniu. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. W końcu przez moment zobaczyła w jego oczach irytację… to dobry początek.
W końcu jak na razie nie mieli żadnego.
Nawet na ślubie nie wyglądał na szczególnie nią zainteresowanego. Więcej uwagi poświęcali jej obcy mężczyźni. Poza złożeniem przysięgi nie powiedział w towarzystwie Sary praktycznie nic, przez większość czasu rozmawiał z królem bądź ludźmi na dworze. W trakcie nocy poślubnej nakazał im spać, a uczynił to głosem bezkompromisowym. Nawet jeśli powinna polemizować, to nie znalazła odwagi. Poza tym zmogło ja zmęczenie, szczególnie kiedy pierwszy raz w życiu leżała w tak wygodnym łożu. Nie wspominając o tym, że z każdym kolejnym rokiem współżycie z mężczyzną coraz bardziej ją przerażało.
Rankiem zmartwienie nękało Sarę nieco bardziej. Ukryła je jednak w sobie i czekała.
Również teraz… chociaż aktualnie w głowie kobiety błądziła tylko jedna myśl.
Derwan miał rację.
Sara odczuła dyskomfort w momencie, w którym ruszyli, ale nie dała tego po sobie poznać. Dopiero po godzinie podróży zaczęła się wiercić i stękać.
– Kiedy postój? – zapytała, jak tylko zwolnił w trakcie jazdy przez las.
– Pół dnia drogi stąd jest gospoda – powiedział Milan.
– A po co tam stawać? – jęknął jeden z jeźdźców. – Bez niepotrzebnych przerw za osiem dni wrócimy do domu.
– Chcesz wieźć kobietę jak rycerza, Derwan? – dodał zirytowany gwardzista. Chociaż w całej drużynie z pewnością był najmłodszy, to rodzaj noszonej zbroi dodawał mu lat. – Po drodze opadnie z sił zachoruje i nie tylko zostaniemy zmuszeni do postoju, ale spędzimy tak z tydzień.
– Możemy zrobić przerwę teraz? – zapytała zbyt cicho, żeby ją dosłyszeli, więc powtórzyła.
W odpowiedzi usłyszała rechot. Nawet Milan, który dwukrotnie stanął w jej obronie, nie powstrzymał uśmiechu.
Sądziła, że Derwan każde jej usiąść w wygodniejszym siodle, zmusi do przyznania błędu. Jednak on milczał, jakby tę kwestię zamknął dawno temu.
Ruszyli dalej i to była najgorsza podróż w życiu Sary. Ból mięśni niemal ją wykończył, a do tego dochodził chłód, głód i dyskomfort. Krótkie postoje w gospodach spędzała sama, co wcale jej nie odpowiadało. Do tej pory dzieliła sypialnię z kilkoma osobami, a pustka zwiastowała kłopoty. Dlatego nawet w czystej pościeli i mimo potwornego zmęczenia, nie znalazła mocy, by zasnąć. Dopiero kiedy Derwan wchodził do pomieszczenia, uspokajała nerwy i wędrowała do krainy snów. Jednak on nie zawsze się pojawiał, czasami zostawiał ją samą na całą noc. Następnego dnia karciła samą siebie za to, że dobre samopoczucie uzależniła od obcego człowieka, który nie okazywał jej ni cienia sympatii.
… a potem karciła siebie i za tę myśl. W końcu Derwan wziął z nią ślub i cokolwiek teraz myślała, należała do niego.
Nawet jeśli w gruncie rzeczy on wcale jej nie chciał.
Bała się. Strach nie dotyczył nowego męża, ale samej sytuacji. Nie wiedziała, gdzie zmierzała, co na nią czekało w nowym miejscu. Miała za sobą zbyt wiele wiosen, żeby ktoś tak po prostu chciał ją za żonę. Za tym wszystkim stała tajemnica, którą odkryć chciała księżna Kasandra. Dlatego Sara zdusiła negatywne uczucia i cierpliwie znosiła trudny podróży.
Pod koniec trzeciego tygodnia siedziała przy palenisku, ubrana w ostatnią w miarę czystą suknię i włosami zaplatanymi na czubku głowy. Praktycznie wszystkie jej rzeczy zostały w  powozie, jedynie kilka ubrań zapakowano w bagaż przymocowany do wierzchowca. Nie tylko nie posiadała większości odzieży, ale i wszelkich rzeczy zapewniających minimum rozrywki. Dlatego oglądała zniszczone przez chłód dłonie, które i tak po wielu latach pracy na gospodarstwie nie wyglądały najlepiej.
– Nie jesteś głodna, pani? – zapytał jej Milan, który był dla niej chłopcem wyciągniętym z ryciny rycerza gwardii. Zawsze sztywny, kulturalny, pewny siebie i pozycji, którą zajmował.
– Mów mi Sara – przypomniała mu po raz piąty, bo już kilkakrotnie prosiła o zwracanie się do niej po imieniu. Była od niego starsza prawie o dekadę, ale nie lubiła formalizmu. Chociaż teraz nie należała do służby królewskiej. Awansowała na niewolnicę mężczyzny z południa.
Kiedy przyjrzała się Milanowi, widziała w nim osobę dobrze urodzoną, odpowiednio wychowaną, zgodnie z panującymi standardami. Na próżno szukała w nim czegokolwiek poza schematem.
Musiała przyznać, że wyglądał na chłopca, za którym już niedługo będą wzdychać wszystkie napotkane panny. Jako szesnastoletni młodzieniec miał ładne rysy twarzy, ciekawą barwę oczu – oliwkową zieleń, z ciemniejszymi, intensywnymi obwódkami. Z daleka wyglądały naturalnie, codziennie, ale z bliska odnalazła w nich coś szczególnego. Ponad to posiadał odpowiednią budowę i sztywny, rycerski program zachowania. Sara spędziła dość czasu na dworze, żeby wiedzieć, co interesowało kobiety. Chociaż sama nigdy nie wykazywała zauroczenia wobec jakiegokolwiek mężczyzny.
– Nie wypada tak mówić do mężatki – rzekł drętwo Milan, zajmując miejsce przy palenisku i tym samym sprowadzając Sarę na ziemię. Zachował odpowiedni dystans, ale i tak poczuła wdzięczność za jego towarzystwo.
– Jak długo będziesz z nami podróżował? – zapytała.
– Zapewne aż do południowej granicy. Król nakazał mi pozostać tyle, ile zażyczy sobie tego Derwan – wyjaśnił krótko.  
– Jak to jest być rycerzem z Lagary? – kontynuowała, żeby odgonić nieprzyjemne myśli.
Milan rzucił jej przenikliwe spojrzenie, ale milczał.
– Pewnie często słyszysz takie coś, he? Ale to ciekawe, nic nie zrobisz – mówiła, masując dłonie, które powoli odzyskiwały naturalny kolor. – Szkoda, że nie urodziłam się dziesięć lat później, być może też zostałabym rycerzem jak Mildred córka Magnusa z Kowalów.
Nie pozbawił jej złudzeń tylko z uprzejmości. Sara sama zarechotała, bo przecież znała prawdę. W Lagarze podziały społecznie teoretycznie nie miały znaczenia. W praktyce przyjmowano tam naprawdę wyjątkowe jednostki, chyba że ktoś miał odpowiednie znajomości. Przykładem był chociażby Milan, który otrzymał zbroję gwardii ze względu na ojca. Wątpił, by ktoś się nim zainteresował bez odpowiednich korzeni.
– Księżniczka Marianna wspominała, że poznałeś jej starszą siostrę – dodała, a nad prawą brwią Milana pojawiła się zmarszczka. – Po twojej minie wnioskuję, że zdążyła zajść ci za skórę. Księżniczka Gaja ma charakterek. – Nie powstrzymała niezbyt eleganckiego rechotu, ale rycerzowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. – Ona ma dobre serce, tylko nie potrafi tego pokazać.
– Wiem – przerwał jej rozdrażniony. – Wiem – powtórzył już ciszej, pogrążony we własnych myślach.
Więcej już nie powiedziała, nie chcę odstraszyć go gadulstwem. Jakkolwiek był w jej oczach chłopcem, jego obecność przypominała Sarze dom.
Miejsca, do którego nie mogła wrócić.
Z trudem powstrzymała łzy, które napłynęły do jej oczu.
Tydzień później katorga wydawała się wreszcie zakończyć. Jak zapytała Derwana, kiedy wyruszają w dalszą podroż, mężczyzna odpowiedział jej, że praktycznie dotarli na miejsce, a kolejną trasę pokona w powozie.
Niemal go ucałowała z radości, jednak jego apatyczna twarz w porę ją powstrzymała.
– Musimy czekać na delegację – dodał ciemnowłosy mężczyzna, z tego co pamiętała, Zygfryd.
– Mój wuj chce przekazać ci wiadomość dla króla – zwrócił się do Milana Derwan. – Dlatego musisz poczekać dwa dni, potem możesz wracać.
– Zrozumiałem – wycedził, nie wiedząc, czy zachowanie względem niego go złościło czy nużyło.
– Nasze tereny graniczą z Zalesiem – dodał sucho, a Milan spojrzał na niego zaskoczony. – Zerand wskaże ci najkrótszą drogę. – Dostrzegając pytające spojrzenie chłopaka, dodał – Ponoć „musisz jechać do domu”, czy nie tak?

Po tych słowach zostawił ich samych, a Sara pierwszy raz zobaczyła Milana całkowicie zbitego z tropu. 

***

Jak obiecałam, tak zrobiłam - nowa część rycerzyków :D Rozdział sam w sobie nie jest tak długi jak IX i jego druga część będzie krótsza niż ta... ale będzie w niej akcja huhuhu. Może nie "te pościgi, te wybuchy", ale no... akcja to akcja haha 

Napiszcie, co myślicie. Co was zaciekawiło, co niespecjalnie :D Jak wam się nowożeńcy podobają? Tyle miłości :D Kasandrze się nie podobają, to na pewno haha.
No i pokazałam Milana z innej perspektywy. Zupełnie inaczej go widziała Liliana, zupełnie inaczej Gaja, on sam siebie inaczej widzi, a teraz doszło do tego spojrzenie Sary. Co je łączy? 

No i Derwan doskonale wie, że Milan chce jechać do domu. Czyta w myślach? 
Jak coś, to do Zalesia zawitamy w rozdziale XII. Tutaj zostaniemy z Sarą i Derwanem, a w jedenastce pokażę, co u Aarona. 

Jak znajdziecie chwilę, podzielcie się swymi myślami. Niech moc będzie z wami! 





4 komentarze:

  1. Kasandra i jej wściekłość zostały opisane naprawdę dobrze. W ogole zdziwiło mnje, jak dobrze traktuje ona swoją służbę. Myslalam, ze w Lagarze sie tego nie doczekam. Lubię te Sarę, jest inteligentna j mysle, zd dowie sie, co temu jej mężowi siedzi w głowie. Nje robi on dobrego wrażenia, nawet jej nie bronił przed tekstami tego na z. Za to Milan się wykazał, i to naprawdę niezle, bo jako taki chlustek musiał sie wykazać jeszcze większa uwagę, stając w jej obronie. Faktycznie pokazujesz go na rożne sposoby i sama juz nke wiem, co o nim myślec, ale mysle, ze to dobry dzieciak. Za to Derwana w ogole nie rozumiem, w żadnym aspekcie :D co do techniki podobała mi sie perspektywa Sary, ale troche za szybko eg mnje biegłas w czasie, nie spodziewałam sie takich przeskoków i skoro przedstawiłaś około trzech tygodni wędrówki, przypadłoby sie wiecej tła, zdecydowanie. Czekam na ciąg dalszy, szczególnie na rozdział o Aaronie, bo ciekawam, co u niego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Technicznie będę jeszcze to na pewno poprawiać, zwrócę uwagę na te przeskoki czasowe.
      Milan został wychowany w konkretny sposób, dlatego różnie jest odbierany przez różne osoby. Chociaż fakt, że teraz też zachowuje się nieco inaczej. Wyprawa do Czystych dała mu w kość ;p
      Co do Derwana - na tym etapie ciężko go zrozumieć :D Nie oznacza to, że w przyszłości będzie lepiej albo że kryje się za tym jakaś wzruszająca historia. Ale wyjdą w końcu jego motywy, przynajmniej na tyle, na ile jest to potrzebne w historii... tak sądzę haha.

      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam!

      Usuń
  2. Rozumiem, że Kasandra jest wściekła. Bo jednak w tym Twoim świecie płodzenie dzieci na boku jest czymś normalnym (a przynajmniej często obserwowanym), to jednak nie każda kobieta potrafi przejść za tym do porządku dziennego. Nie dziwię się, że Kasandra wariuje. Tylko ciekawa jestem, do czego ją to doprowadzi.
    Skoro 25 lat to wiek za późny na wychodzenie za mąż i skoro Sara wcale nie jest jakoś specjalnie ładna, to czemu do jasnej ciasnej Derwan chciał właśnie ją? Nadal nie mogę wymyślić żadnej odpowiedzi na to pytanie. Do głowy przychodzą mi tylko, że jest córką kogoś potężnego, ale sama o tym nie wie. Poza tym nie mam żadnych pomysłów, a ciekawość mnie zżera. Pozza tym ten cały Derwan nawet nie chciał się z nią kochać! Jestem pewna, że on coś kombinuje…
    Ciekawa też jestem po co im Milan i skąd Derwan wiedział, że Milan chce pojechać do domu. Od Mildred? No bo jeśli nie od niej, to skąd? W myślach czyta? :D
    Lecę dalej, może zdążę jeszcze dziś przeczytać ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Kasandry ewentualny bękart jest tym bardziej niebezpieczny, bo sama urodziła tylko (albo aż) córki. Poza tym Dymitr nie przyzwyczaił jej do takich wyskoków :D Za bardzo kochliwy to on nie jest haha. Wydaje mi się, że pierwsza zdrada boli najmocniej, a kiedy do kobiety dociera, że i tak nie jest w stanie nic z tym zrobić, to z czasem zaczyna to akceptować.

      Derwan nie pokaże wszystkich kart od razu, musi dobrze grać, żeby nie wleźć w bagno. Ale już w następnym rozdziale wyjdzie dosyć istotne powiązanie Derwana z głównym wątkiem, nie wiem tylko, czy jest dosyć wyeksponowane :D

      Dziękuję ci bardzo za komentarze!
      Pozdrawiam!

      Usuń